Notatnik wileński
Znaki czasu na Nowej Rossie
Grupy i turyści indywidualni mają szlak utarty – Stara Rossa. Mauzoleum z prochami Matki i sercem Józefa Piłsudskiego, cmentarzyk wojskowy, najsłynniejsze groby na Górce Literackiej etc. Ten fakt pochwalny jest. Uroczystości, kwiaty, znicze (nadal przez nadgorliwych stawiane w bezpośredniej bliskości płyty, co na dobre jej nie wychodzi) – piękne to i wzruszające. I bardzo patriotyczne. Ale obok, na Nowej Rossie (ul. Sukileliu, d. Listopadowa) znajduje się miejsce także ważne, przy którym polskie uroczystości patriotyczne nie odbywają się. Litewskie – owszem. Leżą tu żołnierze polscy – 40 osób – którzy polegli w latach 1919-1920 w walkach o Wilno, w tym kilku żołnierzy zorganizowanej w końcu grudnia 1918 roku Samoobrony Wileńskiej. W jej szeregach była inteligencja, robotnicy, młodzież, w tym niemal dzieci. Z powodu jednego z takich dzieciaków nie stało wybitnego architekta i rzeźbiarza Antoniego Wiwulskiego, który jako żołnierz Samoobrony stał na warcie razem z niepełnoletnim obrońcą Wilna przed bolszewikami. Wielki artysta – twórca Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie i Trzech Krzyży w Wilnie w styczniową mroźną noc oddał swój płaszcz małemu wartownikowi. Przypłacił to życiem, wywiązało się silne zapalenie płuc i wkrótce nastąpił zgon. Są też 23 groby żołnierzy litewskich poległych w starciach z wojskami gen. Lucjana Żeligowskiego.
W 1921 roku pośrodku między grobami polskimi i litewskimi wzniesiono pomnik na masywnym cokole – wysoką kolumnę. Na kopulastym szczycie umieszczona była rzeźba orła polskiego z rozpostartymi skrzydłami, a poniżej napis: Wilno swoim wybawcom. Całość obsadzono tujami-cyprysami. Po 45 roku rzeźba orła została zniszczona. W 1989 r. restaurację spękanej kolumny wykonali społecznie pracownicy polskiego przedsiębiorstwa Pracownie Konserwacji Zabytków, prowadzący liczne prace restauratorskie na wileńskiej starówce. Z kolei tzw. patrioci wileńscy zrobili sporo szumu, zapowiadając, że orła odbudują, podobnie jak Pomnik Dyneburżan (stał przy bramie głównej Starej Rossy i upamiętniał wilnian uprowadzonych przez bolszewików i zamordowanych w Dyneburgu (ob. Daugawpils). Na deklaracjach, niestety, się skończyło. Tymczasem kolumna zaczęła powoli od nowa niszczeć i w tej chwili prezentuje się fatalnie. Stoją przy niej jakieś resztki niby rusztowań, co wygląda na absolutną kpinę. Groby polskich żołnierzy – obrońców polskości Wilna – też pozostawiają wiele do życzenia. Tymczasem tzw. litewska część cmentarzyka wojskowego rozrasta się w tempie zadziwiającym. Pod murem w pierwszych latach niepodległości ustawiono rzeźbiarską pietę, przy której w czasie rocznicowych uroczystości żołnierze litewscy pełnią wartę (była nawet bodaj dwukrotnie litewsko-polska z okazji ważnych wizyt prominentów polskich). Pośrodku, w sąsiedztwie kolumny znalazły się niedawno trzy sporych rozmiarów płyty granitowe. Centralna, w formie krzyża, jak głosi napis, poświęcona jest pamięci ofiar okupacji lat 1920-1939 i 1940-1990. Na dwóch pozostałych wyryte są nazwiska zesłańców i więźniów politycznych. Niby dlaczego właśnie na Rossie? Co wspólnego mają z najszacowniejszą wileńską nekropolią? Przypadkowy zwiedzający może odnieść wrażenie, że osoby te pochowane są na Rossie, co nie jest prawdą. No cóż, w ten sposób historia jest pisana od nowa. Oby tylko nie stało się tak jak w pewnej rosyjskiej rymowanej wyliczance (wtedy jeszcze dzieci bawiły się w chowanego, a nie z komputerem), która brzmi mniej więcej tak: po cichutku, pomalutku dodajemy myszkę do kota, a w sumie: kot jest, myszki nie ma.
Miasto w otoczeniu murów
Wilno miało swoje mury obronne. Wzniesiono je w latach 1503-1522, a wyburzono z rozkazu carskiego gubernatora w latach 1799-1805. W ten sposób przestał istnieć zespół cennych zabytkowych budowli – mury liczyły 3,2 km, ich grubość 2-3 m, wysokość – 6-12 m, miały 9 bram, liczne baszty. Do naszych dni zachowała się jedyna brama – Ostra (dawniej zwana Miednicką). Gdyby nie wybitny malarz Franciszek Smuglewicz, który nad Warszawę ukochał Wilno, nie mielibyśmy pojęcia jak te mury obronne wyglądały. Zdążył przed wyburzeniem niektóre utrwalić na rysunkach. Są one dziś bezcennym materiałem ikonograficznym, z którego korzystają specjaliści. Postanowili oni do roku 2009 uporządkować, na ile to możliwe, całość dawnych murów obronnych. Tzn. oznaczyć trasę fortyfikacji, odpowiednio ją oświetlić, zakonserwować fragmenty, które przetrwały (np. na Bakszcie), odtworzyć otoczenie bramy Subocz, Barbakanu. Przewiduje się, że w przyszłości mury obronne staną się atrakcją turystyczną. Warto przypomnieć, że wznosili je wszyscy bez wyjątku wilnianie: mieszczanie, szlachta, arystokraci, duchowni. Każdy miał wyznaczony dokładny fragment do wymurowania. W razie sprzeciwu – groziło nawet pozbawienie majątku i wysiedlenie poza granice miejskie. Oczywiście, mury nie mogły chronić przed wielkimi najazdami, ale ponieważ były one dopełnieniem naturalnej linii obronnej jaką są obie rzeki, liczne strome wzgórza i jary, powstrzymać np. rozwścieczone hordy tatarskie były w stanie. Tu istotną rolę odgrywała ich wysokość, bowiem wróg nie mógł korzystać z drabin, a obrońcy delikwenta polewali wrzątkiem, roztopionym ołowiem i rzucali kamieniami, ostrzeliwali z łuków.
Woda z Węgrów
Być może po pewnym czasie będziemy pili wodę źródlaną, która kotłuje bezużytecznie pod ziemią. Specjaliści są zdania, że nie utraciła ona swoich cennych właściwości. W starych kronikach wileńskich jest zapisane, że ludność miasta powiększyła się dzięki „życiorodnej wodzie”. Dostarczały jej mieszczuchom m. in. źródła Wingry (dziś okolice ul. Vingriu, obok Basanavičiusa (d. Wielka Pohulanka). Najprawdopodobniej właściwa nazwa – źródła Węgry – od osady Węgrów, która tu powstała za czasów Olgierda i stanowiła osobne przedmieście. A więc Węgry-Wingry słynęły ze znakomitej wody źródlanej, którą mieszkańcy bardzo sobie chwalili i stąd właśnie określenie „życiorodna”. Później źródła te stały się własnością dominikanów. Oni to w roku 1536 ujęli je w cztery rury podziemne. Dostarczały one wodę pitną do kilku głównych zbiorników. Jeden z nich znajdował się na obecnym placu Daukantasa (przed teraźniejszym pałacem prezydenckim), drugi – przy ul. Świętojańskiej, przy samej dzwonnicy kościoła św. Jana. W 1879 r. zbudowano obszerne wodociągi, z których żelaznymi rurami woda wingrzańska płynęła do głównych części miasta. Źródła te praktycznie przestały funkcjonować po drugiej wojnie światowej. Owszem, wodę pobierano do tzw. celów technicznych: polewanie ulic, dla potrzeb strażaków etc. Obecnie powstał projekt rewitalizacji źródeł z dawnej osady Węgrów. Trwają prace badawcze, ich wyniki zarysowują się całkiem optymistycznie.
Złodzieje unieruchomili dzwony katedralne
Od pewnego czasu fasady katedry wileńskiej i znajdującej się obok dzwonnicy są remontowane. Tympanon świątyni lśni już piękną bielą, restaurowane są figury ewangelistów, wielkich książąt litewskich oraz świętych zakonu jezuitów. Katedra ma być całkowicie pomalowana jeszcze w tym sezonie. Mogłoby to cieszyć, ale w międzyczasie zamilkły dzwony wieży katedralnej, zatrzymał się potężny zegar. Złodzieje dostali się do wnętrza dzwonnicy i ukradli miedziane kable, uszkodzili także rozdzielnię, zniszczeniu uległ system komputerowy sterujący graniem dzwonów. Trudno powiedzieć, kiedy szkody zostaną naprawione. W każdym razie nie od dziś wiadomo, że jak długo będą istnieć skupy metali kolorowych, proceder kradzieży będzie kwitł. Przypomnijmy chociażby cmentarz na Rossie i skradzione z nagrobków i pomników zdobnicze elementy metalowe.
* Zielony Most – nazwę tę otrzymał w 1769 r. – po prawie trzymiesięcznym remoncie w ostatnich dniach sierpnia został całkowicie udostępniony dla pieszych i transportu samochodowego. Odbudowano go po zniszczeniu wojennym w 1952 r. i odtąd ani razu nie był kapitalnie remontowany. Został też na nowo pomalowany, oczywiście na zielono i dobrze, że ta zieleń jest bardziej stonowana od poprzedniej.
* Jezdnie i chodniki wileńskie mają być bez dziur i wybojów, a prace remontowe zakończyć planuje się do roku 2009. Jak przystało na stolicę kultury europejskiej (zaszczytu tego Wilno dostąpiło wraz z autriackim Linzem) ma być całkowicie uporządkowana infrastruktura drogowa. Na ten cel przewiduje się przeznaczyć miliard litów, w tym z funduszy UE.
* Muszla koncertowa w Zakrecie, zbudowana przed ponad 40 laty, już dawno ma poza sobą czasy świetności, kiedy to służyła wielkim świętom pieśni, imprezom artystycznym, a nawet wiecom patriotycznym. W 1993 r. budowla została kapitalnie wyremontowana w związku z wizytą na Litwie papieża Jana Pawła II, który w Zakrecie spotkał się z wiernymi. Potem nastąpił okres ciszy. Co prawda, muszlę koncertową przed trzema laty odnowiono w związku ze światowym świętem pieśni Litwinów, ale na zapleczu nic nie zrobiono. Prezentuje się ono dość tragicznie po wybuchu w 2001 r. materiałow pirotechnicznych, którego wynikiem był pożar. Obecnie planowane jest odrodzenie pomieszczeń estradowych. W założeniu ma być tu urządzone centrum rozrywkowo-rekreacyjne z myślą o całych rodzinach. Realizacja planów będzie wymagała ogromnych nakładów, bowiem budowla praktycznie nie posiada sieci inżynieryjnych.
Halina Jotkiałło