Podróże kształcą
Wciąż jeszcze czuję to kaukaskie ciepełko wewnątrz siebie, bo energetyczne akumulatory podładowałam na długo. Również po to, by dzielić się migawkami z podróży i przekazać mój subiektywny pogląd i postrzeganie świata zachwycającej przyrody, ludzi poniekąd z sercem na dłoni, fascynujących zabytków i słońca. Warto bowiem tam jechać – do bezpiecznego spokojnego świata, którym póki co nie wstrząsają wielkie przemiany bądź dzieje, gdzie życie toczy się naturalnie. Jak możecie się spodziewać, polecam to, co – jak kot Pallasa – obadałam i wypróbowałam i co mi tkwi miło w sercu i myślach. Naprawdę – zachęcam wyprawić się do tego niezwykłego kraju, bogatego w zabytki, cudowne widoki, kraju wspaniałych serdecznych ludzi.
Najpierw jednak
podróż od strony praktycznej.
Ludzie: na samo ich wspomnienie uśmiecham się. Tyle serdeczności w nadmiarze i w tak krótkim czasie można doświadczyć tylko tam. Oczywiście, okazując należny zresztą każdemu szacunek i nie wywyższając się. W Gruzji ludzie cenią uśmiech, dobre słowo, pochwałę, gdy nam się coś spodobało. Nie są bogaci, nie zarabiają dużo, ale nie czują się nędzarzami i na pewno nie są żebrakami. Samej mi sprawiało przyjemność dziękowania za podane w knajpce smakowite potrawy i proszenie o przekazanie podziękowań kucharzowi, dzielenie się z mieszkańcami zachwytem nad fantastycznymi rzeczami w ich kraju. Są zawsze chętni pomocy, stąd może nas spotkać zaskakująca bezinteresowność oraz wiele sympatii. Mieszkańcy Kaukazu lubią ludzi, chociaż trzeba być ostrożnym w przekraczaniu granic, czyli nie wchodzić im na głowę lub wtrącać się w nieswoje sprawy z poradami, nawet w dobrej wierze. Ale tego to chyba nikt nie lubi.
Gruzini kochają śpiew i muzykę. Miałam okazję posłuchać piosenek, śpiewanych przez nieduży zespół. Mocne głosy, niesamowite wyczucie rytmu, piękne melodie. Jest czym się zachwycać. No i taniec – ognisty, urzekający. Żadne zdjęcie wirujących w nim mi nie wyszło, bo czynili to nad wyraz skocznie. Polecam znaleźć odrobinę czasu, by posłuchać i popatrzeć.
Jeszcze taka mała charakterystyczna temu krajowi przypadłość. Gruzini... nie mają pojęcia czynszu. Owszem, świadczą opłaty za światło, wodę, gaz, aczkolwiek czymś niepojętym dla nich jest, jak można komuś płacić za własnościowe mieszkanie i niby czemu. Wszelkie naprawy odbywają się lub nie – jeśli sąsiedzi na to się zgodzą i będą w tym partycypować. W niektórych blokach windy jeżdżą dopiero po wrzuceniu monetki, więc bardziej oszczędni biegają po schodach i chyba dobrze na tym wychodzą, bo się gimnastykują.
Komunikacja i poruszanie się: nawet jeżeli ktoś jest rajdowcem bądź doświadczonym kierowcą, stanowczo nie polecam wynajmowania samochodu. Lepiej odnająć wóz z kierowcą, bo jazda w Gruzji kryje masę niespodzianek, które nas mogą zaskoczyć, a w najgorszym przypadku – narażą na wypadek. Nie ma co liczyć na jakieś zasady jeżdżenia – miejscowi mają to we krwi, my – nie. Nie warto też bać się korzystania z pojazdów z popękanymi szybami lub wyglądającymi na takie, które zaraz się rozpadną. Nie rozpadną się i nic się nie stanie – kierowca dowiezie na miejsce w całości.
W mieście styl jazdy jest tak dowolny, że może autentycznie przerażać, choć nie zwraca się na to uwagi – i już. Dobra rada – nie łapiemy taksówek obok hotelu – zapłacimy dużo więcej niż przy złapaniu na drodze. Przed wsiadaniem wszak koniecznie trzeba uzgodnić koszt przejazdu, inaczej – jak wyżej. Przydatna jest tu znajomość, przynajmniej szczątkowa rosyjskiego, by nie dać zorientować się kierowcy, że ustala cenę z turystą. Dopiero później można się przyznać.
Pieszo poruszać się należy zarówno zdecydowanie co ostrożnie, ale na pewno nie ociągając się. W Gruzji przejście na pasach i światła nie dają gwarancji bezpieczeństwa, czasem lepiej nawet przebiec na czerwonym. Mimo to, wkraczając na jezdnię, warto mieć oczy dookoła głowy, a najlepiej przy przechodzeniu ulicy dołączyć do grupy lokalsów, szczególnie tych z dziećmi, by naśladować ich w czynnościach – podbiegać, iść, stać podczas przechodzenia z jednej strony ulicy na drugą. Dodam, że tak robiłam nagminnie.
Ubranie i obuwie: mega wygodne. Na objazdówkę najlepiej zabrać jakieś sandałki (ja noszę o rozmiar większe), zapinane w kostce i luźne spodnie lub spódnicę. Spędzi się parę godzin w transporcie, a nie obrzękłe nóżki będą potrzebne do biegania po zabytkowych miejscach i do chodzenia po mieście.
Uwaga dla pań – w Gruzji przy zwiedzaniu świątyń obowiązuje spódnica za kolano (żadne spodnie), okryte ramiona i głowa. Trzeba więc uwzględnić w ekwipunku szal na głowę i uszanować to – nie ma przeproś, inaczej zostaniecie wyproszeni ze świątyń. Panów obowiązują tam natomiast długie spodnie. Krótkie spodenki bądź szorty nie przejdą. Poza tym człowiek czuje się wygodniej, nie odbiegając w ubiorze od miejscowych.
W dużych miastach typu Tbilisi, Batumi ubiór na ulicy może być dowolny pod warunkiem, że nie wchodzicie do świątyń. Mając w planach zwiedzanie górskich skalnych miast, warto zabrać tenisówki, które można włożyć po wyjściu ze środka transportu. Oczywiście, wypraw w góry to nie dotyczy – tam potrzebny ekwipunek górskiego włóczykija.
Klimatyczne różnorodności: warto mieć zawsze ze sobą butelkę wody mineralnej. W sklepach kosztuje grosze i jest bardzo dobra. Można też jej napić się z miejskich źródełek, a gdzieniegdzie (szczególnie w mniejszych miejscowościach górskich) – prosto z kranu. Słońce, nawet jak się chowa, jest tu stale obecne. To już zależy od każdego indywidualnie, czy i jaki krem z filtrem stosować. Warto mieć przy sobie też specyfiki na dolegliwości żołądkowe – mogą wystąpić z nieprzyzwyczajenia do innej niż nasza, ale ogromnie smakowitej kuchni.
Jedzenie i picie: ciągle obiecywałam sobie zrobić zdjęcie podczas posiłku i zapominałam, gdy… przede mną pojawiały się potrawy. Są naprawdę paluszki lizać, podane tak kunsztownie i apetycznie, że zamiast myśleć o zdjęciu, brałam się za ich pałaszowanie. Przepyszne pierogi chaczapuri z serem – to poezja; małe węzełki z nadzieniem mięsnym w rosołku – chinkali – niebo w gębusi...
Pamiątki z podróży: osobiście przywożę magnesy na lodówkę, a jest ich na Kaukazie zatrzęsienie – do wyboru i koloru – szkaradne i nie, zabawne i poważne. Warto też zwracać uwagę na stragany z rękodziełem artystycznym w mniejszych miejscowościach. Lubię gruzińską biżuterię – najczęściej wykonaną w melchiorze z półszlachetnymi kamieniami. Wzory są niepowtarzalne i wymyślne, nietrudno o prawdziwe cudeńka sztuki zdobniczej. Można też kupić piękne wyroby sztuki rękodzielniczej – serwety, bieżniczki, torebki i wszelakie różności, z papachą (taką czapą) włącznie. Wypada nabyć słynne wina gruzińskie (czym zresztą w sklepikach można uprzednio próbnie się uraczyć), w ozdobnych glinianych butelkach czaczę (taka gruzińska wódka czy raczej gronowy samogon). Słodycze też są wyśmienite, no i przyprawy gruzińskie, w których skład wchodzą zioła, endemicznie występujące tylko na Kaukazie.
A teraz zwiedzanie
Podziwu godne, jak Gruzja potrafiła przetrwać i zbudować fantastyczną kulturę w otoczeniu wrogów, przeżywając liczne krwawe napaście, broniąc się, ocalając ludność i dorobek. Wbrew temu Gruzini nie stali się nieufni obcym, zachowując jednak swoją odrębność i życzliwość.
Wardzia
Najlepiej to widać na skalnym kompleksie w Wardzi – "mieście", jakże wszak odmiennym niż te nam znane. Nie ma tu ulic ani budynków, a całość składa się z jaskiń, połączonych ze sobą systemem tuneli. Z daleka te wyglądają niczym jamy zwierząt w skale, a od środka przypominają mrowisko. Wydrążone zostało w miękkim tufie masywu Eruszeti na wysokości 1300 m n.p.m., tuż nad kanionem rzeki Mtkwari.
Budowę kompleksu rozpoczęto za panowania króla Jerzego III (1156-1184), a ukończono pod rządami jego córki, królowej Tamary (1184-1213), która uczyniła z miasta klasztor. Oznacza to, że skalne miasto w Wardzi liczy ponad 800 lat, a trzeba wiedzieć, że wtedy na tych terenach takie konstrukcje były bardzo popularne. Najstarsze jest skalne miasto Upliscyche, odległe jakieś 10 kilometrów od Gori, a założone około 500 lat przed naszą erą. Tak ludzie ratowali się przed najeźdźcami, którzy ogniem i mieczem plądrowali tę krainę.
W czasach największej świetności system tuneli w Wardzi ciągnął się na odległość pół kilometra i liczył około trzech tysięcy sal, połączonych ze sobą przejściami na 19 kondygnacjach, a wszystko ukryte było pod ziemią. Znajdowały się tu pomieszczenia mieszkalne, stajnie i obory, piekarnie, 25 piwnic do przechowywania wina (odgrywającego notabene kluczowe znaczenie w handlu), spichlerze, pokoje z księgozbiorami, a także 13 kościołów. Na co dzień klasztor zamieszkiwało 2 tysiące mnichów, w czasach zagrożenia natomiast mogło się tutaj pomieścić do 60 tysięcy ludzi!
Takiej liczbie ludności trzeba było zgromadzić ogromne ilości wody pitnej, co było możliwe dzięki skomplikowanemu (i bardzo nowoczesnemu, jak na owe czasy) systemowi rynien, którymi woda spływała do zbiorników. Źródła podają, że Wardzia była bardzo bogata, a tutejsze świątynie przyozdabiano złotem, srebrem, kamieniami szlachetnymi.
W 1283 roku tę część Gruzji nawiedziło potężne trzęsienie ziemi, wskutek czego do rzeki osunęło się 2/3 masywu. Odsłoniło to Wardzię, co w 1551 roku wykorzystali Persowie, którzy po najściu wymordowali wielu mnichów i zrabowali wszelkie kosztowności. Ostatecznie miasto opustoszało w 1587 roku, kiedy ziemie te podbili Turcy, a ponownie zostało zamieszkane przez garstkę mnichów w latach 70. XX wieku. Wtedy też rozpoczęto prace renowacyjne z wykorzystaniem betonu. W 1998 roku obfite deszcze spowodowały zawalenie się kolejnego fragmentu kompleksu, który z czasem został jednak odbudowany.
Dzisiaj możemy oglądać tylko piątą część tego, co kiedyś tworzyło Wardzię, ale i tak robi to ogromne wrażenie. Wąskie przejścia, strome tunele, wytarte i wymyte przez wieki schody… Kompleks wewnątrz jest niesamowity. W średniowieczu Wardzia służyła za schronienie podczas najazdów mongolskich, zdolne pomieścić od 20 do 60 tys. osób. Zawierała klasztor, salę tronową oraz ponad 3 000 komnat, umieszczonych na 13 kondygnacjach (piętrach). Zainstalowano tu skomplikowany system nawodnień pobliskich pól uprawnych. Jedyny dostęp do klasztoru zapewniało kilka dobrze ukrytych tuneli w pobliżu rzeki Kura.
W Wardzi królowa Tamara błogosławiła swoją armię przed walką z sułtanem Rukhuddinem, a także witała Dawida Sosłana i jego armię po odniesionym zwycięstwie. Persowie pod dowództwem szacha Tahmaspa I najechali miasto w roku 1551, łupiąc je z wszystkiego, co cenne (m.in. z ikon). Zakończyło się to upadkiem monastyru. Część mnichów poniosło śmierć, pozostali uciekli, pozostawiając miejsce pobytu na pastwę losu. Aktualnie Wardzia jest muzeum-rezerwatem i obiektem turystycznym. Miejsce to jest utrzymywane przez małą grupkę mnichów.
Góry
Szczyt Kazbek jest drzemiącym wulkanem, sięgającym 5047 m n.p.m. Panuje przekonanie, że jak się obudzi, uczynią to wszystkie inne drzemiące wulkany Kaukazu. Na czas mojej wizyty był grzeczny, pozwolił zobaczyć się i produkował – no jak dla mnie – watę cukrową w postaci chmurki.
Trasa do przebycia nie jest byle jaka. Nazywana dumnie Gruzińską Drogą Wojenną (Sakartwelos Samchedro Gza) biegnie do rosyjskiego Władykaukazu, łącząc Kaukaz Północny z Południowym. Nazwa ta wiąże się z jej znaczeniem militarno-strategicznym, gdyż "od zawsze" przemieszczały się tędy armie (perskie, rzymskie, mongolskie, później wielekroć rosyjskie podczas wojen kaukaskich).
Świadkiem tego była położona w pobliżu Stepansminda – mikromiasteczko, któremu nazwy użyczył św. Szczepan (według legendy założyciel w tym miejscu monasteru, służącego do poboru opłat za przejazd prowadzącym przez góry szlakiem, późniejszą Gruzińską Drogą Wojenną). Ta wtopiona w góry miejscowość, licząca obecnie około 2 tys. mieszkańców, do swojej oryginalnej nazwy wróciła w 2006 roku. W czasach panowania rosyjsko-radzieckiego zwało się bowiem Kazbegi.
Nazwa prawdopodobnie związana jest z początkiem XIX wieku, kiedy Rosja anektowała Gruzję, a miejscowy "władca" nie poparł powstania gruzińskiego (1804 r.), otrzymując w nagrodę rosyjski stopień oficerski majora. Człowiek ów nazywał się ponoć "Kazi-Beg". Co ciekawe, wnuk tego "zdrajcy", Aleksander Kazbegi, również tu urodzony, był potem wybitnym gruzińskim pisarzem – jego muzeum znajduje się w Stepansmindzie.
Tenże Aleksander Kazbegi, na pewno niechcący, stał się później inspiracją… samemu Józefowi Stalinowi, który nadał sobie rewolucyjny przydomek, pochodzący od głównego bohatera najbardziej znanego dzieła pisarza ("Koba"). W ten to sposób historia rodziny Kazbegi zatoczyła koło – od gruzińskiego zwolennika Rosji, poprzez romantycznego pisarza piszącego o potrzebie sprawiedliwości społecznej, po sowieckiego dyktatora, nic z wyzwoleniem i sprawiedliwością nie mającego wspólnego. Chichot historii. Ale pomnik Kazbegi w Stepansmindzie zachowano.
Kościół Gergeti (Cminda Sameba, co znaczy "Trójcy Świętej") jest okolicznym mieszkańcom jednym z najświętszych miejsc w regionie Chewi. Każdej niedzieli można tu spotkać grupy rozmodlonych pątników, a w sezonie letnim przybywają pielgrzymi z innych stron kraju.
Jest położony na wysokości 2170 m. n.p.m. Wybudowany w XIV wieku, z samodzielną dzwonnicą, stojący w odosobnieniu i na sporej wysokości kościół służył miejscem, gdzie Gruzini w czasach zagrożenia przetrzymywali narodowe relikwie.
Monastyr Gelati
Wiodą ku niemu wąskie zakurzone dróżki obrzeży Kutaisi. Klasztor dominuje na wzgórzu nad miastem, ale dostać się tam nie lada sztuka. Ufundowany w XI wieku przez wielkiego króla Dawida Budowniczego stanowił przez długie lata jeden z głównych ośrodków gruzińskiej nauki i kultury. Działającą przy nim akademię nazywano częstokroć "nową Grecją" lub "drugim Athos".
Dawid IV Budowniczy (Dawit Aghmaszenebeli) (1073 – 24 stycznia 1125) – pochodzący z dynastii Bagratydów król Gruzji w latach 1089-1125, uważany jest za jednego z największych władców gruzińskich i kaukaskich. Wygnał Turków seldżuckich ze swego kraju, wygrywając w roku 1121 decydującą bitwę pod Didgori. Reformy armii i administracji, których dokonał, pozwoliły mu na zjednoczenie całego kraju i podporządkowanie większości ziem kaukaskich. A że sprzyjał też rozwojowi Kościoła prawosławnego i chrześcijańskiej kultury, został kanonizowany przez Gruziński Kościół Prawosławny i Apostolski.
Legenda mówi, że król osobiście brał udział w budowie monastyru. Po śmierci został tu pochowany. W Cerkwi Mariackiej zachowały się także wspaniałe mozaiki, malowidła ścienne oraz freski z wizerunkiem króla Dawita Aghmaszenebeliego. Większość pochodzi z II połowy XVII w. Monastyr jest otoczony murem, a w jego skład wchodzi centralnie-kopułowa Cerkiew Mariacka (XII wiek), cerkiew pod wezwaniem św. Jerzego (XIII wiek), dwukondygnacyjna cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja (XIII-XIV w.), źródełko, dzwonnica, przedsionek oraz inne obiekty, prezentujące rozkwit średniowiecznej architektury sakralnej Gruzji. Do obecnych czasów w monastyrze przetrwało wiele fresków i manuskryptów, datujących się XII-XVII w.
Dziś cały kompleks należy do najważniejszych zabytków sakralnych na terenie Gruzji. W roku 1994 monastyr Gelati wraz z katedrą Bagrati w Kutaisi wpisany został na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Mccheta
Według tradycyjnych źródeł, święta Nino, która nawróciła Gruzję na chrześcijaństwo, przez co stała się jej patronką, zatrzymała się na modlitwę na najwyższym wzniesieniu Mcchety i umieściła tam krzyż. Około 545 roku w miejscu tym został wzniesiony pierwszy kościół, a później monastyr Dżwari (Monastyr Krzyża), gdzie dotąd są przechowywane pozostałości pierwotnego krzyża. Stąd jak na dłoni widać Mcchetę. Jest to miasto-świadek – świadek wydarzeń wielkich i doniosłych, które przez wiele kolejnych wieków rzutowały na historię Gruzji.
Z tym miastem wiążą się bowiem początki gruzińskiego państwa. Właśnie w Mcchecie Gruzini przyjęli chrzest. Świadectwem minionych dziejów są monumentalne świątynie i klasztory, warownie oraz grobowce gruzińskich monarchów. Mccheta – to starożytna stolica Gruzji, a obecnie – kulturowa stolica Gruzinów i "miasto-muzeum". W Mcchecie znajduje się Sweti Cchoweli (Drzewo Życia) – katedra, służąca w ciągu wielu stuleci za miejsce koronacji i wiecznego spoczynku władców Gruzji oraz za siedzibę najwyższych władz Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego. Czyli sama historia. Bo bym zapomniała wspomnieć – dla Gruzinów coś, co powstało w XVIII czy XIX wieku – to żaden zabytek. No, może jeszcze coś z XVII wieku. O czym tu więc mówić...
Około 545 roku na miejscu tym został wzniesiony pierwszy mniejszy kościół, nazwany Małym Kościołem Dżwari. Drugi, większy, zwany Wielkim Kościołem Dżwari, wybudowano obok pierwszego w latach 586-605. Dżwari – to prawdziwa perła gruzińskiej architektury, służąca za pierwowzór dziesiątkom innych świątyń w Gruzji. Niewiele kościołów posiada tak malownicze położenie. Świątynia Dżwari wznosi się na krawędzi urwistego wzgórza, górując wysoko ponad miastem. Z rusztowań wyłoniła się hen w zamierzchłej przeszłości – w latach 585-605, czyli dziś liczy już ponad 1400 lat. Przez wieki budynki monastyru ulegały zniszczeniu wskutek erozji oraz niewłaściwego utrzymania i braku konserwacji. Nic więc dziwnego, że obecnie widnieje na liście stu najbardziej zagrożonych zniszczeniem zabytków świata.
Mccheta, doskonale widoczna od strony Dżwari, rozłożyła się w śródgórskiej kotlinie, w widłach dwóch rzek, w miejscu, gdzie zbliżają się do siebie pasma Wielkiego i Małego Kaukazu. Od południa miasto chronione jest przez wody Mtkwari (po rosyjsku – Kury), czyli największej rzeki Gruzji, mającej źródła w masywach Małego Kaukazu.
Tuż za rzeką strzelają wzwyż Góry Trialeckie (Mały Kaukaz), które tworzą "naturalne miejskie mury", wysokie na 300-400 m. Wschodnie rubieże miasta leżą nad Aragwi, płynącą z pasm Wielkiego Kaukazu. Dodatkowo od wschodu i północy Mccheta jest okolona przez Góry Suramskie, o wierzchołkach sięgających prawie 1500 m n.p.m. W pierścieniu gór wokół Mcchety rzeki wyżłobiły jakby trzy "naturalne bramy", którymi można dostać się do miasta. Północne "wrota" powstały w miejscu, gdzie rzeka Aragwi przebiła się przez Góry Suramskie. Zachodnią i południową bramę tworzy natomiast głęboka dolina rzeki Mtkwari, która właśnie w Mcchecie raptownie skręca na południe.
Pomimo niewielkich rozmiarów dzięki doskonałym, harmonijnym proporcjom budowla Dżwari robi wrażenie niezwykle majestatycznej. Nad bryłą świątyni wyraźnie dominuje kopuła z ośmiobocznym bębnem. Jej wymiary określają proporcje poszczególnym elementom bryły, które rozchodzą się stopniowo uskokami od bębna kopuły. Całość jest całkowicie symetryczna. Tę zewnętrzną logikę można odnaleźć również we wnętrzu. Jest to zresztą jedna z najważniejszych cech całej architektury gruzińskiej.
W Dżwari po raz pierwszy architekt zainteresował się nie tylko wystrojem wnętrza, ale również fasadą budowli. Została ona ozdobiona płaskorzeźbami, przedstawiającymi m.in. fundatorów świątyni. Na tympanonie, nad południowym wejściem znajduje się ciekawa płaskorzeźba, tj. Podniesienie Krzyża św. – temat bardzo popularny w sztuce starochrześcijańskiej – równoramienny krzyż w medalionie podtrzymują aniołowie.
Znaczenie monastyru Dżwari rosło wraz z upływem czasu i przyciągało wielu pielgrzymów. Także dzisiaj Wielki Kościół jest wykorzystywany podczas ważniejszych uroczystości.
W miejscu dzisiejszej Mcchety ludzie osiedlali się już w paleolicie, a nazwa miasta pochodzi zapewne od nazwy jednego z gruzińskich plemion zwanego Moschi. Społeczność Moschów stworzyła tutaj jedno z pierwszych gruzińskich miast. W III wieku p.n.e. Mccheta była stolicą królestwa kaukaskiej Iberii. Rządził nim król Parnawaz, który swoje panowanie rozciągnął daleko poza stolicę. W jego władaniu znalazły się nawet ziemie innego gruzińskiego państwa – czarnomorskiej Kolchidy. Parnawaz wybudował w rejonie Mcchety Armazciche, czyli warowny kompleks ze świątynią i pałacem królewskim. Szczątki tych budowli przetrwały do dziś.
W IV wieku Iberią rządził król Miriam II. W 317 roku, właśnie w Mcchecie, przyjął on chrzest. Gruzińska Iberia stała się drugim po sąsiedniej Armenii państwem, które uznało chrześcijaństwo za religię państwową. Chociaż w V wieku król Wachtang Gorgasali przeniósł stolicę do Tbilisi, Mccheta nadal pełniła szereg ważnych funkcji. Tutaj dalej urzędował katolikos, czyli zwierzchnik Kościoła gruzińskiego, a w mccheckiej katedrze odbywały się koronacje i pochówki kolejnych królów.
Według legendy, święta Nino wybrała miejsce budowy Sweti Cchoweli u zbiegu rzek Kury i Aragwi. Jeśli jej wierzyć, Elizeusz, żyd z Mcchety, wyruszył do Jerozolimy, by bronić Chrystusa przed sądem Piłata, lecz przybył dopiero w chwili Ukrzyżowania. Od rzymskiego żołnierza odkupił rzekomo szatę Chrystusa i zabrał ją ze sobą do Gruzji. W Mcchecie oddał przyodziewek swej siostrze Sydonii, która, otuliwszy się nim, zmarła i została pochowana. Na grobie wyrósł natomiast wielki cedr.
Święta Nino poleciła, aby cedr ściąć i na jego miejscu zbudować kościół, czemu drzewo się oparło. Dopiero gdy święta Nino modlitwą przywołała anioła, drzewo uniosło się i zamiar dało się zrealizować. Z pnia cedru powstała kolumna, dająca życiodajny sok.
Pierwszy kościół powstał w tym miejscu już w IV wieku, czyli zaraz po przyjęciu przez Gruzję chrześcijaństwa. Następnie, u schyłku V stulecia, gruziński król Wachtang Gorgasali wybudował tu bazylikę. Późniejsze najazdy oraz trzęsienia ziemi poważnie naruszyły świątynię. Bazylika, postawiona za czasów króla Gorgasali, tworzy podwaliny dzisiejszej budowli, a większość tego, co obecnie możemy oglądać, powstało w okresie "złotego wieku" Gruzji.
Znany gruziński architekt Arsukidze gruntownie przebudował katedrę w latach 1010-1029, za panowania króla Jerzego II. Legenda głosi, że władca nakazał odciąć mu prawą rękę, aby już nigdy w życiu nie mógł stworzyć czegoś równie wspaniałego.
Katedra Sweti Cchoweli wyróżnia się rozmachem i harmonią konstrukcji oraz bogatymi płaskorzeźbami. W kamiennych kryptach spoczywają gruzińscy monarchowie, m.in. Jerzy II oraz Wachtang Gorgasali. Fasadę zdobią liczne płaskorzeźby. Ta na ścianie północnej, przedstawiająca prawe ramię z dłutem w dłoni, opatrzona jest napisem: "Ramię Arsukidzego, sługi bożego, niech mu będzie przebaczone". Natomiast napis na ścianie wschodniej głosi: "Kościół święty został wzniesiony ręką uniżonego sługi Arsukidzego. Niech jego dusza zazna spokój, Mistrzu".
We wnętrzu z dawnego wystroju niewiele już pozostało – znacznemu zniszczeniu uległy choćby freski, z nakazu cara Mikołaja I pokryte ongiś tynkiem. Część ich wydobyto spod jego warstwy i uratowano. Treść malowideł jest ogromnie zajmująca – gdyż można uświadczyć zarówno apokaliptyczne bestie, jak też dziwaczne postacie ludzkie.
Tu znaleźli spoczynek wieczny członkowie słynnej arystokratycznej książęcej rodziny gruzińskiej Bagratydów, która na przełomie I i II tysiąclecia naszej ery panowała w Gruzji oraz nad częścią Armenii. Z rodu tego wywodził się notabene Piotr Iwanowicz Bagration – rosyjski generał piechoty, uczeń generałów Aleksandra Suworowa i Michaiła Kutuzowa. Bohater wojny francusko-rosyjskiej 1812 roku.
Współczesna Mccheta – to niewielkie miasto (ok. 7500 mieszkańców), żyjące głównie z rolnictwa, handlu i turystyki. Dziś jest stolicą administracyjnego regionu Mccheta-Mtianeti.
(Cdn.)
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Co jeśli Rosja zaatakuje Estonię? W planach ewakuacja całej ludności
Dowódca estońskich sił zbrojnych, generał major Andrus Merilo, ostrzegł obywateli podczas niedzielnej konferencji w Tallinie, iż w razie wybuchu konfliktu zbrojnego istnieje konieczność przygotowania się na ewakuację ludności cywilnej z terenów zagrożonych, a nawet z całej Estonii.
Rosyjscy najemnicy Wagnera zaatakowani w Mali. Wpadli w zasadzkę
Grupa Dżama’at Nasr al-Islam wa-al-Muslimin (JNIM) zaatakowała rosyjskich najemników Wagnera w Mali, zabijając co najmniej sześciu z nich. To kolejny atak na Rosjan w Afryce.
Guru prawicy ostrzega PiS. Mówi o obaleniu Kaczyńskiego
Prof. Andrzej Nowak zaprezentował kandydaturę PiS w Krakowie. Chwilę po wydarzeniu pojawił wywiad, w którym historyk ponownie apeluje o zmiany w partii. — Jeśli wybory prezydenckie zostaną przegrane, to prezes Kaczyński powinien być drugiego dnia obalony po tych wyborach - mówi.