Katorżnik i żołnierz Chrystusa

drukuj
Opracował Jerzy Wojtkiewicz, 16.11.2017

Na 110. rocznicę śmierci św. Rafała Kalinowskiego

Józef Kalinowski, późniejszy o. Rafał od św. Józefa w zakonie karmelitów bosych, przyszedł na świat 1 września 1835 roku w Wilnie w drobnoszlacheckiej rodzinie. Był drugim synem Andrzeja Kalinowskiego, nauczyciela gimnazjalnego i Józefy z Połońskich, która zmarła w kilkanaście dni po przyjściu dziecka na świat. Ojciec poślubił wówczas siostrę zmarłej żony, Wiktorię Połońską, a gdy i ta po kilku latach odeszła do wieczności, latem 1847 roku ożenił się po raz trzeci z Zofią Puttkamer (córką wielkiej miłości Adama Mickiewicza Maryli Wereszczakówny).

W wyniku tych trzech związków rodzina Kalinowskich była bardzo liczna: Józef miał pięciu braci i trzy siostry. Pomimo iż z wyjątkiem najstarszego brata Wiktora, rodzeństwo to było dla niego przyrodnim, ze wszystkimi był związany gorącą rodzinną miłością. Zawsze cenił życie i jako sybirak napisał, że rodzicielskiego serca bodaj nikt tu na ziemi, oprócz Boga nie zastąpi. Dlatego też użalał się, że są ludzie, którzy targają się na byt i potrzebę małżeństwa i rodziny, co warto przypomnieć w naszych czasach, kiedy to prawodawstwo niektórych państw pozwala na zawieranie małżeństw pomiędzy osobami tej samej płci, a nawet na adoptowanie przez nie dzieci.
Po maturze, uzyskanej w Wileńskim Instytucie Szlacheckim, Józef przez dwa lata studiował agronomię w Hory-Horkach koło Orszy, gdzie zdobyta wiedza miała mu umożliwić zarządzanie majątkiem. Ponieważ jednak ten kierunek nauki wyraźnie nie leżał mu na sercu, za zgodą rodzica zrezygnował ze zgłębiania rolniczej wiedzy. Udaje się do Petersburga, gdzie podejmuje naukę w Mikołajewskiej Szkole Inżynieryjnej. 
Lata spędzone w ówczesnej stolicy Rosji stanowią chyba najbardziej ponury czas w życiu Józefa Kalinowskiego. Ze smutkiem opisuje on nastroje, jakie panowały w mieście i wśród młodzieży, wyobcowanej z rodzinnego i ojczyźnianego środowiska. Wyznaje też z bólem, że uległ tej atmosferze, co spowodowało u niego kryzys religijny. Wprawdzie wiary nie utracił, jak wynika ze szczegółowego badania jego życia w okresie kanonizacyjnym, ale zaniechał przystępowania do sakramentów i jedynie od czasu do czasu wysłuchiwał Mszy św.
Z listów, które zachowały się z tego okresu jego życia, wynika, że przechodził bardzo głęboką walkę wewnętrzną: szukał ducha, a znajdował materię. Próbował też skorzystać z sakramentu pokuty i z tym zamiarem udał się do petersburskiego kościoła pw. św. Stanisława, poszedł jednak do konfesjonału, który był pusty, a w świątyni nie było nikogo. Płacz mnie niezrozumiały ogarnął (…), jak dzisiaj pamiętam. Tęsknota jakaś pochłaniała całą istotę – napisał Józef o tej chwili pod koniec swego życia. I chyba dlatego, po przyjęciu w 42 roku życia święceń kapłańskich, stał się "męczennikiem konfesjonału", bo nie chciał, by ktokolwiek z ludzi, pragnąc skorzystać ze spowiedzi, spotkał się z podobnym doświadczeniem.
W 1855 roku Józef Kalinowski ukończył studia na akademii jako inżynier ze stopniem wojskowym porucznika. Proponowano mu podjęcie tam pracy jako wykładowca matematyki. On jednak, pragnąc wyrwać się z niekorzystnej atmosfery Petersburga, podjął się pracy nad projektem linii kolejowej na odcinku Kursk – Konotop. Z konieczności znalazł się z dala od ludzi, na rozległych polach pogranicza południowej Rosji i Ukrainy, i to na okres wielu miesięcy. Ta samotność spowodowała w nim ogromną zmianę ku dobremu: Poznałem – napisał – cały ogrom potrzeby utrwalonych pojęć religijnych i ostatecznie ku nim się zwróciłem. Rzeczywiście, powrócił do praktyki modlitwy, w niemałym stopniu za sprawą "Wyznań św. Augustyna", które go urzekły.
W 1861 roku, ze względu na stan zdrowia, Kalinowski musiał wyjechać na leczenie do Ciechocinka. Przy tej okazji zetknął się z ruchami, przygotowującymi zbrojne powstanie przeciw Rosji. Gdy po zakończeniu prac nad koleją osiadł w twierdzy wojskowej w Brześciu, niejednokrotnie zostawał zapraszany na różne spotkania ruchu narodowego. Nie był jednak zwolennikiem walki zbrojnej, krytycznie też oceniał liczenie na interwencję państw zachodnich w polskiej sprawie. Jako oficer wojska rosyjskiego, doskonale orientujący się w sytuacji potęgi militarnej caratu, nie widział żadnych szans dla powstania. 
Nie ukrywał też swoich poglądów na planowaną insurekcję. Znane jest jego powiedzenie, że Ojczyzna nie krwi, której do zbytku się przelało na niwach Polski, ale potu potrzebuje. Jednak, gdy wybuchło powstanie, przeżywał wielką walkę wewnętrzną i napisał, że niepodobna było pozostawać w mundurze wojskowym, gdy serce coraz drgać musiało na wieść o rozlewie krwi bratniej. Aby móc służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom, poprosił o dymisję z wojska, którą otrzymał dopiero 17 maja 1863 roku i zaciągnął się do powstańczych szeregów.
15 sierpnia 1863 roku, spełniając obietnicę daną 14-letniej siostrze, po raz pierwszy od 9 lat przystąpił do sakramentu spowiedzi. Od tamtej chwili codziennie uczestniczył we Mszy świętej, odbywał cotygodniową spowiedź i zainteresował się teologią. Niedługo potem powziął zamiar wstąpienia do zakonu kapucynów, lecz plany te musiał porzucić, zaangażowawszy się w konspirację powstańczą. W latach 70. XIX wieku w liście do swej macochy Zofii Kalinowskiej, która boleśnie przeżywała zobojętnienie religijne swojego pasierba, pisał z zesłania, że to między innymi jej zawdzięcza swoje nawrócenie.
Powstańczy Rząd Narodowy powierzył mu odpowiedzialne stanowisko ministra wojny na Litwie. Ale niestety, gdy przybył do Wilna, powstanie chyliło się już ku upadkowi. Przewaga wroga była miażdżąca. Żywioł powstańczy tłumił wileński gubernator Michaił Murawiew, zwany powszechnie "Wieszatielem", gdyż setki osób wysłał na szubienicę. 
Józef wiedział, że wcześniej czy później zostanie aresztowany i uwięziony, co też nastąpiło w nocy z 24 na 25 marca 1864 roku. Osadzono go w byłym klasztorze dominikanów, zamienionym na więzienie dla powstańców. Podczas śledztwa wziął całą winę na siebie, a gdy powoływał się na innych, to tylko na tych, którzy byli już straceni, by w ten sposób ochronić pozostających jeszcze na wolności. Wyrok dla Kalinowskiego był więc najcięższy: kara śmierci.
Starania rodziny i znajomych w Wilnie, a nadto obawa Murawiewa, aby Józefa Kalinowskiego nie uznano za męczennika, gdyż cieszył się on wielkim szacunkiem wśród wszystkich, sprawiły, że zamieniono ten wyrok na 10 lat katorgi syberyjskiej. Pisze na ten temat m.in. o. Wacław Nowakowski, który jako młody student doświadczył też katorgi syberyjskiej i był do śmierci przyjacielem Kalinowskiego: Sami Moskale mówili o nim, że to święty Polak. Takie przekonanie o nim uchroniło go od szubienicy. Murawiew chciał go koniecznie powiesić, ale jeden generał tłumaczył mu, że Polacy takie o Kalinowskim mają przekonanie, a nawet i znający go Moskale, że jeśli go powieszą, to będą go mieli za świętego męczennika.
Katorga syberyjska zaprowadziła Józefa do warzelni soli w Usolu koło Irkucka. Praca, wymagająca dużych sił fizycznych, polegała na wyciąganiu osadów mineralnych z kotłów, w których krystalizowała się sól. Mieszkał w koszarach i musiał zakładać kajdany, gdy opuszczał wyspę. W zesłańczym samorządzie rozrastającej się i liczącej kilkaset osób zbiorowości pełnił funkcję sędziego.
Na zesłaniu Kalinowski coraz mocniej utwierdzał się w przekonaniu, że powinien wstąpić w stan duchowny. Prowadził ascetyczne życie, cały czas w miarę możliwości pogłębiał wiedzę religijną, zwiększała się też jego żarliwość modlitewna, co zadziwiało jego współtowarzyszy, nieprzyzwyczajonych do stykania się z wysoce rozwiniętą pobożnością u osób świeckich, a zwłaszcza – u młodych mężczyzn. W wolnym czasie uczył dzieci zesłańców katechezy i przedmiotów ścisłych. Gromadził i czytał książki poświęcone teologii.
Tam, wśród nędzy materialnej i duchowej całego otoczenia, ukazał się jego altruizm, wielkość ducha. Swoim przykładem, dobrym słowem, cierpieniem i modlitwą był ogromną podporą zesłańcom. Umiał odstąpić bardziej potrzebującym od siebie nawet ostatni grosz czy ostatnią kromkę chleba. Nie wstydził się pisać do najbliższych w Wilnie i prosić o pomoc: W kraju zawsze łatwiej o grosz niż na Syberii, a obojętnym tu być byłoby dla mnie niepodobnym.
Kim był Kalinowski dla towarzyszy niedoli, niech świadczy jeden z faktów, o którym pisze cytowany już o. Wacław Nowakowski. Był on świadkiem, jak któryś z zesłańców, przewodniczących wspólnym modlitwom, dodał do litanii do Wszystkich Świętych wezwanie: przez zasługi Józefa Kalinowskiego wybaw nas Panie! Skądinąd sam Józef wyznaje w jednym z listów, że zamierzał sprawić swemu ojcu miłą niespodziankę i pragnął posłać mu do Wilna pudełko zielonej herbaty, którą ten bardzo lubił. Na Litwie była ona jednak niedostępna, a syberyjscy Buriaci sprowadzali ją z Mongolii i sprzedawali dość tanio na targu. 
Myślałem – pisze Józef – że pijąc ten napój w gronie rodzinnym, będziecie wspólnie o mnie wspominać. Ale gdy był w drodze po zakupy, spotkał jednego z zesłańców, który przymierał głodem. Zaniechał więc zamiaru i wspomógł potrzebującego rodaka, a swoim krewnym wytłumaczył: Poświęciłem i waszą przyjemność i moją miłość własną, przeznaczając opłatę za herbatę dla tego istotnego Łazarza w myśli, że Bóg mocen was napoić daleko bardziej ożywczym napojem ze zdroju łaski swojej i że tę naszą drobną ofiarę przyjmie.
Po zakończeniu dziesięcioletniej katorgi Józef Kalinowski wrócił do Ojczyzny. Odwiedził Warszawę i Częstochowę, gdzie – jak pisze – cały czas spędził na modlitwie i na powierzchownym obejrzeniu Jasnej Góry, bo tłumy ludzi zalegały wnętrze osady klasztornej tak, iż prawie z niebezpieczeństwem życia dotarł do kaplicy Matki Bożej, dla oddania Orędowniczce hołdu. Kraków zaś zrobił na nim bardzo miłe wrażenie, przypomniał nadto Wilno, którego już więcej nie zobaczył, albowiem ukaz carski zabraniał mu przybycia na Litwę.
Wbrew woli najbliższych, którzy po latach katorgi chcieli mieć go bliżej siebie i proponowali osiedlenie się w Królestwie Polskim, Józef postanowił emigrować do Francji, gdzie w sferach polskiej emigracyjnej elity kulturalnej i politycznej został wychowawcą księcia Augusta Czartoryskiego. Uczynił to z pewnością także z zamiarem utożsamienia dalszej swojej drogi życiowej: od dłuższego czasu myślał bowiem o wstąpieniu do zakonu, a wiedział, że w Polsce byłoby to niemożliwe, gdyż zaborcy skasowali klasztory i zamknęli nowicjaty. Zaaklimatyzowanie się – czytamy w jego "Wspomnieniach" – było niezmiernie łatwe. Tryb życia na dworze książęcym w Paryżu (Hotel Lambert) był raczej klasztorny niż świecki i książęcy. Poznał wówczas ciotkę swego wychowanka – matkę Marię Ksawerę Czartoryską, karmelitankę bosą z Krakowa, poprzez którą zetknął się z duchowością zakonu karmelitańskiego i mimo różnych innych propozycji zdecydował się na wstąpienie do Karmelu.
Jego wychowanek, książę August, którego wprowadził na drogę głębokiego życia wewnętrznego (będąc dlań wszystkim: ojcem, matką, niańką, przyjacielem, kierownikiem duchowym i dozorcą) przyjął natomiast z rąk samego św. Jana Bosko habit salezjański i zmarł w opinii świętości w 1893 roku. W roku 2004 papież Jan Paweł II wyniósł go na ołtarze poprzez beatyfikację.
26 listopada 1877 roku Józef Kalinowski wstąpił do nowicjatu w Grazu w Austrii, gdyż nowicjat na terenie Polski był zniesiony przez władze zaborcze. Zresztą, z dwóch kwitnących prowincji Polski przedrozbiorowej ostał się przy życiu jedyny klasztor karmelitów bosych w Czernej koło Krakowa. Rafał od św. Józefa (takie jest bowiem imię zakonne Józefa Kalinowskiego), przybywszy doń po odbytej formacji zakonnej i teologicznej w Austrii i na Węgrzech, stał się kamieniem węgielnym odnowy życia karmelitańskiego na ziemiach polskich.
Jako zakonnik i kapłan został niezwłocznie przełożonym i podejmował odważne inicjatywy fundacyjne, formacyjne i duszpasterskie, doprowadzające do wskrzeszenia Karmelu Terezjańskiego, co – jak na ówczesne czasy – uczynił w stopniu przekraczającym wszelkie oczekiwania. Dla swych współbraci był wzorem autentycznego przeżywania modlitewno-apostolskiego charyzmatu zakonu. Dla mniszek – cenionym kierownikiem duchowym, dla ludu Bożego – ofiarnym duszpasterzem. Podjął też liczne kwerendy, mające na celu odzyskanie pamiątek po dawnych klasztorach karmelitańskich, wydał kilka tomów kronik klasztorów sióstr karmelitanek bosych i broszur szerzących nabożeństwo szkaplerzne, duchowość świętej Teresy od Jezusa i świętego Jana od Krzyża oraz innych wybitnych postaci Karmelu. Założył klasztor karmelitów bosych w Wadowicach z kościołem św. Józefa, który dziś jest Sanktuarium Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Małopolsce z jego obrazem, przyozdobionym papieskim pierścieniem Jana Pawła II.
Wiele godzin spędzał na spowiadaniu ciągnących nieraz z bardzo daleka wiernych, przez co nazywano go "męczennikiem konfesjonału". Miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia ludziom dręczonym przez lęk i niepewność. Przeżyty w młodości kryzys wiary (gdy przez ponad 9 lat żył bez sakramentów) ułatwiał mu zrozumienie błądzących i zbuntowanych przeciwko Bogu. Nikogo nie potępiał, ale starał się pomagać. Zawsze skupiony, zjednoczony z Bogiem, był człowiekiem modlitwy, posłuszny regułom zakonnym, gotowym do wyrzeczeń, postów i umartwień. 
Po spędzeniu w zakonie 30 lat zmarł 15 listopada 1907 roku w Wadowicach. Jego relikwie spoczywają w kościele karmelitów w Czernej. Za życia i po śmierci cieszył się wielką sławą świętości. Bez reszty oddany Bogu, umiał miłować Go w bliźnim. Potrafił zachować szacunek dla człowieka i jego godności nawet tam, gdzie panowała pogarda. Dlatego uważany jest za patrona Sybiraków. 
Beatyfikacji o. Józefa Rafała Kalinowskiego dokonał Jan Paweł II 22 czerwca 1983 roku na Błoniach Krakowskich. Kanonizował go zaś w Rzymie, w bazylice św. Piotra, 17 listopada 1991 roku, stawiając jako nowego świętego u progu dziejów III Rzeczypospolitej. Za cud konieczny do beatyfikacji uznano całkowite uzdrowienie ks. Władysława Misia z powodującego ciągły ból uszkodzenia drugiego kręgu kręgosłupa, natomiast do kanonizacji – szybkie, kompletne i trwałe uzdrowienie 7-letniego Aleksandra Romana, który uległ bardzo poważnemu wypadkowi samochodowemu, po którym lekarze nie dawali chłopcu szans na przeżycie.
Na ołtarze wyniesiono człowieka autentycznej modlitwy, otwartego na łaskę i dary Ducha Świętego; człowieka oddanego służbie bliźnich, zwłaszcza najbiedniejszych, szafarza sakramentów świętych, przede wszystkim sakramentu pokuty i pojednania; wreszcie człowieka, który może być wzorem prawdziwej pobożności maryjnej, przykładem doskonałego zrealizowania powołania chrześcijańskiego: zakonnego i kapłańskiego. 
Św. Rafał swym życiem dowiódł, że Bóg nawet ze zła potrafi wyprowadzić wielkie dobro. Jego życie może być też szkołą dla każdego z nas: dla tych, którzy ciągle szukają swojego miejsca i być może są już bliscy zniechęcenia... Dla tych, którzy czują, że życie przecieka im przez palce... Dla tych, których denerwują Boże przykazania... Dla tych, którzy widzą w sobie więcej słabości niż zalet... Zawsze jest nadzieja na zmianę i szansa, że kiedyś podpiszemy się pod słowami, które wypowiedział św. Rafał: Masz być żołnierzem Jezusa Chrystusa; nie żołnierzem, który szuka swojej przyjemności, lecz żołnierzem wiernym takiego Króla, który w pracy, w utrudzeniu, w cierpieniach przebył swoje życie.
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Wilno po polsku

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie