Wilno w czasach Mickiewicza
Romantyzm i WC. Dwa tematy, które o sobie nawzajem... milczą, a przecież pytanie o to, jak wyglądała ubikacja, z której korzystał nasz Wieszcz narodowy, jest jednym z najczęściej zadawanych pytań w Muzeum Adama Mickiewicza, które mieści się w XVIII-wiecznym wileńskim budynku przy zaułku Bernardyńskim 11, gdzie od 2002 roku jestem kustoszem. Spróbowałam poszperać w różnych źródłach i poszukać informacji na temat: miasto, woda, kanalizacja i ubikacja w czasach Mickiewicza.
Miasto
Rzućmy okiem na Wilno: w 1769 roku ma ono 17 500, w 1823 – 46 700, w końcu XIX wieku, w 1897 – 154 532 mieszkańców [1]. Mimo wojen, powstań i epidemii miasto szybko się rozrasta.
W 1804 roku gród Giedymina liczy 800 domów murowanych i 567 drewnianych [2, T I, str. 46]. Największe gmachy, mające 75-50 pokoi są przy ul. Wielkiej, Trockiej, Niemieckiej, Biskupiej i na Skopówce. Między budynkami, niczym wstęgi, wiją się wąskie wileńskie uliczki. "Któżby się domyślił z ciasnych i krzywych ulic Wilna, że domy już w r. 1536 pod sznur budować nakazano? Rozporządzenie to nie dozwoliło jednakże zbijać za linją wychodzących, dawniej postawionych domów". [3, T III, str. 322].
Na początku XIX wieku z 22 ulic centralnych starego miasta 12 pokrywał bruk. Były to: Zamkowa, Trocka, Świętojańska, Wileńska, Żydowska, Niemiecka, Szklana, Rudnicka, Ostra, Konna (Końska), Subocz i Spaska. Tzw. kocie łby ułatwiały utrzymanie czystości ulic, decydowały o wygodzie poruszania się po mieście. Za najczęściej używany budulec służyły kamienie polne: granit, gnejs, rzadziej – grynsztein.
Pierwsze rozporządzenie dotyczące bruków pochodzi z 1630 roku, kiedy to ustanowiono, że od każdego wjeżdżającego do miasta wozu będzie pobierana opłata w wysokości 1 grosza, z przeznaczeniem na ich budowę i reperację. W 1791 "brukowe" wzrosło do 5 gr od konia, 5 gr od bydła rogatego, 3 gr od owiec i innych mniejszych zwierząt gospodarskich. W 1821 roku wprowadzono nową taryfę "brukowego" – 15 kopiejek od konia, która utrzymywała się jeszcze w latach 60. XIX wieku [4, s. 57, 69].
Na początku XIX wieku brukowanie i remont ulic miasto starało się przerzucić na właścicieli budynków: w 1801 roku tym przy ul. Wileńskiej nakazano wybrukować każdemu ze swojej strony po pół ulicy na własny koszt, co oczywiście wzbudziło aktywny protest.
Wszystkim ulicom brukowanym z obydwu, a czasem z jednej strony, towarzyszyły chodniki z drewnianych desek. Najczęściej były one wąskie – miejsca tu ledwo wystarczało na minięcie się dwóch, rzadziej trzech osób. Pierwszeństwo poruszania się chodnikami mieli oczywiście ci bardziej zamożni.
Część brukowaną i drewniany chodnik dzielił dość głęboki rynsztok, w którym co pewną odległość mogły być umieszczone kraty, o ile pod ulicą biegł podziemny kanał, do którego swobodnie spływała brudna woda. Nad rynsztokami zawsze przerzucano malutkie drewniane mostki – kładki. Były one nieco wypukłe, by mogły pod nimi swobodnie przepływać nieczystości, i wyposażone w dwa zawiasy oraz uchwyt w kształcie kółeczka, służący do podnoszenia kładki przy czyszczeniu rynsztoka, a także podczas ulewy. Podniesienie kładki zapobiegało jej zniesieniu albo zniszczeniu przez wezbraną wodę, dawało też możliwość dodatkowego zarobku stróżom posesji, którzy mogli otrzymywać opłatę za usługę… przenoszenia pań i panienek przez ulicę.
Każdy właściciel lub zatrudniony przezeń stróż, według zbieżnych zasad dla Litwy i Korony, ustanowionych jeszcze w XVII wieku, był zobowiązany do utrzymania porządku w podwórku i dookoła budynku. Miał usuwać błoto bądź śnieg oraz szykować miejsca do składowania odpadków i nieczystości: ekskrementów, pomyj i śmieci. Zadanie to, ze względu na brak podłączenia wielu domów do sieci kanalizacyjnej, było szczególnie trudne, tym bardziej, że ludność nie chciała się stosować do sanitarnych zaleceń władz miejskich.
Od 1804 roku gubernatorem cywilnym Wilna jest Iwan Rückman [5]. On pierwszy wprowadził przepisy sanitarne i pod groźbą grzywny lub nawet "aresztu" złapanych zwierząt, zabronił swobodnego wypuszczania na ulice prosiaków i innej nierogacizny. Zarządzenie to spotkało się z ogromnym oburzeniem wilnian, przyzwyczajonych do tego, że świnie są swego rodzaju "odkurzaczami" i prawie niepotrzebującymi karmienia, bo rozgrzebują i zjadają różnorodne odpadki, zalegające podwórka i ulice wileńskie. Kiedy w 1806 roku Rückman zmarł, jego trumnę obrzucono kamieniami, a do pogrzebowej procesji ktoś wprowadził świnię obszytą kirem, na którym wypisano wierszyk:
Rykman – ryknął,
Trzaskin – trzasł…
Któż nam świnie będzie pasł? [6, str. 471].
[Trzaskin był naczelnikiem policji i zięciem Rückmana]
Jeszcze w 1820 roku świnie swobodnie spacerowały po mieście, dlatego Szymon Malewski, ówczesny rektor Uniwersytetu, musiał wydać rozporządzenie o wydalaniu zwierząt z terenu uczelni.
Pozbawione bruku ulice i zaułki, po deszczu stawały się trudno dostępne z powodu błota i rwących potoków wody. Zaułków na początku XIX wieku w Wilnie nie brukowano, gdyż były wąskie i chodziło się tędy pieszo. Po co zatem brukować? Oprócz tego w Wilnie katastroficznie brakowało brukarzy – w 1807 ich rzesza liczyła zaledwie 12 osób! [7, str. 123]. Większość ulic Wilna doczeka się utwardzonej nawierzchni dopiero w końcu XIX wieku.
Poważne źródło zanieczyszczeń, hałasu i much w mieście stanowiły konie. W XIX wieku prowadzono skomplikowane obliczenia, dotyczące maksymalnie możliwej liczebności mieszkańców w miastach. Ile ludzi może tu mieszkać, by aglomeracjom opłacało się trzymać tabor koński, który byłby przeznaczony na wywożenie nawozu, zostawionego przez koni należących do mieszczan?
Zostawione świeże "jabłuszka" końskie starannie omijano, uprzedzając o przykrym niebezpieczeństwie towarzyszy podróży idących śladem, wypowiadaną formułką grzecznościową: "Uwaga, tu BYŁ koń". Jeszcze w 1902 roku gazety drukowały prognozy na przyszłość: "Gdy pozbędziemy się koni z miasta i stajni – nie będzie więcej much w naszych domach!". Po to, by wyciszyć turkot drewnianych, kutych metalem kół pojazdów ciągnionych przez konie po brukowanych ulicach, ich odcinki wyściełać można było słomą, co jednak zwiększało zagrożenie pożarowe, dlatego zabieg ten nie był często praktykowany.
Brud z ulic wileńskich został uwieczniony w wielu pamiętnikach, m.in. u Stanisława Morawskiego. Opisuje on, jak to pani Bobiatyńska: "kiedy swój apartament odświeżyła i na nowo ubrała", postanowiła prosić wszystkich gości o oczyszczanie butów przed wejściem do jej mieszkania. "Na ten cel dwóch galonowanych zawsze ze szczotkami i szuwaksem stało lokajów i operację tę zręcznie odbywali. Rozeszło się to natychmiast po Wilnie. Chackiewicz [Ignacy], słynny awanturnik, szuler i kawalarz (…) także się o tym dowiedział. Raz tedy idąc koło Bobiatyńskiej mieszkania, otoczony całym sztabem swoich szubrawców, rzekł do nich: "Panowie, odwiedźmy i wicegubernatorową, ale wprzód dobrze zawalajmy w rynsztoku buty"… Weszli. Anonsują Chackiewicza. Gospodyni domu z radością przyjmuje. Nuż tedy spoceni lokaje całej tej czeredzie urwisów żwawo czyścić buty! Zajęło to blisko kwadransa. Bobiatyńska na miękkiej sofie w malowniczo przybranej pozie cały ten czas czekała. Kiedy już wszyscy goście oczyszczeni byli, Chackiewicz, niby z przypadku dobywszy zegarka, zawołał: "Aj, panowie, wszak to my już teraz u pana N. koniecznie być powinni! – a obróciwszy się do lokaja: – No już późno, podziękuj swojej pani za wyczyszczenie butów i bywaj zdrów. I wyszli!" [6, str 149].
Woda
Litwę czasami nazywają "Kuwejtem wodnym". Wilno zawsze było w wodę bogate, choć nie zawsze czystą i łatwo dostępną. Wilnianie pobierali ją z otwartych zbiorników – rzek i stawów, a także z wykopanych (od XX w. też z artezyjskich) studni oraz z wodociągu, który składał się zawsze z następujących części: 1. źródła wody; 2. rury; 3. zbiornika, dokąd woda przypływa i skąd można ją zaczerpnąć.
Źródeł w Wilnie nie brakowało. Najbardziej bogate w nie były trzy miejsca, skąd właśnie przekładano wodociągi. Znajdowały się one na otaczających Wilno pagórkach: na przedmieściu Wingry (między dzisiejszą ulicą Mindaugo i starym kinem "Lietuva"), za Ostrą Bramą (dziś mieści się tam stadion piłkarski) i za bramą Subocz (źródła Żuprańskie oraz Misjonarskie).
Wodę stamtąd doprowadzano do miasta rurami z wydrążonych (średnica otworu 7-11 cm) pni: najczęściej sosnowych, rzadziej jodłowych i sporadycznie dębowych o długości od 6 do 9 metrów, łączonych ze sobą za pomocą metalowych rurek. Spojenia uszczelniano smołowanymi pakułami oraz mchem. Dopływ wody regulowano za pomocą umieszczanych w samych bierwionach zaworów [11, str. 81-86].
Za początek wodociągu wileńskiego uważa się rok 1501, kiedy to wielki książę litewski Aleksander Jagiellończyk nadaje przywilej świeżo przybyłym oo. dominikanom na korzystanie oraz dostarczanie za opłatą wody wilnianom z przebogatych w wodę źródeł Wingry. Ta linia wodociągu jest najstarsza i najważniejsza, bo była wyjątkowo bogata w wodę. Stąd też wypływała czysta rzeka Wingry, nazwana później, gdy stała się otwartym ściekiem miejskim – Koczergą. Wodociąg z Wingier o długości trzy kilometry wędrował ulicami: Trocką, Dominikańską, Świętojańską. Drugi co do długości – wodociąg ostrobramski mierzył 1,6 kilometra. Biegł on od źródeł na Lipówce do Ostrej Bramy, skręcał na Końską, potem – na Ratusz. Natomiast wodociąg Żuprański albo Misjonarski (badacze mają wątpliwości, czy to dwa różne, czy obydwie nazwy oznaczają tenże wodociąg) miał poniżej kilometra i podążał wprost na Zarzecze [8, str. 70].
Woda pod wpływem grawitacji spływała do większych zbiorników wodnych, stamtąd rurami płynęła do zbiorników publicznych zwanych: skrzynie, studnie, fontanny albo rurmusy (rurmus – od "rura" oznacza zbiornik wodny, z którego wyprowadzona jest rura). Owe zbiorniki pełniły też funkcję techniczną, tj. pozwalały zlokalizować ewentualną usterkę i dokonać naprawy wodociągu.
Rurmusy mamy trzy, ale w różnych wiekach w różnych miejscach: w XVI stuleciu – przy Dolnym Zamku, Ratuszu i przy ul. Niemieckiej, a w 1835 roku: obok dzwonnicy Świętego Jana, przy koszarach św. Ignacego i w dzielnicy żydowskiej [8, str. 253]. Od nich rozchodzą się kolejne odnogi drewnianego wodociągu. W omawianym czasie wilnianie najczęściej korzystali ze zwykłych wykopanych studni, aczkolwiek mogli też, jeżeli kieszeń pozwalała, swoim kosztem doprowadzić wodę z wodociągu wileńskiego do studni w podwórku albo do piwnicy domu, gdzie dało się urządzić pompę ręczną.
W ciągu 400 lat – do 1912 roku wodę do picia pobierano ze studni [9, str. 71]. Na inne potrzeby, takie jak pranie albo gaszenie pożarów, czyniono to z kilku stawów (największe w XIX wieku – to dziś częściowo zachowane dwa stawy na terenie ogrodów misjonarskich) oraz z rzek: Wilii i Wilenki, jak też z czterech kanałów przekopanych z Wilenki [7, str. 146]. Woda w Wilnie nie była wprawdzie bezpieczna: bezpośrednio ze studni pojono przecież zwierzęta, obok robiono pranie, do wody przenikały zarazki z kanałów podziemnych. Woda stawała się nośnikiem groźnych chorób zakaźnych. W 1831 roku właśnie zanieczyszczona woda studniowa spowodowała epidemię cholery, z którą zmagała się również armia Iwana Dybicza (on sam zresztą zmarł podczas jej trwania) [7, str. 147].
Tradycyjna studnia wileńska była kryta dachem, wyposażona w kuty metalem wał i kubełek na łańcuchu do zaczerpnięcia wody. Niektórzy właściciele studnię pięknie ozdabiali. W 1819 roku wspaniale się prezentowała wyposażona w pompę ręczną studnia kanonika Józefa Bogusławskiego (posesja 142, ul. Zamkowa nr 10): kryta drewnianym, szaro malowanym daszkiem w kształcie piramidy, ozdobiona wypisaną sentencją: "Nam i naszym bliskim". Szczyt piramidy zdobił wiatrowskaz – kogucik. Podwórko przy ul. Zamkowej 8 (posesja 143) mieściła dwie studnie – jedną tradycyjną, a druga miała w ścianie wmurowaną pompę i mogła być podobna do odrestaurowanego rurmusu, znajdującego się dziś w podwórku domu przy ul. Zamkowej 6/2 [10, str. 359].
Jeśli wierzyć obliczeniom Adama Honornego Kirkora, w 1864 roku mamy w Wilnie "357 rezerwuary i studnie" [4, str. 51], wtedy też zbudowano na placu katedry wileńskiej najpiękniejszy rurmus – studzienkę według projektu inż. Jana Januszewskiego – zwaną "Magdalenką". A to dlatego, że była zlokalizowana tuż obok wzniesionego, ale już nieistniejącego kościoła pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. W tym też roku po raz pierwszy wykorzystano rury żeliwne do przeprowadzenia wodociągu do pałacu generała-gubernatora, stopniowo wymieniono wszystkie rury drewniane. Ostatnia informacja o nich pochodzi z 1911 roku. Wtedy jeszcze woda do studni w dzielnicy żydowskiej płynęła drewnianym wodociągiem [11, str. 87]. Dziś natomiast fragmenty drewnianego wodociągu wileńskiego można obejrzeć na ekspozycji w Muzeum Wody oraz w Pałacu Władców.
W 1888 roku Wilno liczyło 2678 domów. 798 z nich nie miało własnej studni, a mieszkańcy 305 nadal czerpali wodę z rzek wileńskich [7, str. 149]. Mieszkańcy domów oddalonych od rzek i studni mogli dowozić wodę samodzielnie albo korzystać z usług miejscowych przedsiębiorców – woziwodów, którzy pobraną z rzek wileńskich wodę transportowali tzw. "bidami" – tj. wózkami z beczką.
Kanały podziemne
Ponieważ wschodnia część miasta jest położona wyżej – tu dłużej nie było kanalizacji, zbytecznej zresztą, gdyż woda spływała sama pod wpływem grawitacji. Pierwsze podziemne kanały wileńskie na odprowadzanie ścieków zbudowano w zachodniej i centralnej części miasta, a biegły przez Starówkę z południa na północ w kierunku rzek – Wilii oraz Wilenki.
Kanały mogły być kloaczne, ale częściej służyły odprowadzaniu wyłącznie brudnej wody z podwórek, ulic, łaźni i pralni. Kategorycznie zabraniano wylewania fekalii i odprowadzania do nich ścieków z dołów kloacznych. Za łamanie przepisów mieszkańcom groziło zamurowanie otworu kanalizacyjnego. Mimo to na porządku dziennym było wrzucanie i wylewanie wszystkiego do kanałów [11, str. 113]. Te mogły być otwarte (rynsztoki, rzeka Koczerga) i zamknięte – podziemne.
Ślady obecności w Wilnie kanałów w dokumentach znajdujemy już w XVII wieku. W 1642 roku za pieniądze kapituły i właścicieli posesji, znajdujących się przy ul. Zamkowej, majster H. Wagner zorganizował kopanie dwóch głębokich kanałów z obu stron ul. Zamkowej (od kościoła śś. Janów do Wilenki albo raczej do jej kanału, biegnącego wtedy przy katedrze) [11, str. 102].
Kanały podziemne mogły być drewniane lub murowane. Miały przeważnie jajowaty kształt, a wgłębiały się w ziemię najczęściej od 1,5 do 3 metrów [7, str. 157]. Za roczną opłatą (opiewającą od kilku do kilkudziesięciu rubli) do podziemnego kanału można było podłączyć swoją posesję i korzystać z wygód kanalizacji [11, str. 114]. Prace kanalizowania posesji kosztowały sporo, dlatego tylko bogaci mieszkańcy Wilna mogli sobie na to pozwolić. Dokładnej informacji, ile było kanałów, ile skanalizowanych posesji oraz którędy dokładnie kanały biegły, jest niewiele i na domiar sprzecznej w treści. Nie ma też dokładnych planów. Wzmiankę o kanałach mamy w pamiętnikach Józefa Franka: "Zima r. 1809 była niezmiernie surowa. (…) Kłęby gęstej pary wydobywały się z piwnic i z otworów kanałów podziemnych" [2, T II, str. 45].
Michał Baliński pierwszy opisuje wileńską kanalizację, twierdząc, że w 1835 roku istniały tu trzy większe i dwa mniejsze kanały ściekowe. Wiadomo też, że do końca XIX wieku gród Giedymina dysponował co najmniej ośmioma kanałami podziemnymi, a z nich – tylko dwoma kloacznymi. Na początku XX w. znana sieć "starych" kanałów liczyła około 15 kilometrów, aczkolwiek te obsługiwały jedynie środkową oraz część zachodniej strony miasta [7, str. 157].
Jednym z wileńskich kanałów stała się rzeka, której dziś próżno szukać na powierzchni. Chodzi o Koczergę, długo pełniącą rolę otwartego, naturalnego ścieku. Nad jej brzegiem wilnianie chętnie budowali latryny. (Jeszcze w 1941 roku spotykamy tu ubikacje nadbrzeżne. Wtedy to podczas powodzi wezbrane wody wymyły zawartość szamb do rzek, fekalia dostały się do studni i stały się przyczyną epidemii dezynterii i duru brzusznego) [12]. Ponieważ smród z czasem stawał się nie do zniesienia, a też komunikacji miejskiej rzeka ta przeszkadzała, Koczergę stopniowo zabudowywano i do końca XIX wieku została ona przekształcona w kanał podziemny, który do dziś płynie pod ulicami i … domami wileńskimi (jako że działki pod budowę były drogie, niektórzy mieszkańcy zgłaszali chęć zabudowania własnym kosztem odcinka Koczergi, a potem nad gotowym kanałem wznosili dom). W taki to sposób w 1879 roku Mozel "wymościł" swe "gniazdo" – dziś budynek 26/8 przy ul. Liejyklos [11, str. 117).
"Pomojnaja jama"
i "wygrebnaja jama" [7, str. 168]
Wszelkie domowe odpadki wilnianie gromadzili w wiadrach, trzymanych do czasu zapełnienia w mieszkaniu. Wszelkie śmiecie i nieczystości, które nie wędrowały na dwór "kanalizacją okienną", tj. przez okno, zgodnie z przepisami miały być składowane w "jamach".
"Pomojnaja jama", czyli śmietnik, służyła do składowania odpadków stałych. "Jama" miała być umieszczona z odstępem od budynku, a był to: albo zwykły dół wykopany w ziemi, albo drewniana skrzynia przykryta wiekiem. Ta najczęściej była stacjonarna, rzadziej – posiadała koła, co ułatwiało jej przemieszczanie. Drewniane skrzynie stacjonarne miały być ustawione w miejscu wyłożonym grubą (około półmetrową) warstwą gliny oraz słomą, a dno zalecano robić szczelne. W rzeczywistości zaś drewniane deski często przegniwały i strumyki cuchnącej cieczy wsiąkały do ziemi albo wypływały z podwórek na położone niżej ulice.
Co robiono ze śmieciami? Wywożono je poza granice miasta albo zakopywano w podwórkach, do czego zresztą nawiązuje anegdota warszawska z 1843 roku: Ekonom gniewał się na parobka, dlaczego nie wywozi śmieci z podwórza. "Prosę Pana" – odpowiada ofukniony – "a gdzies ia tyle śmieci podzieię?". "Ha, trzeba dół wykopać i śmiecie wsypać". "A gdzies ia ziemię z dołu, podzieię?". "Ośle, wykop dół tak obszerny, aby w nim pomieściło się wszystko" [13].
Częstokroć, nie przestrzegając żadnych zaleceń, śmieci wyrzucano do ubikacji albo na ulice, gdzie "opiekowali się" nimi dozorcy, zgarniając je w coraz większe stosy, a także zwierzęta, które w poszukiwaniu smaczniejszego kąska rozgrzebywały owe składowiska. Góry śmieci z ulic i podwórek sprzątano dopiero wtedy, gdy tamowały ruch albo gdy miasto szykowało się do świętowania wielkich uroczystości.
"Wygrebnaja jama" – (klaoka) – to odpowiednik szamba. Miała być umieszczona na zewnątrz budynku w podwórku. Najczęściej służyła po temu beczka albo skrzynia wkopana do ziemi i wyposażona w otwór do wyczerpywania zawartości, osłoniony podwójnymi przykrywkami. Nad "jamą" budowano drewniany "domek", który w środku miał siedzisko z dziurą. Jeżeli "domek" lokował się nieco wyżej, pod nim mogła być umieszczona skrzynia wyposażona w koła lub płozy dla łatwiejszego jej wyciągnięcia w celu opróżnienia.
W Wilnie w omawianym okresie scentralizowane służby asenizacyjne dopiero się zaradzają. Póki co zawartość "jam", gdy te są pełne, opróżniają i wywożą przedsiębiorcy prywatni – kloakarze, zwani jeszcze na początku XX wieku pięknie z rosyjska "nocnymi złotnikami" albo osobno: "nocnymi" i "złotnikami" (bądź nie tak pięknie – po wileńsku: "gówniarzami"), bo nocami wyczerpywali i w swoich nie zawsze szczelnych beczkach wywozili "złoto" poza miasto: we wskazane przez dozorców sanitarnych miejsca – przeważnie na pola, gdzie służyły jako nawóz. Często jednak przedsiębiorcy nie dojeżdżali na wskazane pola i wylewali zawartość do rowów przy drogach albo tam, gdzie się udało. "W latach 90-ych przeznaczono na ten cel pola: majątku Kuprianiszki położonym między oszmiańską a lidzką drogą pocztową; majątku Ustinowka grafa Januczkowa położone w pierwszym stanie powiatu wileńskiego (po lewej stronie traktu wiłkomierskiego, na górze Szyszkinia); folwarku Milejciszki położone w 6 stanie powiatu wileńskiego (za przedmieściem Antokol), dzierżawione od kościoła maryjskiego oraz pola wsi Równe Pole położone w szóstym stanie powiatu wileńskiego (dzierżawione przez Gawryła Kuczyńskiego)" [7, str. 172-173].
Warto nadmienić, iż karawany pojazdów przedsiębiorców asenizacyjnych w omawianym czasie ciągnęły ulicami wszystkich miast europejskich: w Paryżu w XIX wieku co noc wywożono zawartość około 300 szamb.
Za opróżnienie i wywiezienie "wygrebnoj jamy" oczywiście się płaciło. Prywatni właściciele uiszczali koszty sami, a w przypadku kloak publicznych wywóz nieczystości opłacały społeczności zainteresowane. Przypadki uchylania się od opłat należności są faktem często w Wilnie notowanym: w 1801 roku, wpłynęła skarga do magistratu na 36 szewców urzędujących przed Ratuszem, którzy choć codziennie zapełniali kloakę ratuszową, uchylali się od opłacenia klaokarzowi 15 rubli. W raporcie do Ekonomii za rok 1800 podano, że tylko za ten rok kahał żydowski aż pięciokrotnie uchylił się od zapłaty za opróżnienie kloaki [7, str. 169].
(Cdn.)
Alicja Dzisiewicz,
kustosz Muzeum Adama Mickiewicza przy Bibliotece UW
PRZYPISY:
1. https://lt.wikipedia.org/wiki/Vilnius (z dnia 25 07 2018)
2. Józef Frank, Pamiętniki d-ra Józefa Franka Profesora Uniwersytetu Wileńskiego, T. 1-3, Wilno 1913
3. Józef Ignacy Kraszewski, Wilno: od początków jego do roku 1750, T I- III, drukiem i nakładem Józefa Zawadzkiego,1840
4. Adam Honory Kirkor, Wilno i koleje żelazne z Wilna do Petersburga i Rygi oraz do granic na Kowno, Wilno 1862
5. https://pl.wikipedia.org/wiki/Iwan Rückman (z dnia 31.07.2018)
6. Morawski Stanisław, Kilka lat młodości mojej w Wilnie, PIW 1959
7. Iwona Junicka, Kultura higieniczna Wilna w latach 1795-1915, Gdańsk 2009
8. Pocevičius Darius, 100 istorinių Vilniaus reliktų, Kitos knygos 2016
9. Aelita Ambrulevičiūtė, Marius Skerniškis, Gediminas Kulikauskas, Lina Kulikauskienė, Halė: Vilniaus turgaus istorija, Aukso žuvys 2016
10. Čaplinskas Antanas Rimvydas, Vilniaus istorija. Legendos ir tikrovė, Charibdė 2015
11. Jurkštas Jonas, Senojo Vilniaus vandenys, Vilnius 1990
12. LRT audycja…https://www.lrt.lt/mediateka/irasas/1011175246/gyvoji-istorija-2014-10-10-16-03 (z dnia 31.07.2018)
13. Od śmietnika do pojemnika, czyli krótka historia kosza na śmieci, w Przegląd Komunalny, 2018 nr 5
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
"Zostaliśmy sami". Po przejściu powodzi sytuacja wciąż jest trudna
Dwa miesiące po przejściu fali powodziowej sytuacja a terenach zalanych wciąż jest bardzo trudna. Pani Beata ze Stroszowic w gminie Lewin Brzeski otrzymała kontener mieszkalny. Kobieta, opiekująca się trójką wnucząt, stara się odbudować życie po tragedii. Otrzymane wsparcie jest jednak niewystarczające.
Nakaz aresztowania Netanjahu. Trump rozważa sankcje wobec MTK
Nowa administracja Donalda Trumpa planuje działania przeciwko Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu za nakazy aresztowania izraelskich liderów. Nie wyklucza sankcji na jego członków.
Problemy z wodą na Lubelszczyźnie. "Śmierdzi szambem"
Woda z wodociągu w Kocku (woj. lubelskie), jak wskazują mieszkańcy, ma bardzo nieprzyjemny zapach. Władze gminy zaapelowały, aby wstrzymać się z jej spożywaniem. Obecnie trwa ustalanie, czy doszło do jej zanieczyszczenia.