80 lat temu Niemcy wiarołomnie napadły na Polskę
Nieunikniony konflikt zbrojny
Przed śmiercią Józef Piłsudski napisał w testamencie, że świat podąża do nowej wojny i jeżeli Polska będzie do niej wciągnięta, to bardzo ważne, aby przystąpiła do niej jako ostatnia. Na dwa dni przed zgonem Marszałek odbył ostatnią rozmowę z ówczesnym ministrem spraw zagranicznych Józefem Beckiem. Według relacji Becka, rowmówca był wówczas zupełnie przytomny i tak powiedział do niego:
"Słuchajcie, dziecko, ja umieram, a po mojej śmierci wszystko zrobią, żeby zmienić naszą politykę i by was przede wszystkim usunąć. Nie wolno do tego dopuścić. Trzeba, jak długo to możliwe, utrzymać obecne stosunki z Niemcami. To się wielu nie podoba. Za wszelką cenę musicie utrzymać przymierze z Francją i, co więcej, starajcie się w to wciągnąć Anglię. To wydaje się dziś niemożliwe, ale trzeba wytrwale do tego dążyć. Nie dajcie się wciągnąć w żadne rozgrywki polityczne, bo zechcą was wykończyć".
Rząd, choć nie zastosował się w pełni do tych przestróg Marszałka, robił wszystko, aby bronić równowagi w stosunkach z Niemcami i Związkiem Sowieckim, co w swoją kolej źle wróżyło Polsce.
Nie bacząc na niejasną i dość bierną politykę Francji i Anglii wobec poczynań zbrojnych Niemiec, władze polskie dążyły do unormowania relacji z Litwą, z Czechosłowacją w sporze o Zaolzie, starały się nie dopuścić do włączenia wolnego miasta Gdańsk do Rzeszy Niemieckiej, a w miarę możliwości polepszyć stosunki z Sowietami. W tym celu podpisany w roku 1932 trzyletni polsko-sowiecki pakt o nieagresji w roku 1934 prolongowany został o lat 10. Zbieżne z nim terminy miały też obowiązywać w zawartej w roku 1934 polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu siły we wzajemnych stosunkach. W roku 1936 odnowiono sojusz z Francją, zakładający, że oba państwa mają się konsultować w kwestii obrony, na którą zresztą Francja udzieliła Rzeczypospolitej pożyczki z wysokości 2 mln franków.
Ustępstwa Francji i Anglii wobec Niemiec jeszcze bardziej pobudzały zaborczy apetyt Hitlera w stosunku do sąsiadów, w czym Polska nie stanowiła wyjątku. W listopadzie 1938 roku minister spraw zagranicznych Niemiec Joachim von Ribbentrop w rozmowie z ambasadorem polskim w Berlinie Józefem Lipskim wysunął propozycję zawarcia polsko-niemieckiego paktu o nieagresji na kolejne ćwierćwiecze i wejścia Polski do Paktu Antykominternowskiego. Tej propozycji towarzyszyły jednak pewne warunki, a mianowicie: zgoda Polski na włączenie Gdańska do Rzeszy, budowę eksterytorialnej, czyli wyłączonej spod władzy polskiej szosy i linii kolejowej przez polskie Pomorze między Niemcami a Prusami Wschodnimi.
Choć ową rozmowę dwóch szefów dyplomacji utrzymywano w tajemnicy, to przywódcy polscy zdawali sobie sprawę, że ich kraj staje się kolejnym obiektem ofensywy niemieckiej. Polska tę propozycję odrzuciła, gdyż jej przyjęcie oznaczało utratę dostępu do morza i stopniowe uzależnienie od Niemiec. Po styczniowych wizytach Becka w Berlinie i Ribbentropa w Warszawie, w marcu 1939 roku Niemcy kategorycznie zażądały przyjąć ich propozycję z listopada 1938 roku. A ponieważ strona polska ponownie żądania te odrzuciła, wypadło podjąć gorączkowe starania o pozyskanie sojuszników, co w pierwszą kolej dotyczyło Francji i Anglii.
6 kwietnia 1939 roku podpisano polsko-angielski układ gwarancyjny o pomocy, gdyby zaistniało zagrożenie niepodległości którejś ze stron. Siedem dni później podobny układ odnowiono z Francją. Niestety, już nieodległa przyszłość wykazała, że intencje sojuszników, na których stawiały władze w Warszawie, okazały się nieszczere.
Tymczasem hitlerowskie Niemcy, nie licząc się z niczym, dążyły do konfliktu zbrojnego, a Hitler wydał rozkaz przygotowania planu ataku na Polskę pod kryptonimem "Fall Weis". 28 kwietnia faszystowski przywódca wygłosił mowę w Reichstagu, w której nazwał obrońców systemu wersalskiego, w tym – Polskę "podżegaczami wojennymi" i w histerycznej formie wymówił polsko-niemiecki układ o nieagresji z 1934 roku.
Reakcją polską było przemówienie sejmowe Becka z 5 maja 1939 roku, w którym po raz kolejny odrzucił żądania niemieckie, stwierdzając m.in.: "My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor".
Tymczasem dyplomaci niemieccy i sowieccy podjęli tajne rozmowy, dotyczące możliwości współdziałania. Konsekwencją zbliżenia Związku Sowieckiego i III Rzeszy był podpisany w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku tzw. pakt Ribbentrop-Mołotow, czyli układ o nieagresji. Dokument ten uzupełniał odkryty dopiero po wojnie tajny protokół, dotyczący podziału sfer wpływów przez oba państwa w Europie Środkowej. Jego punkt 2 dotyczył Polski: "W razie przeobrażeń terytorialnych i politycznych w okręgach należących do państwa polskiego strefy wpływów Niemiec i Związku Sowieckiego zostaną rozgraniczone w przybliżeniu wzdłuż linii rzek Narew, Wisła, San".
Plany agresji
Po odrzuceniu przez Polskę żądań niemieckich i po przekonaniu się Hitlera, że państwa zachodnie nie udzielą Polsce wsparcia, konflikt wojenny był już nieunikniony.
"Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły. Nawet gdyby wojna miała wybuchnąć na Zachodzie, zniszczenie Polski musi być pierwszym naszym zadaniem. Decyzja musi być natychmiastowa ze względu na porę roku. Podam dla celów propagandowych jakąś przyczynę wybuchu wojny. Mniejsza z tym, czy będzie ona wiarygodna, czy nie. Zwycięzcy nikt nie pyta, czy powiedział prawdę, czy też nie. W sprawach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem wojny nie decyduje prawo, lecz zwycięstwo. Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni" – słowa te wypowiedział Adolf Hitler na naradzie dowódców w przededniu podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow.
Robiąc zadymę, Hitler podjął akcję propagandową, mającą zrzucić odpowiedzialność za rozpoczęcie działań zbrojnych na Polskę. Służył temu atak na niemiecką radiostację w Gliwicach – mieście leżącym wówczas na terenie Niemiec. Przebrani w mundury polskie esesmani opanowali radiostację i nadali w języku polskim audycję, wzywającą Polaków do powstania przeciwko Niemcom. Dla uwiarygodnienia całej sytuacji upozorowano nawet walkę. Na miejscu pozostawiono martwych więźniów ubranych w polskie mundury. Niemcy starali się jak najbardziej nagłośnić to wydarzenie i wkrótce podali, że Polacy kolejny już raz podjęli wrogie kroki przeciwko Niemcom.
Rozległa napaść
Prawdziwa wojna niemiecko-polska, a wraz z nią II wojna światowa, rozpoczęła się natomiast 1 września 1939 roku w piątek o godzinie 4.35 od zbombardowania Wielunia. 10 minut później do Zatoki Gdańskiej wpłynął pancernik "Schleswig-Holstein" i rozpoczął ostrzał polskiego garnizonu na Westerplatte. Niemcy na rozległej szerokości przekroczyli granicę II RP, niszcząc szlabany i polskie symbole państwowe.
Niemiecki plan ataku na Polskę przewidywał wojnę błyskawiczną, której cel polegał na przełamaniu polskiej obrony, a następnie okrążeniu i zniszczeniu głównych sił przeciwnika. Wojska niemieckie miały przeprowadzić koncentryczne uderzenie ze Śląska, Prus Wschodnich i Pomorza Zachodniego w kierunku Warszawy. Plan ten nie uwzględniał jednak prowadzenia działań na dwóch frontach. Gdyby więc Francja i Anglia wywiązały się ze swoich sojuszniczych zobowiązań wobec Polski, byłaby szansa zakończenia wojny już w pierwszych miesiącach jej trwania.
Trudno też nie podkreślić, że Polska do opracowania planu wojny z Niemcami przystąpiła stosunkowo późno. Bardziej spodziewano się bowiem agresji ze strony wschodniego sąsiada. Plan "Z" zakładał stawianie oporu Niemcom na terenach przygranicznych, a następnie odwrót w głębi kraju. Wycofanie się od razu na dogodne pozycje oznaczało oddanie Niemcom znacznej części terytorium, na co dowództwo polskie nie mogło się zgodzić, choćby ze względów propagandowo-prestiżowych. Obrona miała trwać do momentu włączenia się do działań Francji i Anglii, czyli do 15 dnia wojny.
Strona niemiecka, przystępując do wojny z Polską, wystawiła 1 850 tysięcy żołnierzy, 11 tysięcy dział, 2 800 czołgów i 2 000 samolotów. Wojsko Polskie dysponowało dwukrotnie mniejszą liczbą żołnierzy (950 tys.), ponad dwukrotnie mniejszą liczbą dział (4,8 tys.), czterokrotnie mniejszą liczbą czołgów (700) i pięciokrotnie mniejszą liczbą samolotów (400). Przewaga niemiecka na głównych kierunkach uderzeń była jeszcze większa.
Kłopoty z obroną
Sytuację militarną Polski pogarszała długość granicy z Niemcami, która po zajęciu przez III Rzeszę Moraw i wkroczeniu niemieckich wojsk na Słowację, liczyła około 1600 kilometrów. Umożliwiało to zaatakowanie Polski z zachodu, północy i południa. Przygotowując plany obrony, dowództwo polskie nie przesunęło wojsk na linię Narwi, Wisły i Sanu, z punktu widzenia wojskowego najkorzystniejszą, ale zgrupowało większe siły w rejonach przygranicznych.
Zdecydowano się na takie posunięcie z powodów politycznych. Nie chciano bowiem oddawać bez walki Pomorza i Śląska, obawiając się, że Niemcy po zajęciu tych terenów zakończą działania militarne oświadczając, iż naprawione zostały w ten sposób "krzywdy" wyrządzone przez Traktat Wersalski i zwrócą się następnie o międzynarodową mediację. Obawiano się także tego, że przemarsz niemieckiej armii przez polskie terytorium opuszczone przez Wojsko Polskie bardzo źle wpłynie na morale społeczeństwa i złamie w nim wolę walki.
Za obronę kraju odpowiedzialne były: armia "Pomorze" dowodzona przez generała Władysława Bortnowskiego – miała bronić Pomorza oraz przeciwstawić się połączeniu Rzeszy z Prusami Wschodnimi; armia "Poznań" – odpowiedzialna za obronę Wielkopolski, dowodzona przez Tadeusza Kutrzebę; armia "Łódź" pod dowództwem generała Juliusza Rómmla, mająca za zadanie obronę kierunku Łódź – Warszawa; armia "Kraków", której zadaniem była obrona Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Jej dowódcą był Antoni Szylling. Nacierające ze Słowacji wojska miała zatrzymać armia "Karpaty", dowodzona przez Kazimierza Fabrycego, a wspomagana przez pułk KOP. Dodatkowym zadaniem jednostek było zabezpieczenie dojścia do granicy polsko‑rumuńskiej. Niemieckiemu atakowi z Prus Wschodnich miała przeciwdziałać armia "Modlin", a także osłaniać tyły armii "Poznań" i "Pomorze" oraz starać się opóźnić niemiecki marsz na Warszawę. Armią "Modlin" dowodził Emil Przedrzymirski-Krukowicz. W działaniach miała ją wspierać SGO "Narew". Naczelny wódz miał w odwodzie armię "Prusy", dowodzoną przez generała Stefana Dąb-Biernackiego oraz trzy grupy odwodowe: "Kutno", "Tarnów" i "Wyszków". Ich głównym zadaniem było zabezpieczenie "linii styków" pomiędzy poszczególnymi polskimi armiami.
Na czele sił użytych przeciwko Polsce stał generał Walther von Brauchitsch. Podlegały mu dwie grupy armii: "Północ" pod dowództwem generała Fedora von Bocka (uderzająca z Pomorza i Prus Wschodnich) oraz "Południe", dowodzona przez generała Gerda von Rundstedta (nacierająca ze Śląska, z Moraw i ze Słowacji).
Starcia graniczne
Od pierwszych godzin zmagań Wojsko Polskie wspierane było przez ludność cywilną. Szczególnym zaangażowaniem wykazali się harcerze. Wielu gmachów publicznych broniono znacznie dłużej niż przewidywał pierwotny plan. Do historii przeszła obrona Poczty Polskiej w Gdańsku, gdzie pracownicy stawiali opór przez 12 godzin (zakładano, że będą to czynić zaledwie godzinę).
Nie tyle strategiczne, ile propagandowe znaczenie stanowiła obrona Westerplatte. Placówka miała stawić opór przez 12 godzin, ale załoga z majorem Henrykiem Sucharskim na czele utrzymała się przez tydzień (mimo użycia przez Niemców lotnictwa bombardującego). Decyzję o kapitulacji podjęła dopiero wówczas, kiedy skończyły się wszystkie zapasy i amunicja. Owa obrona działała mobilizująco na społeczeństwo polskie, ponieważ Polskie Radio codziennie rozpoczynało audycję od informacji: "Westerplatte broni się nadal".
Niestety, bitwa graniczna była z góry skazana na porażkę. Zdawano sobie z tego sprawę. Granica obrony była zbyt rozciągnięta, aby skutecznie stawić opór przeważającym siłom wroga. Już 2 września rozpoczął się odwrót armii "Pomorze" i "Kraków", choć należy zaznaczyć, że walki na Górnym Śląsku trwały do 22 września, aczkolwiek opór stawiały już bataliony Obrony Narodowej, zasilone w dużej mierze przez byłych powstańców śląskich. Wielu cywilnych uczestników walk na Górnym Śląsku zostało później zamordowanych przez Niemców. W pierwszych dniach września odwrót rozpoczęła także armia "Poznań".
Ogromnym problemem dla walczących, ale też dla cywili próbujących szukać schronienia, były naloty niemieckiego lotnictwa. Luftwaffe bombardowała polskie miasta i główne szlaki komunikacyjne.
Dziwna wojna
Wkrótce po rozpoczęciu działań wojennych dyplomaci zaczęli zabiegać o nakłonienie zachodnich sojuszników do wywiązania się z zobowiązań. 3 września Francja i Anglia wypowiedziały wojnę Niemcom, co można było uznać za sukces, zwłaszcza że obawiano się, iż Polska stanie się ofiarą "kolejnego Monachium". Mussolini zaproponował bowiem zwołanie międzynarodowej konferencji, która miała "zapewnić pokój" czy raczej "uratować pokój".
Wypowiedzenie wojny przez państwa zachodnie przyjęto bardzo entuzjastycznie. Józef Beck pojawił się na balkonie ambasady angielskiej w Warszawie. Mimo przeprowadzanych przez Niemcy nalotów przed placówkami dyplomatycznymi Francji i Anglii gromadziły się tłumy. Radość była jednak przedwczesna. Sojusznicy nie podjęli działań zbrojnych. Rozrzucili z samolotów ulotki propagandowe, kierowane do żołnierzy niemieckich i… okopali się na linii Maginota, rozpoczynając tzw. dziwną wojnę.
Orężnie osamotnieni
Najeźdźca odnosił natomiast kolejne sukcesy w walce z osamotnioną Polską. 3 września w Grudziądzu doszło do połączenia wojsk niemieckich, atakujących z Pomorza i Prus Wschodnich. 6 września Niemcy opanowali Kraków. Zacięte boje trwały pod Mławą. Przegrana bitwa pozwoliła nieprzyjacielowi oskrzydlić armię "Modlin". Ogromne straty poniosła także armia "Pomorze" w bitwie w Borach Tucholskich. Zacięte walki toczono o pojedyncze punkty na Pomorzu: w Gdyni, na Kępie Oksywskiej czy na Helu (tu obrona trwała aż do 2 października).
Przydzielonych pozycji obronnych nie utrzymała armia "Łódź", rozpoczynając odwrót w kierunku Warszawy. Część sił pod wodzą generała Rómmla dotarła do stolicy i wzięła udział w jej obronie. Oddziały, którym się nie udało przebić do Warszawy, zatrzymały się na twierdzy Modlin. Już 8 września niemiecka propaganda rozsiewała kłamliwe pogłoski o zdobyciu polskiej stolicy, gdy tymczasem niemieckie oddziały pancerne dotarły dopiero na przedmieścia.
Jedną z najbardziej krwawych bojów w pierwszej fazie wojny był ten pod Wizną, gdzie 720 polskich żołnierzy dowodzonych przez kapitana Władysława Raginisa przez cztery dni odpierało atak niemieckich oddziałów pancernych.
Ze względu na całkowite załamanie się linii obrony rząd polski 4 września ewakuował się do Brześcia Litewskiego i Lublina, a w nocy z 6 na 7 września do Brześcia Litewskiego przeniesiono sztab naczelnego wodza, co jeszcze bardziej utrudniło łączność pomiędzy centralą a poszczególnymi armiami.
Po przegranej bitwie granicznej przegrupowane wojska polskie podjęły próbę ataku, która miała przeciwdziałać niemieckiemu natarciu na stolicę. Bitwa ta, nazwana bitwą nad Bzurą, toczyła się w dniach 9-16 września. W zmaganiach po obu stronach zaangażowanych było blisko pół miliona żołnierzy. Po stronie polskiej zginęło prawie 15 tysięcy z nich, wielu dostało się do niewoli. Części żołnierzy udało się natomiast przebić do Warszawy i Modlina.
Sowiecki "nóż w plecy"
17 września na obrońców Rzeczypospolitej spadł kolejny dotkliwy cios. W nocy z 16 na 17 września ambasadorowi polskiemu w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu wręczono notę, w której strona sowiecka informowała, że w związku z faktem, iż władze polskie i państwo polskie przestały istnieć, rząd radziecki czuje się zobowiązany, żeby zapewnić opiekę ludności ukraińskiej i białoruskiej, zamieszkującej polskie Kresy Wschodnie, dlatego Armia Radziecka wkracza na teren Polski.
W tym czasie jednak rząd Polski nadal funkcjonował, a wojska walczyły z Niemcami, broniła się między innymi stolica. Działania sowieckie stanowiły także pogwałcenie układów podpisanych z Polską. Na teren Rzeczypospolitej wkroczyło prawie milion żołnierzy, zgrupowanych w dwóch frontach: ukraińskim i białoruskim.
Ambasador Wacław Grzybowski wystosował ostry protest na notę ministra spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa: "Żaden z argumentów użytych w nocie dla usprawiedliwienia uczynienia z układów polsko-radzieckich świstków papieru, nie wytrzymuje krytyki. Według moich wiadomości, głowa państwa i rząd przebywają na terytorium Polski. Suwerenność państwa istnieje, dopóki żołnierze armii regularnej walczą. To, co nota mówi o sytuacji mniejszości narodowych, jest nonsensem. Wielokrotnie w naszych rozmowach mówił Pan o solidarności słowiańskiej. Gdzie się podziała wasza solidarność słowiańska?
W czasie I wojny światowej terytoria Serbii i Belgii były okupowane, ale nikomu nie przyszło na myśl uważać z tego powodu zobowiązań wobec nich za nieważne. Napoleon wszedł do Moskwy, ale póki istniała armia Kutuzowa, uważano, że Rosja również istnieje. Warszawa się broni, państwo polskie istnieje".
"Z bolszewikami nie walczyć!"
Reakcję na wiadomość o sowieckiej napaści na Polskę tak wspominał szef sztabu naczelnego wodza generał Wacław Stachiewicz: "Nie znajduję słów, które by oddały nastrój przygnębienia, jaki zapanował. Ani Naczelny Wódz, ani nikt z nas, oficerów Sztabu, nie miał najmniejszych wątpliwości co do charakteru, w jakim Sowiety wkroczyły do Polski. Było dla nas jasne, że dostaliśmy podstępny cios w plecy, który przesądzał ostatecznie o losach kampanii i niweczył ostatnią nadzieję prowadzenia zorganizowanej walki na terenie Polski. (...) W pierwszym momencie spontaniczną reakcją na otrzymane wiadomości był odruch bić się z Sowietami. Po prostu trudno było pogodzić się z myślą, żeby nowy agresor bez oporu zajmował nasz kraj, żeby bezprzykładny, zdradziecki jego czyn pozostał bez zbrojnej odpowiedzi z naszej strony. Szybko jednak nastąpiła refleksja. Czym się bić? Całość wojsk zwrócona była przeciw Niemcom, związana ciężkimi walkami odwrotowymi. Granicę sowiecką dozorowały jedynie słabe oddziały KOP, za którymi znajdowały się różne luźne formacje etapowe, tyłowe, dowództwa lokalne i wyewakuowane z zachodniej części Polski itp. Walkę tymi wojskami prowadzić było niemożliwe. A zresztą, w jakim celu? Wobec masowej inwazji sowieckiej, walka taka żadnego konkretnego rezultatu dać nie mogła. Chodzić mogło tylko o jeden cel – o zbrojną demonstrację, protest wobec świata przeciwko podstępnej agresji drugiego wroga. A protestem tym były strzały cofających się oddziałów KOP, skierowane przeciw czołowym oddziałom najeźdźcy. Poza to Naczelny Wódz nie chciał wychodzić, widząc niemożliwość i bezcelowość jakiejkolwiek walki z Sowietami w tych warunkach".
Wieczorem 17 września naczelny wódz wydał następujący rozkaz (dyrektywę): "Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii".
Władze polskie, wzywając do unikania walki z Armią Czerwoną, nie uznały jej wkroczenia za powód do wypowiedzenia wojny i nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Zaistniała sytuacja zadecydowała o tym, iż w nocy z 17 na 18 września prezydent Ignacy Mościcki wraz z rządem polskim i korpusem dyplomatycznym przekroczył granicę rumuńską, planując przedostanie się do Francji. Wraz z nimi terytorium polskie opuścił naczelny wódz, marszałek Edward Śmigły-Rydz.
Zdaniem profesora Pawła Wieczorkiewicza, wydany 17 września rozkaz marszałka Śmigłego-Rydza "wprowadził w efekcie zamęt i utrudnił czy wręcz uniemożliwił organizację obrony Kresów Wschodnich tam, gdzie istniały po temu jakiekolwiek szanse".
Rozkaz ten nie dotarł jednak do wielu oddziałów, a przez część dowódców uznany został za prowokację. Do starć z Armią Czerwoną dochodziło więc w wielu miejscach. Na Polesiu i Wołyniu improwizowana grupa KOP, dowodzona przez generała Wilhelma Orlika-Rueckemanna, stoczyła z Sowietami kilkanaście potyczek i dwie bitwy.
Wkraczającym oddziałom Armii Czerwonej opór stawiały również miasta, wśród których najbardziej zacięty i tragiczny bój stoczyło Grodno. Z Wehrmachtem i Armią Czerwoną biła się dowodzona przez generała Franciszka Kleeberga Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie", w której skład weszli m.in. marynarze Pińskiej Flotylli Wojennej.
W sumie w starciach z Armią Czerwoną zginęło około 2,5 tysiąca polskich żołnierzy, a w przybliżeniu 20 tysięcy było rannych i zaginionych. Do niewoli sowieckiej dostało się około 250 tysięcy żołnierzy, w tym ponad 10 tysięcy oficerów, którzy na mocy decyzji podjętej 5 marca 1940 roku przez Biuro Polityczne WKP(b) zostali rozstrzelani.
Straty sowieckie wynosiły około 3 tysięcy zabitych i 6-7 tysięcy rannych. Wkraczająca na ziemie Rzeczypospolitej Armia Czerwona zachowywała się równie bestialsko jak wojska niemieckie. Przykłady zbrodni popełnianych na polskich wojskowych, policjantach i cywilach można by mnożyć, przywołując chociażby te z Grodna, gdzie po zajęciu miasta Sowieci wymordowali ponad 300 jego obrońców, z Polesia, gdzie zginęło 150 oficerów, a w okolicach Augustowa – 30 policjantów.
Według niektórych historyków niewypowiedzenie wojny i niepotraktowanie ZSRR jako agresora – to błąd. Są oni zdania, że pozycja Stalina byłaby w 1941 roku (po najeździe Niemiec na ZSRR) znacznie gorsza. Wkroczenie wojsk radzieckich na teren Polski mocno utrudniło prowadzenie wojny obronnej. Istniała realna szansa dalszej walki na terenach wschodnich, choćby na tzw. błotach poleskich. Napaść Rosjan i opanowanie wschodnich rubieży uniemożliwiło to przedsięwzięcie. W związku z tym część wojsk przebiła się do Warszawy, natomiast około 70 tysięcy żołnierzy przekroczyło granicę z Rumunią i Węgrami.
W stronę Rumunii
Nocą z 17 na 18 września najwyższe władze polskie opuściły kraj, przekraczając granicę rumuńską. Zgodnie z prawem międzynarodowym i precedensem belgijskim z wojny poprzedniej miały zapewnione we Francji tzw. droit de residence, czyli prawo pobytu i funkcjonowania, Rumuni zaś, również sojusznicy, mieli zapewnić droit de passage, czyli prawo tranzytu.
18 września Polskę opuścił też naczelny wódz, marszałek Rydz-Śmigły. Tego samego dnia rozpoczął się ostatni etap kampanii wrześniowej. W tej fazie wojny obronnej do największej bitwy doszło pod Tomaszowem Lubelskim. Walczyły tam przedzierające się do Rumunii oddziały armii "Kraków" i "Lublin". Na poddanie się Armii Czerwonej zdecydowały się wojska broniące Lwowa. Ciągle opór stawiała stolica. Ducha walki podtrzymywał komisarz cywilny, były prezydent Warszawy, Stefan Starzyński.
W obliczu kapitulacji
Brak amunicji, wody, środków medycznych spowodował, że stojący na czele wojsk broniących Warszawy generał Juliusz Rómmel zdecydował się 28 września na kapitulację i wydał rozkaz pożegnalny o poniższej treści:
"Żołnierze Armii "Łódź" i "Warszawa" – obrońcy Warszawy i Modlina!
Przez trzy tygodnie oczy całego świata były zwrócone na was. A serca wszystkich Polaków były razem z nami, niosąc nam otuchę i głębokie przekonanie, że walczymy o sprawę najwyższą dla nas, najwznioślejszą, bo o wolność i niepodległość Ojczyzny.
Wasza dzielna obrona stała się natchnieniem świata. Dumny jestem z tych waszych czynów i z tego, że Bóg dał mi ten najwyższy zaszczyt dowodzić wami – najlepszymi żołnierzami świata.
Wypełniliście swój ciężki obowiązek sumiennie i bez reszty. Swoim oporem ściągnęliście na nasz front niewspółmiernie przewyższające siły wroga i tym samym nie pozwoliliśmy na ich użycie przeciwko naszym sojusznikom, dając im możność przygotowania do przyszłego zwycięstwa.
Ani jednej naszej pozycji obronnej wróg nie zdołał odebrać nam siłą. Nie mogła nas złamać przemoc wroga. Składacie broń na mój rozkaz, ponieważ uznałem, że dalszy opór jest bezcelowy i niemożliwy z powodu wyczerpania się amunicji i zapasów żywności. Przeżywamy ciężkie czasy. Lecz pamiętajcie, że nie wolno upadać na duchu. Nie wolno dopuścić do załamania się. Bo obecne niepowodzenie jest chwilowe, zwycięstwo będzie po naszej stronie. I pamiętajcie, że: Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. I to, co nam obca przemoc wzięła, siłą odbierzemy.
Ojczyzna dziękuje wam, żołnierze wszystkich stopni, za wasze trudy, za waszą krew, za waszą niezłomną postawę w tej bohaterskiej walce. Pamiętajcie, że my odejdziemy z tego świata, lecz sława i pamięć o naszych czynach będzie żyć wiecznie wśród Narodu Polskiego".
29 września skapitulowała twierdza Modlin. Ostatnia jednostka walcząca w kampanii wrześniowej SGO "Polesie", dowodzona przez generała Franciszka Kleeberga, poddała się 5 października 1939 roku.
Trwająca 35 dni wojna obronna zakończyła się klęską Polski. Przyszłość pokaże, że żaden kraj walczący samotnie z Niemcami nie miał szans na odniesienie sukcesu. W kampanii wrześniowej zginęło około 70 tysięcy żołnierzy, śmierć poniosło niemal 300 tysięcy cywilów. Do niewoli niemieckiej dostało się prawie 420 tysięcy, a rannych zostało około 134 tysięcy osób. Kilkanaście tysięcy żołnierzy polskich zginęło również w walkach z czerwonoarmistami, a 250 tysięcy dostało się do niewoli radzieckiej.
Niemcy stracili około 17 tysięcy, a rannych zostało około 27 tysięcy żołnierzy.
Jakże smutny nastrój obrońców Ojczyzny po przegranej kampanii wrześniowej w pełni oddają strofy "Żołnierza polskiego" autorstwa Władysława Broniewskiego:
Ze spuszczoną głową, powoli
idzie żołnierz z niemieckiej niewoli.
Dudnią drogi, ciągną obce wojska,
a nad nimi złota jesień polska.
Usiadł żołnierz pod brzozą u drogi,
opatruje obolałe nogi.
Jego pułk rozbili pod Rawą,
a on bił się, a on bił się krwawo,
szedł z bagnetem na czołgi żelazne,
ale przeszły, zdeptały na miazgę.
Pod Warszawą dał ostatni wystrzał,
potem szedł. Przez ruiny. Przez zgliszcza.
Jego dom podpalili Niemcy!
A on nie ma broni, on się nie mści...
Hej, ty brzozo, hej, ty brzozo-płaczko,
smutno szumisz nad jego tułaczką,
opłakujesz i armię rozbitą,
i złe losy, i Rzeczpospolitą...
Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę brzozową,
bez broni, bez orła na czapce,
bezdomny na ziemi-matce.
Zjednani ruchem oporu
Okupacja niemiecka zda się miała trwać w nieskończoność. Ziemię polską usiano aż dziewięcioma obozami śmierci, m.in.: w Oświęcimiu, na Majdanku w Lublinie, w Stutthofie, Sobiborze, Bełżcu, Treblince. Wbrew tak szeroko zakrojonej eksterminacji duch narodu w pragnieniu wolności nie został jednak złamany. Ruch oporu zrodził tak zwane państwo podziemne, którego znakiem szczególnym był Związek Walki Zbrojnej, przekształcony w 1942 roku w Armię Krajową.
Nie godząc się z nowym podziałem Europy, jaki wielcy tego świata ustalili na konferencji w Teheranie, w lipcu 1944 roku emigracyjne władze w Londynie zarządziły operację "Ostra Brama". Niespełna miesiąc później wybuchło trwające 63 dni Powstanie Warszawskie. Mające dowieść światu, że "jeszcze Polska nie zginęła".
Obok walki partyzanckiej, która dosłownie owładnęła całym krajem, żołnierz polski walczył o niepodległość Ojczyzny również poza jej granicami. Ten bitewny szlak znaczą m.in.: Anglia, Normandia, Bliski Wschód, Lenino, Arnhem, Monte Cassino. W nie znającej precedensu bitwie o to ostatnie wzgórze, otwierającej aliantom drogę na Rzym, ofiarę z własnego życia złożyło ponad 1000 dowodzonych przez generała Władysława Andersa żołnierzy, pośród których znaczny odsetek stanowili kresowiacy. Na cmentarzu wojennym, gdzie tuli ich ziemia włoska, pomnik zdobi jakże wymowny napis: "Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie".
* * *
Polska – jako kraj – poniosła w II wojnie światowej nad wyraz dotkliwe straty. Statystyki wieszczą, że na każdy tysiąc mieszkańców zginęło 220 osób, pod naciskiem mocarstw utracone zostały Kresy Wschodnie, w wyniku powstańczego zrywu doszczętnie legła w gruzach Warszawa. Mimo znaczącego wkładu w końcowe zwycięstwo nad faszyzmem państwo Orła Białego zostało potraktowane wyraźnie drugoplanowo, kiedy zapadały decyzje co do nowego ładu na kontynencie europejskim. Co więcej, okrzyknięte za Rzeczpospolitą Ludową trafiło ono na kilka dziesięcioleci pod wpływy Kremla. Dopiero narodziny "Solidarności" w roku 1980 i późniejsze przemiany ustrojowe zagwarantowały Nadwiślańskiej Krainie należną suwerenność.
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Kolejny kraj nie wyklucza wysłania swoich wojsk do Ukrainy
Szefowa MSZ Annalena Baerbock, "nie wyklucza" wysłania niemieckich żołnierzy na Ukrainę w ramach sił pokojowych po ewentualnym zawieszeniu. Podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych NATO w Brukseli podkreśliła, że oprócz gwarancji bezpieczeństwa, takich jak członkostwo w NATO, rozważana jest również "międzynarodowa obecność w celu zabezpieczenia rozejmu".
Były unijny komisarz podejrzany o pranie brudnych pieniędzy
Skandal w Belgii. Tamtejsza policja przeszukała nieruchomości należące do byłego komisarza UE ds. sprawiedliwości Didiera Reyndersa, który jest podejrzewany o pranie brudnych pieniędzy za pośrednictwem Loterii Narodowej.
Jest członkiem grupy przestępczej. Szuka go policja
Lubelscy policjanci poszukują 41-letniego Kamila Podleckiego, za którym sąd wystawił list gończy. Mężczyzna poszukiwany jest m.in. za udział w zorganizowanej w grupie przestępczej, ponadto brał udział w wymuszeniach i oszustwach związanych z uprawianiem prostytucji. Łącznie ma do odbycia karę 6 lat pozbawienia wolności.