O mocy ducha

drukuj
dr Jan Ciechanowicz, 13.06.2019

Życie jest walką, w której ci, którzy nie są dość mocni, by się nie poddać, przegrywają, są marginalizowani i giną. Dlatego umiejętność prowadzenia tej walki, mężnego znoszenia trudności i cierpień należą do sztuki życia: ars vivendi. Nie narzekać, nie utyskiwać, nie płakać i nie poddawać się – to obowiązek człowieka godnego. Pospólstwo ma tę przewagę nad królem, że wolno mu płakać, królowi zaś to nie wypada (Enniusz).

Georg Wilhelm Leibniz pisał w "Teodycei: Ci, którzy są skłonni do zadowolenia z natury i losu, a nie do narzekań, nawet gdy nie zostali lepiej wyposażeni, wydają mi się milsi od innych. Takie żale bowiem są nie tylko źle uzasadnione, lecz oznaczają w istocie szemranie przeciwko Opatrzności. Nie powinniśmy łatwo zaliczać się do grona niezadowolonych w republice, w której mieszkamy, a już w żadnym wypadku w Państwie Bożym, gdzie wiązałoby się to z niesprawiedliwością… Podwajamy zło, poświęcając mu uwagę, którą powinniśmy od niego odwracać, aby skierować ją ku znacznie powszechniejszemu dobru. (…) Trzeba jednak przyznać, że w obecnym życiu występują zakłócenia, które objawiają się szczególnie jako pomyślność licznych złych ludzi oraz nieszczęście wielu dobrych. Jak powiada niemieckie przysłowie: "Im bardziej zgięte drzewo, tym lepszy z niego ożóg; im podlejszy cwaniak, tym większe ma szczęście". 

Także i Kohelet nad tym ubolewał. Niejaki zresztą Hekaton w głębokiej jeszcze starożytności doszedł był do wniosku, że obawy i żale ludzkie wynikają najczęściej z okoliczności częstego wiązania zbyt wielkich nadziei z życiem. Nasze bezpodstawne marzenia, które stanowią przysłowiową pianę, unoszącą się na powierzchni nurtu naszego życia, są z reguły wygórowane i nie zakorzenione w rzeczywistości, a przywiązujemy się do nich i boimy je stracić, jakby były czymś realnym. Przestaniesz bać się, jeśli porzucisz swe oczekiwania – powiada Hekaton. 
Nie jest to jednak rada łatwa do spełnienia. Człowiek bowiem – o ile nie jest z usposobienia filozofem – oczekuje od przyszłości spełnienia wszystkich najskrytszych i najwybujalszych swych marzeń, nawet gdy nie ma już przed nim żadnej przyszłości. Niekiedy spotyka się ludzi w bardzo już zaawansowanym wieku, którzy rozwodzą się o swych ambitnych planach na przyszłość. Gdyby im odebrać te złudzenia, stanęliby bezbronni przed bezlitosnym i lodowatym faktem skończonego, a nieraz i przegranego, życia. Może więc podświadomie uciekają w świat dobrych nadziei przed stanem rozpaczliwej nieszczęśliwości. Któż wie, czy czasem wiara w życie pozagrobowe nie stanowi po prostu banalnej i małodusznej ucieczki przed uświadomieniem sobie nieuchronnej i ostatecznej skończoności życia, przed paraliżującym tchnieniem Nicości. 
Nie lada mądrości i męstwa wymaga od człowieka trzeźwa wiedza o swym przeznaczeniu. Stąd desperackie miotanie się i rozchwianie. Nikt prócz mędrca nie jest zadowolony z tego, co ma; każdy głupiec zaś wysila się, aby obrzydzić sobie swój los (Epikur). Kto myśli o tym, co ma otrzymać, zapomniał o tym, co otrzymał (Seneka). Życie, przy wszystkich swych ograniczonościach i okropnościach, jest czymś pięknym i interesującym, a nieraz i zabawnym, choć rzadko owym przysłowiowym "darem Bożym", o którym rozprawiają ci, którzy nie pracując, beztrosko żyją jak u pana Boga za piecem. W każdym wypadku po próbach zmienienia go na lepsze, jeśli się nie udało, warto zaakceptować swój los takim, jakim jest i nie zamartwiać się, że nie wszystko układa się według naszych oczekiwań i starań. 
A już na nic się nie zdają zgorzkniałe utyskiwania, wybrzydzanie i użalanie się na los. Kto nie ceni życia, nie jest jego wart – zauważał Johann Wolfgang von Goethe, dzielny niemiecki szlachcic, znawca i miłośnik wyśmienitych win i takichże niewiast. Według zaś Antoniego Czechowa nie ma pewniejszego znaku nędzy duchowej niż uskarżanie się na życie. Głosu rozumu, nie zaś autorytetu słuchając, wypada te zdania uznać za słuszne. 
Nie powinno się więc ani upadać na duchu w obliczu piętrzących się kłopotów życiowych, ani stawiać sobie i innym wygórowanych wymagań. Zbyt wielkie roszczenia prowadzą do szaleństwa. Trafnie to wyraził mędrzec rzymski: Ktokolwiek przychodzi na świat, musi poprzestać na mleku i pieluszkach. I oto choć początki nasze były tak skromne, nie mogą nam później wystarczyć całe królestwa. 
Warto zachować rozsądny umiar w pogoni za dobrami tego świata, pamiętając przy tym, że czym nas los nie obdarował, tego też nie odbierze. Nie pożądać za wiele, z wdzięcznością i wdziękiem przyjmować to dobro, jakie oferuje nam życie,  mężnie znosić jego trudy i ciosy (pamiętając, że kiedyś ono się skończy, a wraz z nim i jego dolegliwości) – taki był ideał stoicki. I niczego się nie bać, bo przecież, jak zauważył Seneka, wiodą cię na śmierć już od chwili, gdyś się narodził. W obliczu tego faktu nic nie jest straszne ani nic nie wygląda zbyt godnym pożądania. 
Prawdziwa szczęśliwość – dostępna każdemu człowiekowi – polega na uczciwym życiu i rzetelnym spełnianiu swego obowiązku względem siebie i bliźnich. Trudna to i łatwa sztuka zarazem. Nikt nie stara się żyć uczciwie, lecz kłopocze się, jak żyć długo, choć życie uczciwe jest w mocy wszystkich, życie długie w mocy niczyjej. A przecież wartość życia polega nie na jego długości, lecz na mądrym sposobie jego wykorzystania. Mędrzec żyje tyle, ile żyć powinien, a nie tyle, ile może. Z życiem jest tak, jak z bajką: zależy nie na tym, czy długo trwa, lecz na tym, czy pięknie jest ułożona. Życie jest długie, jeżeli jest pełne treści (Seneka). 
* * *
Nie powinno się też ani siebie, ani kogokolwiek obwiniać o dotykające nas przykrości, należą one bowiem organicznie do treści i istoty procesu życiowego, a nikt, kto się urodził, nie może ich uniknąć, choćby nie wiadomo jak się starał. Właściwością człowieka całkiem nie obznajomionego z filozofią jest obwiniać innych o rzeczy, które on sam źle czyni; po części obznajomionego – obwiniać siebie samego; w pełni obznajomionego – nie obwiniać ani siebie, ani innych (Epikur). Trzeba nauczyć się znosić to, czego nie da się uniknąć, i nie bardzo przejmować się przykrościami, gdyż kto lęka się cierpień, ten cierpi od lęku. Gwizdać na wszystko i robić swoje, czyli że, jak to wyraził Jan Sztaudynger we fraszce Po klęsce:
Naplewać
I dalej trwać. 
Kto wzniósł się na poziom mocy ducha, pozbył się tym samym małostkowego przywiązania do swej egzystencji. Masud e Sad e Salman, poeta perski, był pewny, że kogo męstwo uczyniło dumnym, już do śmierci nie będzie nikczemnym. Znaczy to, że nie ugnie się ani przed kimkolwiek, ani przed własną słabością czy pożądliwością, ani nawet przed swym przywiązaniem do życia. 
W tradycji japońskiej rytualne samobójstwo nazywa się "seppuku" ("przecięcie podbrzusza"), a przez obcokrajowców jest zwane (w pojęciu Japończyków niewłaściwie) "harakiri", czyli "rozcięcie żołądka". Było ono popełniane, po pierwsze, bardzo często; po drugie, albo na mocy wyroku sądowego, albo na rozkaz władcy; po trzecie, dobrowolnie, w celu zamanifestowania wierności i lojalności, aby nie iść do niewoli, zaprotestować przeciwko czemuś lub wyrazić skruchę z powodu jakiegoś uchybienia. 
Przed rokiem 1873 seppuku było formą wykonania kary śmierci dla samuraja, któremu ucinano głowę po tym, gdy sam rozciął sobie brzuch, aby skrócić jego agonię. Dla ciężkich przestępców istniało "seppuku w ogrodzie", uważane za poniżenie ludzkiej godności. Rytualne samobójstwo, a i w ogóle samobójstwo jako takie, to w kulturze Japonii rzecz wielce szlachetna i piękna, stanowiąca nie tylko honorowe wyjście z trudnej sytuacji, ale i manifestująca wyższą wartość człowieka, który pokonał w sobie prymitywne, wręcz zwierzęce, przywiązanie do egzystencji biologicznej. Obok seppuku często stosuje się samopowieszenie czy zażycie trucizny. 
Samobójstwo nagminnie jest ukazywane w japońskiej literaturze, malarstwie, teatrze, filmie jako rzecz nieraz konieczna, a zawsze wzniosła. Szereg wybitnych artystów, żołnierzy, uczonych, pisarzy tego kraju, jak też całe zastępy zwykłych ludzi, odebrało sobie życie, odchodząc z tego świata w aurze godności i męstwa. Jak się bowiem uważa, takie dumne odejście zmywa hańbę nawet z ministra, który uległ nikczemnej pokusie korupcji, czy z żołnierza, który w chwili załamania czy kontuzji uciekł z pola walki czy – nie daj Boże! – zdał się na łaskę wroga i poddał się do niewoli. 
Aby ułatwić akt samobójstwa, w Japonii ukazują się podręczniki tej sztuki, szczegółowo pouczające czytelnika, jak może skutecznie i przyzwoicie odejść z tego świata. Samobójstwo stanowi dziś w Kraju Kwitnącej Wiśni główną przyczynę zgonów mężczyzn i kobiet w przedziale wiekowym 15-45 lat. Odbierają sobie życie kobiety naznaczone piętnem bezpłodności, zawiedzeni kochankowie, zdradzeni małżonkowie, rozczarowani życiem bezrobotni, osoby, które się właśnie dowiedziały o swej nieuleczalnej chorobie. Niekiedy się popełnia samobójstwa zbiorowe, jak też egzotyczne, kiedy to np. nieszczęśliwi kochankowie wspinają się na świętą górę Fuji i skaczą trzymając się za ręce do jej krateru. 
W sąsiednich Chinach samobójstwo bywało w przeszłości używane instrumentalnie jako środek zemsty na wrogach. Wiadomo, że Chińczycy zawsze byli nadzwyczaj wrażliwi na tle godności osobistej i konsekwentnie mściwi, gdy chodziło o obrazę. Jeszcze w XIX wieku, aby dokonać zemsty, osoba obrażona nie mogła przeciwnika zabić, gdyż wówczas – na mocy przepisów ówczesnego prawa – cała rodzina mordercy zostałaby wytracona. 
Aby to się nie zdarzyło, osoba obrażona odbierała sobie życie, za czym władze przeprowadzały najściślejsze śledztwo, aby ustalić, kto "doprowadził" samobójcę do stanu rozpaczy i zmusił go do targnięcia się na własne życie. Gdy to ustalano ponad wszelką wątpliwość, poddawano ją oraz wszystkich jej bliższych i dalszych krewnych wyszukanym torturom, a w końcu pozbawiano życia cały ród. Aby to właśnie spowodować, niektórzy skonfliktowani z sąsiadami Chińczycy skakali do studni i ginęli, a ich wrogów wycinano w pień. W końcu władze połapały się na drastyczności sytuacji i w wielu miastach musiano zawężać otwory studzienne, aby się ludzie tam wreszcie nie topili; zmieniono też odnośne przepisy prawa. 
Skłonność do samobójstwa może być determinowana genetycznie; w rodzinie Hemingway’ów w ciągu czterdziestu lat odnotowano tylko w XX wieku pięć samobójstw, łącznie z wielkim pisarze Ernestem i jego piękną wnuczką (aktorką i modelką) Margot Hemingway. 
Jednak nie warto popełniać samobójstwa choćby po to, aby popatrzeć, jakie jeszcze dziwne niespodzianki szykuje nam Los. Kto życia nie ceni, nie wart go twierdził Leonardo da Vinci. Stawiając czoło przeciwnościom przeznaczenia i nieuniknionym cierpieniom, stajemy się też lepszymi ludźmi, a nasz upór w trwaniu przy swoim staje się męstwem. Zdecydowana silna wola broni człowieka od zepsucia; upór nie daje mu się pozbyć swych błędów (św. Augustyn). 
W pewnych sytuacjach natomiast obie cechy się łączą. Tak hetman Dymitr "Bajda" Wiśniowiecki został przez przewrotnych Tatarów sprzedany do niewoli tureckiej; Turcy zaś powiesili go na haku i mężny żołnierz przez dłuższy czas wisiał krwawiąc, nie wydał jednak ani jednego stęknięcia, by nie sprawić satysfakcji wrogom. Dopiero po trzech dniach jął się przeklinać i szydzić z proroka Mahometa, co zmusiło zgorszonych Turków do dobicia ukraińskiego hetmana i skrócenia jego męczarni. 
Piotr Damiani (1007-1072) w dziele O wszechmocy Boga twierdził: Stało się to wskutek sprawiedliwego wyroku Bożego – iż człowiek po upadku zaczął podlegać karze śmierci. Bóg bowiem nie uczynił śmierci, gdyż sam raczej jest śmiercią śmierci, jak mówi przez proroka Ozeasza: Będę twoją śmiercią, o śmierci… Ale śmierć dotyka nie tylko ludzi, lecz i miliardy osobników zwierzęcych i roślinnych. Czymże one zawiniły, nie popełniając przecież ani grzechu pierworodnego, ani jakiegokolwiek innego? 
* * *
Własna niemoc jest tak niebezpieczna jak obca przemoc – zauważył Stanisław Jerzy Lec. Poeta Fryderyk Schiller natomiast spostrzegł: Jakże wielką wydaje się nam cnota, gdy ból serce rozrywa!… To samo miał na myśli Charles Fourier pisząc, że wolno nam cierpieć, lecz nie wolno skarżyć się, oraz Fryderyk Nietzsche, kreślący w Zmierzchu bożyszcz wzniosłe zdania: Nie wolno tchórzyć wobec swych czynów! Nie wolno zapierać się ich po niewczasie! – Wyrzut sumienia jest nieprzyzwoitością… 
Powinno się mieć w sobie dość przyzwoitości, by się nie wypierać siebie i by bezkompromisowo walczyć do końca o swe racje i ideały. Trzeba za wszelką cenę unikać porażki, gdyż – jak zaznaczał George Gordon Byron – gdy nadchodzi godzina wrogości, wszyscy stają się odważni wobec tego, kto upadł. Nie wolno więc upadać! Nawet gdy się przegra jakieś starcie, trzeba myśleć o powstaniu i rewanżu. Żadna klęska nie jest ostateczna, gdyż człowiek jest niezniszczalny. 
Filozof indyjski Ramacharaka pisał: Nie lękajcie się, gdyż zawsze jest z wami wasze rzeczywiste "Ja" – to znaczy iskra Płomienia Bożego… Duch jest iskrą Bożą – naszym najcenniejszym dziedzictwem, pochodzącym z Potęgi Boskiej – promieniem słońca ośrodkowego – naszą Jaźnią rzeczywistą. Słowa nie są zdolne go wypowiedzieć. Rozum objąć go nie potrafi. Jest to dusza duszy... Jest kroplą z Oceanu Ducha – ziarnkiem piasku z brzegu Morza Nieskończoności – cząstką świętego płomienia. Jest to jakaś moc tkwiąca w naszym wnętrzu… Za pośrednictwem Ducha Bóg objawia się człowiekowi… A więc nosiciel Ducha nie powinien nigdy niczego się bać, nigdy przed niczym się nie poniżać, na nic nie utyskiwać. Zdrowy człowiek – to nie ten, którego nic nie boli (tak nie bywa), lecz ten, który na nic się nie skarży. 
* * *
O mocy ducha w nieszczęściu Arthur Schopenhauer pisał jak następuje: Kiedy nieszczęśliwe zdarzenie już nastąpiło, a więc nic go już nie odmieni, nie należy dopuszczać do siebie myśli, że mogłoby być inaczej, ani tym bardziej myśli, w jaki sposób można było odwrócić nieszczęście, gdyż właśnie ta myśl potęguje ból nieznośnie, tak iż człowiek staje się samodręczycielem. Należy raczej postąpić jak król Dawid, który, dopóki syn jego leżał chory, oblegał nieustannie Jehowę prośbami i błaganiami, kiedy jednak umarł, zrobił Bogu figla i przestał o tym myśleć. Kto jednak nie jest dość lekkomyślny, by tak postąpić, dla niego ucieczką niech będzie fatalizm, niech uświadomi sobie wielką prawdę, że cokolwiek się zdarza, dzieje się z konieczności, a więc następuje nieuchronnie.
Mimo wszystko jest to jednak reguła jednostronna. Przydatna jest wprawdzie do przyniesienia nam bezpośrednio ulgi i ukojenia w razie nieszczęścia; kiedy jednak, jak to przeważnie bywa, zawiniliśmy choćby po części niedbalstwem lub zuchwalstwem, ponowne bolesne rozważania, w jaki sposób można było złu zapobiec, są zbawczą karą, wymierzoną własną ręką celem nauczenia nas rozumu i uzyskania poprawy, czyli są ważne na przyszłość. Jawnie popełnionych błędów nie należy, jak to zazwyczaj czynimy, usprawiedliwiać przed sobą, upiększać ani pomniejszać, lecz trzeba przyznać się do nich przed samym sobą i uświadomić sobie ich rozmiary w celu powzięcia mocnego postanowienia, iż w przyszłości będzie się ich unikało. Prawda, że przy tym niezadowolenie z siebie samego sprawia silny ból; lecz kto nie był bity, nie jest wychowany. 
Wydaje się, że pod tym względem moc ducha jest tożsama z męstwem, o którym Arnold Geulincx notuje w swej Etyce: Męstwo (fortitudo) jest cnotą wśród niepowodzeń. Niepowodzenie zaś to jest to, co przynosi ból; pod określeniem "ból" rozumie się także strach, smutek i ogólnie każdy afekt źle nas usposabiający. 
Niepowodzenia także dzielą się na klasy; są wśród nich choroba i słabość, bieda, niesława, niewiedza, błąd czy kłamstwo, grzechy, niespokojne sumienie itd… Męstwo dzieli się na wytrzymałość i męstwo właściwe. Wytrzymałość to cnota wśród niepowodzeń, które już nas opanowują; męstwo wśród niepowodzeń, które nam zagrażają. Kiedy bowiem niepowodzenia zagrażają, wzbudzają strach, przerażenie i rozpacz; kiedy zaiste są obecne i opanowują, powodują smutek, udręczenie i szkodę. Wtedy oczywiście powodują szkodę, kiedy występują wbrew życzeniu naszego ducha, co bardzo często spotyka się u ludzi złych. Ci bowiem zwykle niecierpliwie znoszą niepowodzenia, i chcieliby, aby były nieobecne. Na tej walce woli opiera się szkoda; albowiem ona nie jest niczym innym niż walką między faktem, który jest, i wolą, która nie chce, aby ten fakt był. Dobrym ludziom zaś niepowodzenia nigdy nie przynoszą szkody; nigdy bowiem ich wola nie walczy z faktami, czyli z Bogiem; nigdy nie chcą, żeby nie było tego, co jest; tak więc z pewnością niekiedy niepowodzenia powodują w nich ból, strach, zmartwienie, smutek oraz podobne odczucia i uczucia, nigdy jednak nie przynoszą szkody. Albowiem z pewnością owe odczucia i uczucia nie mogą pojawić się jako szkody dla tych, którzy nigdy z własnej woli z nimi nie walczyli, nigdy nie chcieli, aby ich nie było, nie chcieli tylko jednego – grzeszyć; chcieli to jedno – być posłuszni prawu boskiemu; to, co poza tym jest, uważają za rzeczy drugorzędne i nie chcą ich. Należy zaś zauważyć, że dlatego owe odczucia i uczucia powszechnie wydają się szkodliwe, że pospólstwo zwykle znosi je niecierpliwie, sprzeciwia się im i przeciwstawia swoją wolę…
Męstwo zatem odnosi się także do strachu i smutku, ale nie, aby je powściągnąć, albo je usunąć, lecz aby negatywnie odnosić się do nich i z powodu rozważania ich ani niczego nie robić, ani nie poniechać. Jest więc ten człowiek mężny, który wśród niepowodzeń (więzienia, biedy, wygnania, samotności, sieroctwa, niesławy, owszem nawet grzechu i niespokojnego sumienia) to jedno robi, co każe rozum, jego jednego słucha, jemu jednemu jest posłuszny, nie kieruje się żadną o siebie troską, staraniem lub zmartwieniem. A zaiste nie przestaje być mężny, dlatego że z powodu zbliżającego się niebezpieczeństwa i zagrażających niepowodzeń (na przykład z powodu rozbicia okrętu lub kary śmierci) blednie, drży i wszystkie jego członki słabną; albowiem ze strachu słabnąć i być przerażonym nie jest ani dobrym, ani złym w sferze postępowania; złe tylko jest w pewien sposób, ponieważ źle na nas oddziałuje. Lecz zaiste pod wpływem strachu coś czynić albo uciekać, albo płakać, albo zupełnie porzucić zadanie (…) to dopiero jest haniebne, sromotne i wskazuje na słabość. 
Lecz także nie jest mężny ten, kto, gdy zagrażają niepowodzenia, nie niepokoi się, nie boi, lecz jest pewny siebie, albo obecnymi niepowodzeniami nie jest przygnieciony, nie jest smutny, nie płacze; może to bowiem skądinąd nie od cnoty pochodzić, lecz na przykład od przykrego charakteru, albo od przyzwyczajenia do złych rzeczy, przez które staje się nieczuły na los i wszelki przypadek; może pochodzić od chełpliwości, próżności, starania o sławę i strachu przed hańbą… 
Dwojakie zaprzeczenie męstwa stanowią zapalczywość i słabość, o których Arnold Geulincx tak pisze: Zapalczywość (furor) jest wadą w nadmiarze, słabość (mollitia) w niedostatku. Zapalczywość podąża w pewien sposób za bólem, słabość od niego ucieka; męstwo stoi pośrodku i ani nie ucieka, ani nie podąża za owym, lecz troszczy się o rozum i jemu jedynemu poświęca się; o ból nie troszczy się wcale. (…) Za bólem z pewnością, jak długo bólem jest, wydaje się, że nikt nie ugania się; albowiem dobrzy negatywnie odnoszą się względem niego, źli uciekają… Zapalczywi i wojowniczy młodzieńcy wydają się nieraz cieszyć z grożącego niebezpieczeństwa, gdyż niesie ono ze sobą także nadzieję na wykazanie się w walce. Zuchwałymi są też ci, którzy zapuszczają się bez przyczyny na morze w czasie wielkiej burzy, albo stają na szczycie wieży, albo stają do potyczek i sprzeczek z pijanymi i w jakiś sposób pali ich ochota do tych niebezpieczeństw, porywają się na nie albo z chełpliwości, albo z próżności. 
Słabość (…) nazywa się niewytrzymałością; należy nazywać słabymi i niewytrzymałymi tych, którzy z powodu jakiegoś obecnego zmartwienia odstępują od zalecenia rozumu, spraw, do których rozum ich nakłania, nie wypełniają, oddają się gorliwie łzom, żalom i jękom.(…) Także ci są obłąkani i bojaźliwi, którzy ogarnięci strachem opuszczają swoje stanowisko i nie słuchają, co radzi rozum, lecz co strach, i temu są posłuszni. Tacy są np. dezerterzy podczas wojny, których każdy oficer czy żołnierz ma obowiązek rozstrzelać na miejscu w razie pojmania.
* * *
Moc ducha potrzebna jest przez całe życie, nie wyłączając okresu starości, kiedy to ludzie – zbliżając się do kresu swego istnienia – powoli tracą pewność siebie i stają się coraz bardziej, jak dzieci, bezradni wobec wyzwań losu. Jednak Cyceron w dziele Katon Starszy o starości powiada: Starość nie jest dla mnie ciężarem, lecz jest lekka, a nawet miła. A jeśli mylę się sądząc, że dusza ludzka jest nieśmiertelna, to się rad mylę i nie chciałbym, by mnie za życia wyprowadzono z tego błędu. Gdy zaś po śmierci nic się już czuć nie będzie, jak to twierdzą niektórzy pomniejsi filozofowie, to nie mam powodu do obawy, by, gdy umrę, wyśmiewali się oni z mej pomyłki. Choćby nawet nieśmiertelność nie była nam przeznaczona, to i tak pożądaną jest dla człowieka rzeczą, by życie w nim w swoim czasie wygasło. Musi ono, jak wszystko inne w naturze, mieć swą granicę i kres. Starość jest ostatnim aktem odegranym na scenie życia: wypada więc postarać się, by nie był on żałosny i małoduszny, zwłaszcza gdy przedstawienie trwało dostatecznie długo i mogło się – nie tylko nam – nieco się znudzić. 
 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Stanisław Moniuszko w Wilnie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie