Dzięki determinacji i łasce Bożej

drukuj
Henryk Mażul, 19.09.2017
Fot. Teresa Worobiej

Wileńscy franciszkanie odzyskali też klasztor!

Symbol na tle nieba

Żeby skojarzyć obecność w Wilnie Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych (franciszkanów), wystarczy skierować wzrok na strzelające wysoko w niebo Trzy Krzyże, umiejscowione na górze, zwanej niegdyś Łysą albo Krzywą. Które zresztą, jako symbol przywiązania naszego grodu do wiary katolickiej, mają zamierzchły rodowód. Legenda wieści, że zostały ustawione dla uczczenia śmierci siedmiu mnichów franciszkanów, zamordowanych przez pogan, kiedy próbowali siać między nich ziarno Wiary.

Jeśli wierzyć Marcelemu Kosmanowi, pojawiły się tu między rokiem 1613 a 1636, a że drewno nieuchronnie nadgryzał okrutnik-czas, były parokrotnie wymieniane, lecz gdy po raz kolejny zawaliły się ze starości w roku 1869, optujące za prawosławiem władze carskie nie pozwoliły na ich odbudowę. Na swoje miejsce wróciły dopiero za okupacji niemieckiej w roku 1916. Co prawda, w budulcu zdecydowanie bardziej trwałym niż drewno, gdyż w żelazobetonie, którego wielkim orędownikiem w swych projektach był znany architekt Antoni Wiwulski.
Na Trzy Krzyże Wiwulskiego, które szczęśliwie przetrwały zawieruchę II wojny światowej, targnęła się barbarzyńska sowiecka ręka. Z nakazu "wojującego ateizmu" z pomocą ładunku wybuchowego zostały one 30 maja 1950 roku wysadzone w powietrze, przy czym część ruin wywieziono, a większe fragmenty zakopano na miejscu. Dotkliwa pustka na Górze Trzykrzyskiej została jednak wypełniona w roku 1989, kiedy Litwa wybijała się na państwową samodzielność. Wtedy to z inicjatywy społeczności i przy wsparciu hierarchii kościelnej zdecydowano je odbudować. Wykonany przez rzeźbiarza Stanislovasa Kuzmę według projektu architekta Henrikasa Šilgalisa pomnik uroczyście odsłonięto 14 czerwca 1989 roku. W jego fundamentach wmurowano resztki odkopanych dawnych krzyży. Te nowe swym wyglądem kopiują poprzednie, tyle że są o 1,8 metra wyższe, by mogły górować nad okolicznymi drzewami, które zdążyły przecież mocno urosnąć.

Wiele pamiętające mury
Nie mniej wymownym materialnym znakiem sięgającej zamierzchłych czasów bytności franciszkanów w Wilnie jest okazała świątynia na wileńskich Piaskach, datująca się rokiem 1421, choć wielce prawdopodobne, iż już wcześniej – jeszcze przed oficjalnym chrztem Litwy – franciszkanie mieli tu swój dom Boży, doszczętnie splądrowany przez Krzyżaków. Ten pierwotnie zbudowany w stylu gotyckim kościół kilkakrotnie dotkliwie niszczyły pożary, aczkolwiek po każdym był heroicznie odbudowywany przez franciszkanów, zmieniając po części wygląd zgodnie z dominującymi naonczas trendami architektonicznymi. Ostatnia przebudowa po tym, gdy poszedł z dymem w roku 1749, miała miejsce w latach 1773-1780, dzięki czemu zarówno kościołowi jak też przyległemu doń klasztorowi nadano wygląd, jaki dotrwał do naszych czasów.
Z powyższego nietrudno wnioskować, te mury z czerwonej cegły naprawdę wiele pamiętają. Potwierdzeniem tego zlokalizowana na byłym przykościelnym cmentarzu kaplica, jaką w roku 1708 zbudował Michał Suzin ku czci uśmierconych przez kozaków wilnian, kiedy ci szukali schronienia "u franciszkanów" podczas wojny z Moskwą w 1655 roku, co dobitnie potwierdza otwartość braci na potrzeby wiernych. Tę otwartość sprzęgniętą z ofiarnością w głoszeniu Dobrej Nowiny jakże wymownie dokumentuje rok 1710, kiedy to zarażeni przez szalejącą w Wilnie dżumę pomarli prawie wszyscy posługujący tu następcy św. Franciszka z Asyżu. Na świątyni niszczycielskie piętno odcisnęła też wojna 1812 roku, gdyż ciągnący na Moskwę Francuzi urządzili tu magazyn zbożowy.

Dzieje jak "droga krzyżowa"
Antycarskie wiece w okresie Powstania Styczniowego, które miały miejsce na dziedzińcu świątyni, a którym wyraźnie potakiwali wileńscy franciszkanie, nie mogły nie doczekać się reperkusji Moskali. W roku 1864, zaraz po upadku tego niepodległościowego zrywu, zakon uległ kasacie, a kościół i klasztor zostały zamknięte. Decyzją carskiego namiestnika, sławetnego generała-gubernatora Michaiła Murawiowa "Wieszatiela" urządzono tu archiwum, niszcząc jego wnętrze w trakcie przebudowy w latach 1872-1876. Budynków klasztornych używano natomiast jako mieszkań (te służyły w pewnym okresie za lokum m.in. dla patriarchy litewskiego odrodzenia narodowego Jonasa Basanavičiusa jak też dla Józefa Montwiłła – polskiego bankiera, filantropa, niezwykle aktywnego działacza społecznego) i magazynów. Tu też w początkach XX wieku swą siedzibę miało Litewskie Towarzystwo Nauk, a w latach 1907-1917 działała pierwsza w Wilnie paroklasowa szkoła litewska.
Funkcje sakralne świątyni pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny przywrócono dopiero po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i po znalezieniu się Wilna w obrębie II Rzeczypospolitej. Franciszkanie przystąpili do posługi w roku 1934, w roku 1938 odzyskali natomiast na własność budynki klasztorne. Nie dane wszak im było długo cieszyć się przemianami.
Wejście Litwy w skład Związku Sowieckiego w roku 1940 znaczyło początek kolejnej "drogi krzyżowej". Niebawem znacjonalizowano klasztor, a w roku 1948 zamknięto kościół. Po roku został aresztowany i "za aktywną działalność antyradziecką i nacjonalistyczną" skazany na 25 lat łagrów o. Kamil Wełymański. Ogołocone z elementów sakralnych i zostawione na pastwę losu świątynia oraz klasztor zaczęły pełnić (jak za czasów carskich) funkcję archiwum i magazynów, a że traktowane były przez nowych gospodarzy wyraźnie po macoszemu, zatrważająco niszczały.
Ich popadnięcie w kompletną ruinę zastopował, na szczęście, w roku 1990 rozbrat Litwy ze Związkiem Sowieckim i przyjęta już przez samodzielne państwo z Pogonią w godle decyzja o powszechnym zwrocie zagrabionego w czasach komuny kościelnego mienia. Ledwie taka okazja się nadarzyła, wileńscy franciszkanie też upomnieli się o swoje. Ze skutkiem jednak połowicznym. O ile bowiem kościół (zdewastowany wprawdzie w stopniu każącym wołać o pomstę do nieba) został im zwrócony w roku 1998, o tyle w przypadku klasztoru sprawiedliwości nie stało się zadość.

Prywatyzując nieswoje
Żeby szanowni czytelnicy nie pogubili logicznych wątków, należy się w tym miejscu szczypta wyjaśnienia. Otóż po znacjonalizowaniu w czasach Litwy sowieckiej budynku klasztornego władze szerokim gestem przekazały go do dyspozycji Zarządu Związków Zawodowych, a ten wielkodusznie przystał na to, by znalazł się on w gestii Litewskich Związków Nauki i Techniki, które to z biegiem czasu jęły się zwać Zrzeszeniem Litewskich Stowarzyszeń Nauki i Techniki.
Po uzyskaniu przez Litwę niepodległości, gdy wybiła godzina powszechnej tzw. prywatyzacji, przypominającej raj dla wszelkiej maści cwaniaków z byłej nomenklatury komunistycznej, rzeczone Zrzeszenie powołało spółkę "Mokslo ir technikos rūmai" ("Pałac Nauki i Techniki"), przemianowaną nieco później na "Pranciškonų rūmai" ("Pałac Franciszkanów"). Ta ostatnia, mająca w składzie udziałowców niejednego, co to piastował naonczas wysokie urzędy w strukturach władzy państwowej, w roku 1994 zarejestrowała budynki klasztorne na własność, nie mając oczywiście po temu żadnego prawa.

Za bary z Temidą
Ojciec Marek Dettlaff, kiedy w roku 1993 z gdańskiej prowincji Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych został oddelegowany do Wilna, by wraz z kilkoma innymi franciszkanami tchnąć życie w kościelne i klasztorne mury, nie przeczuwał oczywiście, że wypadnie na długie lata złapać się w dochodzeniu swego za bary z litewską Temidą, mającą nierzadko przy ferowaniu wyroków zsuniętą opaskę, obijać progi niejednego urzędu. Gdy się go słucha, czego w tym doświadczył, nietrudno o podziw dla determinacji w dowodzeniu, że oni i tylko oni mają prawo jak do świątyni pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, tak też do sąsiadującego z nią klasztoru o łącznej powierzchni 5 700 metrów kwadratowych.
Ta scalona z gorliwą modlitwą o sprawiedliwość determinacja okazała się skuteczna. Jak już wspomniałem, w roku 1998 ku wielkiej uciesze franciszkanie odzyskują świątynię. Idąc poniekąd za ciosem, w roku 2004 wkraczają na drogę sądową, składając pozew o unieważnienie zupełnie przecież bezprawnego przejęcia budynków klasztornych w roku 1994 przez spółkę "Pranciškonų rūmai" i przekazanie ich rządowi litewskiemu, by ten z kolei dopełnił dziejowej sprawiedliwości na ich korzyść.

Wyraźna gra na zwłokę
Ta droga sądowa okazała się nad wyraz wyboista i wydłużona w czasie aż na lat 9. Nie pasujący w pokonywaniu jej trudów franciszkanie z rektorem kościoła i gwardianem klasztoru Markiem Dettlaffem na czele odetchnęli z wyraźną ulgą, kiedy 8 lutego 2013 roku Sąd Najwyższy Litwy wydał nie podlegające już zaskarżeniu orzeczenie, że ZSA "Pranciškonų rūmai" zawładnęła budynkiem klasztoru bezprawnie, stąd za pośrednictwem rządu ma on być przekazany we władanie Zakonowi Braci Mniejszych Konwentualnych.
Występujący w roli pośrednika rząd ze swej strony zobowiązał Ministerstwo Gospodarki RL do przygotowania całej niezbędnej dokumentacji, dotyczącej restytucji mienia prawowitym właścicielom. Jak się jednak okazało, ta "papierkowa robota", będąca po orzeczeniu Temidy poniekąd zabiegiem formalnym, wyraźnie utkwiła w martwym punkcie. Bo – co zresztą można było przypuszczać – zaskoczeni wyrokiem sądu dotychczasowi "właściciele", odnajmujący budynki klasztorne przeróżnym firmom i czerpiący z tego miesięczne "kokosy" w wysokości nie bagatela – 150 tys. litów, zaczęli czynić zmasowaną presję na Ministerstwo Gospodarki, by storpedować jego zamiar.

Ożyły nawet antypolskie fobie
Uciekając się do chwytów wyraźnie poniżej pasa, z wykorzystaniem litewskich mass mediów, a w pierwszą kolej – dzienników "Lietuvos rytas" i "Respublika" w ich papierowej tudzież internetowej wersji oraz telewizji LNK wszczęto wielką wrzawę o wyraźnie nacjonalistycznym zabarwieniu. W zamieszczonych tam artykułach bądź audycjach przybyłym z Polski franciszkanom jęto wytykać nieznajomość języka państwowego i zasklepianie się w skorupie wobec społeczności litewskiej.
Ba, hurrapatriotom sen z powiek wyraźnie też strząsało zupełnie chorobliwe przypuszczenie, rzekomo po odzyskaniu klasztoru może tu zaistnieć... drugi stołeczny Dom Polski, czyli kolejny "rozsadnik polskości". Wystarczyło kilku wyssanych z palca stwierdzeń, by na portalach internetowych powstały z martwych tak żywotne w tym temacie cienie generała Lucjana Żeligowskiego i Marszałka Józefa Piłsudskiego, a franciszkanie doczekali się licznych pogróżek z rozprawą fizyczną włącznie. Kto dwoił się i troił w mąceniu polsko-litewskich stosunków, zyskał więc kolejny powód, by po kryjomu z zadowolenia zacierać ręce.
Wielce zaskakująca okazała się też takoż rozdmuchana w mediach postawa władz wileńskiej Alma Mater. Gdy sąd orzekł na niekorzyść spółki "Pranciškonų rūmai" i sprawa przejęcia władanego dotąd przez nią mienia stanęła otworem, ni stąd, ni zowąd prawo do niego zaczął też rościć Uniwersytet Wileński, argumentując to tym, że na początku XX wieku mieściło się tu Litewskie Towarzystwo Nauk, litewska szkoła początkowa oraz mieszkał kątem nestor litewskiej niepodległości Jonas Basanavičius. To właśnie lituaniści tej placówki naukowej w sposób szczególnie nośny mnożyli powątpiewania, czy aby franciszkanie będą w stanie sensownie zagospodarować odzyskane mienie o łącznej powierzchni 5 700 metrów kwadratowych.

Z wiarą w triumf prawdy
Te wszystkie niecne wybiegi ojciec Marek Dettlaff przyjmował "na klatę" ze stoickim spokojem, święcie wierząc, że będąca w każdym calu po ich stronie prawda powinna w końcu zatriumfować. W pewnym jednak momencie wyraźne zatroskanie na czole spowodowała podjęta przez rząd pod wyraźną presją ze strony decyzja o przekazaniu budynków klasztornych na rzecz funduszu majątkowego, który przecież w świetle prawa nie zajmuje się restytucją zagrabionego w czasach Litwy sowieckiej mienia. 
Otrzymane z Ministerstwa Gospodarki pismo wieściło tymczasem, że trzeba wyjaśnić, czy aby obecna powierzchnia klasztoru nie została powiększona o jedną trzecią i czy główne konstrukcje budynku nie uległy w 50 procentach przeróbkom. Gdyby te "jedna trzecia" i "50 procent" znalazły rzeczowe potwierdzenie, rząd, zgodnie zresztą z prawem, odmówiłby restytucji należnego mienia. 
A choć takowe – wedle wcześniejszych ustaleń Departamentu Ochrony Zabytków nie nastąpiły, poprzez szukanie przysłowiowej dziury w całym, wyraźnie grając na zwłokę, próbowano czynić przesłanki do puszczenia oszacowanych ponoć na ponad 20 mln litów budynków klasztornych pod młotek. Bo na Litwie, gdzie egzekwowanie prawa (nawet wbrew orzeczeniu tej najwyższej Temidy) przypomina istną wolnoamerykankę, wszystko mogło się zdarzyć. Tym bardziej, że Ministerstwo Sprawiedliwości judaszowo podszeptywało zbadanie, czy aby franciszkanie nie przekroczyli terminów w ubieganiu się o zwrot majątku.
Niechęć struktur państwowych, w trakcie procesu sądowego wyraźnie opowiadających się po stronie franciszkanów, do definitywnego zakończenia sprawy widoczna była gołym okiem. To dopiero po tym, kiedy zakonnicy z własnych funduszy w kwocie 6 tys. litów pokryli wymagane koszta, budynki klasztorne znalazły się w rejestrze nieruchomości. Ministerstwo Gospodarki ze swej strony cicho błogosławiło dalszy przelew pieniędzy za ich wynajem na konto ZSA "Pranciškonų rūmai", chociaż od lutego-2013 to nie ona de iure była przecież właścicielem. 

Heroicznie dopięli swego!
Krzepieni na duchu determinacją swego gwardiana – ojca Marka Dettlaffa wileńscy franciszkanie, mimo tych niezliczonych "kłód pod nogi", nie ustali w heroicznym dochodzeniu swego. Zdążaniu drogą sądową, w czym nieocenionego wsparcia udzielali wynajmowani adwokaci, towarzyszyły gorliwe modlitwy w intencji odzyskania klasztoru, do czego dołączyła też grupa wiernych. 
Z Bożą pomocą szala prawdy, choć opornie, zaczęła przechylać się na korzyść krzywdzonych braci zakonnych, po których stronie stanęły organa praworządności. 13 marca 2017 roku, gdy rząd podjął decyzję o przywróceniu franciszkanom prawa własności do pięciu budynków klasztornych w Wilnie, łasi dalszego bezprawnego władania klasztornym mieniem musieli ostatecznie skapitulować. Mając jakże wiele gorzkiego doświadczenia, wileńscy bracia mniejsi pośpieszyli uprawomocnić własność w państwowym rejestrze praw własności do nieruchomości, co nastąpiło 30 marca br. Zdawać by się mogło więc, że po 13 latach sądowej mitręgi niczym droga przez mękę dziejowej sprawiedliwości stało się wreszcie zadość.
Jak się jednak okazało – nie do końca, gdyż niektórzy z odnajemców, świadomi umykania się gruntu spod nóg, zaczęli demonstracyjnie marudzić z opuszczeniem zajmowanych pomieszczeń, co w pierwszą kolej dotyczyło jednego z największych stołecznych barów "7 Fridays". By w pełni wyegzekwować prawo, wypadło nawet skorzystać z usług komorników i ochroniarzy. A po czym w obawie, by nie doszło do prowokacji, pełnić całodobowe dyżury, w czym nieocenionego wsparcia udzielali wierni.
Gdy ci, z kim prawowici gospodarze klasztornych pomieszczeń zdecydowali nie prolongować dalszej umowy o wynajem, ostatecznie jak niepyszni się wynieśli, przystąpiono do frontalnych porządków. Wypadło z tym spieszyć, gdyż na godzinę 15 dnia 27 sierpnia wyznaczono uroczyste poświęcenie odzyskanego po 77 latach klasztoru. Te zaiste historyczne chwile miała poprzedzić Msza św., sprawowana w sąsiadującym kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

I poszło w ruch kropidło…
Rozradowani franciszkanie postarali się o jej niezwykle uroczystą oprawę. Eucharystii miał bowiem przewodniczyć sam metropolita wileński arcybiskup Gintaras Grušas, a w koncelebrze uczestniczyli ks. biskup Jonas Ivanauskas oraz franciszkanin, biskup Błażej Kruszyłowicz. 
O wadze wydarzenia jakże niezbicie dowodzi fakt, że z Włoch specjalnie na tę okazję przybył do Wilna generał zakonu Marco Tasca, jak też asystent generalny o. Jacek Ciupiński, prowincjał gdańskiej prowincji o. Jan Maciejowski, delegat prowincjonalny na Litwę o. Piotr Stroceń, liczni współbracia z polskich klasztorów w Poznaniu, Koszalinie, Olsztynie, Łodzi i Ostródzie. Przy ołtarzu w liczbie mnogiej modlili się też kapłani posługujący w archidiecezji wileńskiej. Natomiast nawę główną świątyni prócz zaproszonych gości (znaleźli się wśród nich m.in. europoseł Waldemar Tomaszewski i ambasador RP na Litwie Urszula Doroszewska) wypełnili wilnianie, nierzadko ci, co to modlitwą i konkretnymi czynami niestrudzenie pomagali franciszkanom w odzyskaniu należnego im mienia.
Zarówno w homilii, którą wygłosił arcybiskup Gintaras Grušas, jak też w okazyjnych słowach, skierowanych do zgromadzonych przez generała zakonu o. Marco Tascę (notabene 119. z kolei następcy św. Franciszka) oraz prowincjała o. Jana Maciejowskiego, przywoływano sięgającą zamierzchłych czasów obecność w Wilnie Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych, ich zasługi w głoszeniu Prawd Wiary. Raz za razem pobrzmiewała też nuta dziękczynna Bogu oraz tym wszystkim, którzy przyczynili się do odzyskania klasztoru, a doceniając w tym zasługi o. Marka Dettlaffa, zgromadzeni zgotowali mu owację na stojąco.
Po modlitwie w świątyni miejscem akcji stał się klasztor. W jej prologu arcybiskup Gintaras Grušas oraz generał zakonu Marco Tasca poświęcili mury od wewnątrz i zewnątrz. Kto z wiernych im towarzyszył, a – przyznać trzeba – takowych było całe krocie, mógł na własne oczy się przekonać, jak okazałym majątkiem będą odtąd dysponowali wileńscy franciszkanie.

Radość z… domieszką kłopotów
Co prawda, od tego przybytku trapi ich na razie niemały ból głowy. Chodzi bowiem o to, że wymagać on będzie znacznych nakładów pieniężnych. Na remont, co najbardziej paląco dotyczy dziurawego aż w ponad 80 procentach dachu, kędy trafiająca do wnętrza woda nakazuje stawianie tu i tam na podłodze misek, oraz na usługi związane z utrzymaniem, opiewającym miesięcznie w okresie letnim na ponad 7 tys. euro, podczas gdy w sezonie grzewczym kwota ta ulegnie najpewniej podwojeniu. Uzyskane z wynajmu pomieszczeń i z ofiar środki finansowe niczym krótką kołdrę wypadnie odtąd pociągać zarówno na potrzeby ambitnie przywracanej do świetności świątyni, jak też klasztoru.
Ojciec Marek Dettlaff – bohaterski przywódca w dochodzeniu swego – wierzy jednak, że z pomocą Najwyższego i patronującej świątyni Matki Bożej uda się zaradzić wszelkim problemom, zdecydowanie bardziej chętnie opowiadając, jak zamierzają tchnąć życie w pomieszczenia, jakie znajdą się poza wynajmowanymi. Ich – wileńskich franciszkanów – marzeniem jest, by odzyskany klasztor, jak to w przeszłości było, otworzył się dla społeczności, stał się ważnym ośrodkiem życia duchowego, podejmując w progach wszelkie inicjatywy ewangelizacyjne, czego przykładem chociażby rekolekcje, czy też bardziej świeckie poczynania w dziedzinie szeroko pojmowanej kultury i edukacji. 
Mają w tym zresztą wielu wypróbowanych partnerów. Przy zakonie w roku 2003 zostało założone Centrum Kultury Franciszkańskiej, której nakładem ukazały się wydania: "Studia Franciscana Lituanica" oraz "Walka duchowa" (lit. "Dvasinė kova"). Franciszkanie tworzą wspólne projekty kulturalne z Litewską Filharmonią Narodową, "Piano.lt", "Bianchetto Musicale", ściśle współpracują z Litewską Akademią Katolicką, Klubem UNESCO, Instytutem Kształcenia Osobowości "Rafaeli". Gwardian klasztoru zapewnia zresztą o gotowości współdziałania z każdym, kto hołduje etosowi chrześcijańskiemu.

Wierni regule "Pokój i dobro"
Odzyskanie przez nich prawnie przysługującej własności, prócz tego, że doda rumieńców poczynaniom dotychczasowym ma też zrodzić też nowe formy aktywności – m.in. poprzez założenie Centrum Kultury Franciszkanów, uruchomienie Domu Pielgrzyma, biblioteki, księgarni katolickiej, udostępnienie pomieszczeń organizacjom mającym duże doświadczenie w działalności na rzecz umacniania rodzin. O ile przy multum poczynań w klasztorze zrobiłoby się za ciasno, te mogłyby się przenieść na podwórzec (notabene ponoć największy w Wilnie, gdyż potrafiący zmieścić naraz nawet tysiąc osób), gdzie przewidują urządzenie sceny z ruchomym dachem, pomyślanej dla koncertów, spektakli, festiwali.
Że wierni regule "Pokój i dobro" następcy św. Franciszka z Asyżu są tolerancyjni względem każdej narodowości, dowodzi chociażby fakt zapisania w murach klasztornych tekstu pierwszego litewskiego pacierza. To właśnie ci bracia zakonni w roku 1516 wystosowali list do papieża z prośbą o wyniesienie na ołtarze królewicza Kazimierza Jagiellończyka, późniejszego patrona Litwy. Przychylność wobec Litwinów niezbicie potwierdza też udostępnienie w początkach XX wieku klasztornych murów Litewskiemu Towarzystwu Nauk i szkółce litewskiej; tu też mógł znaleźć dach nad głową sam Jonas Basanavičius. To właśnie również po części patriarsze litewskiego odrodzenia ma być poświęcone muzeum historyczne, jakie planują otworzyć w miejscu, gdzie znajdował się dotąd bar "7 Fridays".
Klasztor, brzmiący po łacinie "convento", oznacza także "bycie razem". Chcą więc być razem z tymi, kto potrzebuje terapii duchowej, nie mogąc się odnaleźć we współczesnym pełnym pułapek świecie. By być maksymalnie w tym pomocnymi, obok osób duchownych zamierzają stworzyć wspólny front z psychiatrami i psychologami oraz wolontariuszami. Po to, by stanowić razem swoiste "koło ratunkowe" dla zagubionych, których w zatrważającym tempie przybywa.
Ostatnio wileńskim franciszkanom towarzyszyła szczególna ruchawka, wynikła z faktu przeniesienia dotychczasowej siedziby przy cmentarzu na Rossie do odzyskanego klasztoru. Nie trzeba mówić, że ten powrót na swoje ma wymowę szczególną, gdyż odtąd nie będą już musieli przemykać się tędy chyłkiem, nadziewając się na wrogie spojrzenia bezprawnych "gospodarzy". 
Można tylko żałować, że tej zaiste historycznej chwili nie doczekał zmarły w roku 1999 uważany za wskrzesiciela zakonu franciszkanów na naszych terenach legendarny ojciec Kamil Wełymański, który po sowieckiej wywózce wrócił na Litwę, potęgując swą obecnością wiarę w odzyskanie świątyni i klasztoru na wileńskich Piaskach, czemu teraz z Nieba najpewniej gorąco przyklaskuje. A też wstawia się u Boga, by Ten obdarzył łaskami wszystkie ambitne zamiary współbraci, realizowane w bliższej i dalszej przyszłości z myślą o wspólnocie wiernych.
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie