(...) zostawić potomnym co się myśli, czuje...

drukuj
Halina Turkiewicz, 24.09.2015

Jeśli wiedzieć chcecie
starzy no i młodzi
że najpiękniejsza w świecie
jest wieś gdziem się urodził

Nie jest to daleko
wyjaśnić pozwolę
nad tą Solczą – rzeką
tylko że tam w dole

Gdzie trawy nie koszone
do pasa sięgają
gdzie kaliny grona
do wody padają

Gdzie las się odbija
w czystym wody lustrze
gdzie łoś wodę pije
w tej Rudnickiej Puszczy

Gdzie leśne powietrze 
latem rzeźbi chłodem
gdzie przy cichym wietrze
czuć dokoła miodem

Gdzie łasiczka zwinna
łowi polne myszki
tam ma wieś rodzinna
tam Stare Rakliszki

Dana autoprezentacja wyszła spod pióra Michała Wołosewicza (1925-2004), drugiego, obok Jadwigi Bębnowskiej, nestora powojennej poezji polskiej na Litwie. Gdybyśmy nawet nie znali autora tych wersów, gdybyśmy nie wertowali innych jego tekstów, już na podstawie przytoczonego wyżej wiersza, opatrzonego tytułem Najpiękniejsza, potrafilibyśmy niemało powiedzieć o tym człowieku. Cechuje go, bez wątpienia, prostota (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), wielka wrażliwość na piękno rodzimej przyrody, znajomość jej realiów, przywiązanie do swojej "małej ojczyzny", nazywanej czule, po imieniu, przedkładanej nad egzotyczne zamorskie krainy. 
8 września minęła 90. rocznica urodzin autora Najpiękniejszej, co stwarza świetną okazję do przypomnienia skromnych, ale mających wyraźne indywidualne znamiona, wierszy Michała Wołosewicza.

Nie "w czepku urodzony"
Przyszedł na świat, o czym informuje także przywołany wiersz, w Starych Rakliszkach, w roku 1925. Wychowywał się w skromnej rodzinie pracownika leśnego. Nie należał do tzw. "w czepku urodzonych". Ukończył miejscową szkołę początkową, po czym kontynuował naukę w Wilnie. Żądny wiedzy, wrażliwy na wartości duchowe nie mógł jednakże zdobyć matury, gdyż w 1939 roku, kiedy był zaledwie w klasie szóstej, naukę przerwała II wojna światowa. Po jej zakończeniu Wołosewicz przez długie lata pracował jako agent skupu plonów rolnych i leśnych przy Wileńskiej Fabryce Konserw. Zamieszkał w Bieniakoniach na Białorusi.
Od 1969 roku nazwisko Michała Wołosewicza zaczęło sporadycznie się pojawiać na łamach jedynej wówczas polskojęzycznej gazety codziennej, jaką był Czerwony Sztandar (obecnie Kurier Wileński). Publikował tu swoje wiersze, czasem też nieduże artykuły. Utrzymywał kontakty z kolegami po piórze. Należał do działającego wówczas przy gazecie Koła Literackiego, zawsze więc był zorientowany i uczestniczył w tym, co działo się w środowisku literatów wileńskich. 
Dla ludzi twórczych nie były to czasy łatwe. Nie zawsze można było wylewać na papier to, co naprawdę leżało na sercu, gdyż zdarzały się kłopoty z publikowaniem utworów "niepoprawnych ideowo". Wśród ówczesnych wierszy poety zdarzają się czasem takie, w których pobrzmiewają wybiórcze szablonowe motywy, podyktowane przez koniunkturę polityczną. 
Jednakże dość szybko Wołosewicz je przezwycięża. Pomaga mu w tym przywiązanie do swojej "małej ojczyzny", jak też znalezienie się w Bieniakoniach, na białorusko-polsko-litewskim pograniczu, w skromnej miejscowości, ale napiętnowanej kulturowo przez reminiscencje, dotyczące życia i twórczości naszego Wieszcza narodowego.
Piewca Adama i Maryli
Mieszkając w Bieniakoniach, gdzie przy barokowym kościele jest pochowana hrabina Puttkamerowa, bardziej znana ogółowi jako Maryla Wereszczakówna, zainteresował się także innymi miejscowościami, które się wiążą z dziejami wielkiej romantycznej miłości Adama Mickiewicza. Dzieje "wielkiego kochania" zauroczyły twórcę do tego stopnia, że stał się miłośnikiem niemal jednego tematu, przeobraził się w "piewcę Adama i Maryli". Połączywszy wenę poetycką z amatorską pasją krajoznawczą chodził i jeździł śladami tej wielkiej miłości, rozmawiał z ludźmi, którzy znali niegdyś mieszkającą w pobliskich Bolcienikach hrabinę bądź coś słyszeli o niej, o jej manierach, o towarzyszącej kobiecie jakiejś dziwnej tęsknocie...
Już w antologii poetyckiej Sponad Wilii cichych fal (wydanej notabene w roku 1985, czyli przed trzydziestoma laty), wśród zamieszczonych tutaj siedmiu wierszy Wołosewicza aż pięć opartych jest na kanwie historii miłosnej Adama i Maryli. Poeta tak mocno jest zauroczony losem romantycznych kochanków, że widzi i słyszy ich oczyma duszy, chociaż od spotkań tej najbardziej literackiej pary zaczynają upływać wieki. Niektóre wiersze napisane są tak, jakby naśladowały aurę ballad Mickiewiczowskich. Sporo w nich tajemniczości, niedopowiedzeń, fantastyki, zaufania  przekazom ludowym i własnej wyobraźni. Taka właśnie atmosfera występuje w znanym wierszu, zaczynającym się od incipitu ***Dziwna legenda...:

Dziwna legenda krąży między ludem,
Że w noc najkrótszą przychodzi ta chwila,
Którą pobożni ważą się zwać cudem,
Gdy wraz z Adamem znowu jest Maryla;
A rzeka Solcza jak dobra matula
Co w blaskach księżyca srebrzyście błyska
Mgłą białą leciutko kochanków otula,
Aby nikt nie mógł podpatrzyć ich z bliska...
I tylko nad ranem przy kamiennym młynie,
Gdy ludzie ze snu się budzą i wstają
Ich szept o miłości zacicha i ginie,
Bo do swych mogił wracają...
Z "tych pagórków leśnych i tych łąk zielonych"
Wracają na rozłąkę, jak każą wyroki –
Ona na cmentarz pod znajome klony
A on w wawelskie historyczne mroki...

Jesteśmy w "Gaiku"...
Podobny nastrój występuje też w Echu legendy, tym bardziej, że przestrzeń liryczną tego wiersza określają bolcienickie spotkania słynnych kochanków. Miały one miejsce w Gaiku, położonym nieopodal dworu hrabiego Wawrzyńca Puttkamera, którego to żoną była Maryla Wereszczakówna. Jak wieść gminna niesie, nawet po ślubie z Puttkamerem Maryla nie odrzucała randek w Gaiku, kiedy okoliczności pozwalały poecie, nauczającemu wówczas w Kownie, wracać w drogie dla niego strony:

Żywi świadkowie serio stwierdzić mogą,
Że idąc nocą bolcienicką drogą,
Wpada się w otchłań tajemnic bez liku.
Słychać szmer dziwny w zasępionym lesie,
Jakieś wołania, które wiatr wciąż niesie
Hen od Gaiku. 

Wyjaśnię dalej z jakiej to przyczyny:
Że głos poety, że jaśnie hrabiny
(Wereszczakówna a Puttkamerowa),
Że wielka miłość, bolesne rozstanie...
Zauroczona – na zapamiętanie –
Trwa ich rozmowa.

Dany wiersz, obok kilku innych tekstów Wołosewicza, jest zamieszczony już w antologii Współczesna polska poezja Wileńszczyzny (Warszawa 1986), opracowanej przez Jacka Kajtocha i Krzysztofa Woźniakowskiego.
Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, kiedy nawiązały się ściślejsze kontakty z Polską, twórczość Wołosewicza zaczęła się ukazywać także w tomikach autorskich. 
Pierwszy zbiorek poety wydała w 1992 r. zasłużona dla naszych twórców warszawska Oficyna Literatów i Dziennikarzy "Pod Wiatr". Ukazał się pod znamiennym tytułem "Brzoza Maryli", określającym preferencje tematyczne autora. 
Kolejne dwa zbiorki zostały wydane w Poznaniu. Są to Konie Bienia (1997) oraz Szepty kamienia (1999). 
Nietrudno się domyślić, że tytuł trzeciego znowu nawiązuje do motywu Wielkiej Miłości, jak nazywał poeta niezrealizowane uczucie Adama i Maryli, do ich schadzek w Gaiku przy kamieniu, z którego do dzisiaj uczestnicy licznych wycieczek próbują coś wyczytać, odnaleźć jakiś ślad obecności słynnych kochanków. Mnożą się też kolejne tradycje i legendy. Młodzi ludzie, zwłaszcza uczniowie i studenci, starają się dotknąć kamienia czy też na nim posiedzieć, bo to jest jakoby zadatkiem na przeżycie wielkiej miłości. 
Do tworzenia tych pięknych legend przyczynił się w wielkim stopniu sam Wołosewicz, który, jak zauważyliśmy wcześniej, tropił wszelkie słuchy o Adamie i Maryli, przetwarzał je w swoich wierszach, ponadto, mieszkając w Bieniakoniach, był też częstym przewodnikiem wycieczek, zmierzających tropami tej romantycznej miłości.

Jest w Bieniakoniach cmentarz przy kościele...
Wiersze, dotyczące dziejów najsłynniejszej XIX-wiecznej miłości, zdominowały także tomik Konie Bienia. Tytuł zawdzięcza dany zbiorek miejscowej legendzie o założeniu Bieniakoń. To tutaj, jak objaśnia autor, znaleziono niegdyś konie, które się spłoszyły. Należały one do gospodarza o nazwisku Bień, stąd właśnie "konie Bienia", zaś szyk przestawny przynosi nazwę Bieniakonie. 
To tutaj zaczęła się przygoda Wołosewicza z najciekawszym dla niego wątkiem krajoznawczym i poetyckim, o czym mówi niejeden jego wiersz, w tym otwierające zbiorek Sobótki Maryli i legenda nocy czerwcowej:

Jest w Bieniakoniach cmentarz przy kościele
Na nim tak zwany rząd grobów rodzinnych –
Tam śpią z Bolcienik dawni właściciele
I jest tam grób jeden, niezwykły – inny.

Gdy słońce go złoci swym jasnym promieniem
Klon jakby w smutku gałęzie pochyla
W tym grobie pod ciężkim z granitu kamieniem
Już przeszło od wieku spoczywa Maryla. (...)

Ona za życia mieszkała tu blisko
Kiedy i gdzie – wiemy doskonale –
Miała tytuły i znane nazwisko
Lecz my wciąż na nią mówimy zdrobniale.

Ją ktoś tak nazywał, gdy była dziewczyną –
I wiemy co dzisiaj zwać ją tak zmusza – 
Tak będą ją zwali choć wieki przeminą
Bo taka jest siła słów geniusza. (...)

W dalszych partiach dłuższego utworu nawiązuje poeta do swojego ulubionego motywu: w noc świętojańską ponownie sprowadza Adama i Marylę na randkę, która jest zadośćuczynieniem za to, czego nie zdążyli zaznać za życia, wielka miłość nie podlega zniszczeniu ani zapomnieniu:

(...) Nie dziw – ta noc miała osobliwe czary
Wszelkich wróżb z ogniem, w nurt rzucanych wianków –
Dziś nad rzeką Solczą są dziwy tej miary
Trwa romans dawno umarłych kochanków. (...)

Wracają jak żywe – drogie mi obrazy

W miarę upływania życia coraz więcej lat zaczęło dzielić autora nie tylko od czasu romantycznej miłości Adama i Maryli, ale także od swojej młodości. Obok motywów Mickiewiczowskich pojawia się nostalgiczna nuta, dotycząca własnej "małej ojczyzny", wspomnień rodzinnej wsi, dzieciństwa, rodziców, przekazywanych przez nich nauk i wartości. Coraz częściej zdarzają się pamięciowe powroty ku dawno kontemplowanym, często już zmodyfikowanym bądź nieistniejącym realnie, obrazom Starych Rakliszek i ich okolic. To wywołuje Dumkę minorową, jeżeli mamy operować tytułem jednego z wierszy:

(...) Nie wstyd mi będzie
gdy łzę uronię
na miedzę dawno zoraną
idę powoli
po świeżej roli
w rodzinnej stronie
kochanej.

Tu każda dróżka
jest dla mnie znana
tu byłem dzieckiem, tu rosłem
tu pierwsze kroki
na świat szeroki
stawiałem z mamą 
najdroższą.

Stąd po raz pierwszy
w niebo spojrzałem
na dzienne i nocne dziwy
stąd w księżyc, słońce
w gwiazdy błyszczące
często patrzałem 
szczęśliwy. (...)  

Jeżeli z Dumki minorowej wyłonił się obraz matki, to wiersz Apatia przywołuje czynności gospodarskie, wykonywane pod czujnym okiem ojca, przy akompaniamencie odurzających zapachów i odgłosów wiejskiej natury: 

(...) Wracają jak żywe – drogie mi obrazy –
z ojcowską zagrodą – gdzie brona drewniana
miała swoje miejsce – gdzie ją tyle razy
musiałem ustawiać pod strzechą słomianą.

Widzę – zda się rzekę – w niej z rybą więcierze
cyka konik polny wróżąc na pogodę – 
nawet czuję zapach – pewno siano świeże
miłą woń rozlewa – nad łąką – nad wodą.

Wokół brzęczą pszczoły – dawne, zwinne, rojne
żyjące półdziko – w barciach i dłubankach –
zda się wraca wszystko – jak było przed wojną
w najpiękniejszej chwili – w mym życia poranku.

Ów "życia poranek" tym częściej jest przywoływany, im bardziej dają się we znaki objawy zbliżającej się starości. Na odczuwane dolegliwości fizyczne patrzy nieraz poeta przez pryzmat lekkiego humoru, jak w Rąbku młodości albo też w wierszu Nie mogę się przyzwyczaić, białym, nierymowanym, co jest dość rzadkie u tego autora, napisanym w formie niemal Różewiczowskiego wyliczenia:

Już kilkakrotnie o tym mówiłem,
że w życiu
do wielu rzeczy się przyzwyczaiłem:
do wczesnego wstawania,
do twardego posłania,
do ciężkiej pracy
i próżnowania,
do tłustych kotletów,
do odchudzającej diety,
do kwaśnej kapusty
i do rozmowy pustej,
ba, nawet do miłości
nieproszonych gości...
...ale nie mogę się przyzwyczaić
do własnej starości.

Był sobie dziwak na świecie (...)

Z niemałą dozą humoru traktował też Wołosewicz swoją twórczość, swoje bycie poetą. Jako bardzo skromny człowiek zdawał sobie sprawę ze swojego niezawinionego, oczywiście, niedokształcenia, ze swojego tradycjonalizmu, przywiązania m. in. do poezji rymowanej, o czym pisał w Bajce nowoczesnej:

Był sobie dziwak na świecie
prawie analfabeta
lecz zaczął rymy klecić
jakby poeta. (...)

Aż w pewnej chwili
poeci skądś się dowiedzieli
zaprosili
usłyszeć chcieli
trochę się dziwili
jedni pochwalili
drudzy zganili
bo powiedzieli:

Proszę się nie lenić
i rym swój zamienić
na wiersz współczesny
bardziej doskonały
tak nazwany
biały

Dziwak ze swą prostotą
choć niewiele zrozumiał
ale odrzekł:
Zgoda
ja bym go z ochotą –
gdybym umiał... 

Był też niezbyt często spotykanym "okazem" poety, który zna swoje miejsce, który potrafi docenić innych, w tym też swoich wileńskich współbraci po piórze. W autotematycznym wierszu Refleksje po ciemku, mówiącym m. in. o kłopotach tworzenia, padają nawet nazwiska niektórych miejscowych, bardziej wyrafinowanych, kolegów po fachu:

(...) Ów wiatr coś mi dyktuje, lecz się gubię, mylę –
nie mogę słów na papier nie rzucić z goryczą:
O! Gdyby Worotyńskim zostać choć przez chwilę –
lub gdyby tak przez chwilę zostać Piotrowiczem.

Nie dla mnie pisać wiersze, choć chętka niemała
by zostawić potomnym co się myśli, czuje.
Stąd to czasem i chwytam za pióro nieśmiało –
bo... w Bieniakoniach poetów brakuje. 

Nie tylko w Bieniakoniach "poetów brakuje". I nie chodzi tu bynajmniej o tych, którzy koniecznie muszą sięgać po pióro. Bardziej może o to, że coraz mniej jest takich, którzy są poetami w duszy, których stać jeszcze na bezinteresowne wzruszenie. Po prostu odchodzi, wymiera pewien typ wrażliwości. Typ wrażliwości niewymuszonej, nieudawanej, przerastającej w pasję, nie oczekującej poklasku ani zapłaty, stale poszukującej czegoś głębszego w płytkiej i niepowabnej nieraz rzeczywistości. 
Michał Wołosewicz, niepowtarzalny na naszym gruncie "piewca Adama i Maryli", odszedł do wieczności 10 stycznia 2004 roku. Jak to dobrze, że zdążył (...) zostawić potomnym co się myśli, czuje (...), przynajmniej jakąś małą cząstkę swoich przygód duchowych, które nawet w dzisiejszym zmaterializowanym świecie wzruszą być może jeszcze czyjeś wrażliwsze, romantyczne serce. 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie