Rozmowa z ks. Krzysztofem Sandą SChr z Belfastu
Najnowsze dane, jakie uzyskałem z Konsulatu RP w Edynburgu, mówią o około 50 tysiącach Polaków, zamieszkujących w Irlandii Północnej. Uważam, że dokładną liczbę dość trudno ustalić. Wiele mieszkających chociażby w Belfaście osób nie wie, czy zostanie tu na dłużej, na zawsze.
Spotykam się z niemałą grupą Polaków, którzy wprost przyznają, że jeszcze rok, dwa, może dłużej i planują powrót do kraju. Na pewno nie wiążą oni na stałe swojej przyszłości z Irlandią. Znam osoby, rodziny, które ostatnio wróciły do Polski. Z drugiej strony, są też polskie rodziny, małżeństwa, kupujące tutaj mieszkania. A ich dzieci, często już nastoletnia młodzież, dość dobrze zaaklimatyzowały się w tutejszym środowisku.
W związku z tym, że Belfast jest stolicą Irlandii Północnej i że w rejonie tego miasta skupia się najwięcej Polaków, moja posługa koncentruje się właśnie tutaj. Swego rodzaju centrum religijnym polskiej społeczności jest kościół św. Antoniego (St. Anthony`s Church). Dzięki Bogu obecna współpraca z księdzem proboszczem tej świątyni układa się wspaniale i mogę tylko życzyć, by każdy polski duszpasterz miał takiego lokalnego współpracownika.
Nie ma więc problemów, by Polacy gromadzili się "u Antoniego", jak się mówi w Belfaście, na nabożeństwach odprawianych w ojczystym języku. Niedzielne Msze św. są trzy: o 9.30, 13.00 i 19.00. Wydaje mi się, że każdy mogący dotrzeć do kościoła ma możliwość uczestniczenia we Mszy w języku polskim; a przed nabożeństwem – skorzystania z sakramentu pokuty. Godziny Mszy dostosowane są do pracujących w niedziele, do rodzin z małymi dziećmi, do osób, które wolą modły poranne, by pozostałą część dnia mieć dla siebie i bliskich.
W kościele św. Antoniego, poza niedzielnymi Mszami, odprawiane są nabożeństwa, np.: różaniec, wypominki, Droga Krzyżowa, majówki, itp. Nierzadko kościół służy także miejscem katechez, przygotowujących do bierzmowania czy Pierwszej Komunii św.
Innym miejscem, dokąd dojeżdżam, by odprawić Mszę św., jest kościół Wszystkich Świętych (All Saints` Church) w Ballymenie. To miasto położone około 30 mil (około 50 km) od Belfastu. Msza św. w języku polskim jest celebrowana tam każdej soboty o 16.00. I podobnie jak w Belfaście, przed nabożeństwem jest możliwość wyspowiadania się. Również w Ballymenie znajduję wspólny język z lokalnymi księżmi.
I w Belfaście, i w Ballymenie jest przedświąteczna spowiedź (przed Bożym Narodzeniem, Wielkanocą), rekolekcje wielkopostne, Pierwsza Komunia święta w języku polskim.
Ponieważ jestem jedynym polskim księdzem w diecezji, nie mam możliwości prowadzenia stałego polskiego duszpasterstwa w innych miejscowościach.
Do Belfastu przypłynąłem ponad 3 lata temu, na początku września 2013 roku. Przypłynąłem, ponieważ wcześniej posługiwałem w Manchester. Aby dostać się więc do Irlandii, musiałem jedynie pokonać Morze Irlandzkie, przedzielające te dwie wyspy.
Natomiast do Wielkiej Brytanii przybyłem, jak większość naszych rodaków, samolotem. Było to ostatniego dnia lipca 2009 roku. Najpierw, przez około miesiąc, byłem na tzw. zastępstwie w Peterborough, po którym rozpocząłem posługę w Southampton. Jak wskazuje sama nazwa tego miasta, było to na południu wyspy. W Southampton byłem rok, do września 2010 roku, kiedy zostałem przeniesiony do kolejnego dużego angielskiego miasta – Manchester. Po trzyletniej posłudze w mieście, znanym chyba najbardziej z dwóch piłkarskich klubów: "Manchester City" i "Manchester United", jak wspomniałem wyżej, dotarłem do Irlandii Północnej.
Tutaj moja praca wygląda zupełnie inaczej. Na początku wypada zaznaczyć, że jestem kapelanem Polaków w diecezji Down and Connor, czyli przede wszystkim posługuję naszym rodakom, a dopiero potem – w miarę możliwości – pomagam lokalnym duszpasterzom. Jestem jedynym polskim kapłanem w tej diecezji. To bardzo znaczący szczegół. Mieszkam na co dzień w centrum Belfastu, przy kościele św. Malachiasza (St. Malachy`s Church). Moja posługa tutaj zakłada, że w razie potrzeby, muszę dojechać nawet do najdalej położonego zakątka diecezji. Czasami jest to około 70 mil (około 110 km) w jedną stronę.
Pierwsi kapłani ze zgromadzenia Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej przybyli do Irlandii Północnej we wrześniu 2007 roku, a więc prawie 10 lat temu. Msze święte w języku polskim były jednak odprawiane już kilka lat wcześniej. Zanim do Irlandii Północnej dotarli chrystusowcy, opiekę duszpasterską nad naszymi rodakami roztaczali polscy księża diecezjalni. Pracowali oni na parafiach irlandzkich i w miarę możliwości sprawowali sakramenty mieszkającym tu Polakom.
Od samego początku Belfast, czyli stolica Irlandii Północnej, był miejscem, gdzie przebywa polski kapłan. Dzisiaj na ziemi północnoirlandzkiej posługują jedynie księża chrystusowcy. Łącznie w Irlandii Północnej jest 5 kapłanów plus dwóch kapłanów chrystusowców posługujących w Dublinie. Oczywiście na całej wyspie, jaką stanowi Irlandia, jest więcej polskich duszpasterzy.
Mieszkam na lokalnej plebanii wraz z irlandzkim księdzem – Fr. Michael`em McGinnity. Na co dzień więc mam nieograniczony kontakt z językiem angielskim.
Od samego początku współpracuję z Polską Szkołą Sobotnią w Ballymenie. Jak sugeruje nazwa, zajęcia tam odbywają się sobotami. Od poniedziałku do piątku polskie dzieci chodzą do lokalnych irlandzkich placówek oświatowych, zajęcia muszą więc odbywać się szóstego dnia tygodnia. Religia w PSS Ballymena prowadzona jest praktycznie we wszystkich klasach; wyjątek stanowi grupa najmłodszych dzieci, tzw. przedszkole, zerówka. W ostatnim roku szkolnym 2015/2016 na lekcje religii uczęszczało ponad 70 uczniów. Warto tutaj zaznaczyć, że Polska Szkoła Sobotnia w Ballymenie jest jedyną w Irlandii Północnej, gdzie lekcje religii są od samego początku jej funkcjonowania i gdzie wszystkie dzieci (z wyjątkiem tej najmłodszej grupy) mają katechezę.
Istnieje także Polska Szkoła Sobotnia w Belfaście. Tutaj, ze względu na moją nieobecność w soboty, religii nauczają dwie katechetki: Paulina i Wioleta, z którymi mam stały kontakt i co jakiś czas wspólnie omawiamy sprawy związane z katechezą w PSS Belfast.
W obu szkołach jest możliwość przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii świętej. W Ballymenie prowadzę te spotkania osobiście. W Belfaście – jak nadmieniłem – korzystam z pomocy pań katechetek, natomiast raz w miesiącu spotykam się ze wszystkimi rodzicami i dziećmi pierwszokomunijnymi na specjalnej katechezie.
Polacy, chociaż opuścili rodzinne strony, na pewno chcą podtrzymywać zwyczaje, tak bardzo charakterystyczne dla polskiej religijności. Jednym z takowych jest tzw. kolęda, czyli wizyta duszpasterska w okresie Bożego Narodzenia. Nie sposób tu nie wspomnieć o pewnych różnicach, związanych z kolędą na emigracji.
Po pierwsze, aby ksiądz daną osobę, rodzinę odwiedził, trzeba o to poprosić. Już na początku Adwentu wykładam więc specjalne zaproszenia na kolędę. Wypełniony formularz jest mi oddawany, a potem trzeba czekać na telefon ode mnie z propozycją terminu wizyty. Inaczej mówiąc, nie wszyscy Polacy mają tzw. kolędę; tylko ci, którzy chcą. Formularze zaproszenia nie tylko ukazują, ile rodzin (bo najczęściej tu, w Irlandii Północnej, odwiedzam rodziny) jest zainteresowanych wizytą. To także informacja dla mnie, gdzie kto mieszka. Bo trzeba pamiętać, że Polacy z powodu wielu przyczyn dość często zmieniają adresy zamieszkania.
Po drugie, czas odwiedzin trwa z reguły dłużej niż tylko do 2 lutego. Ponieważ jestem jedynym polskim księdzem, zdarza mi się odwiedzać polskie rodziny nawet na początku marca. Polacy mieszkają przecież w różnych miejscowościach (ja, jako ksiądz, "po kolędzie" od domu do domu jeżdżę samochodem, bo każdy adres – to inna ulica, a czasem – inne miasto). Rodacy na domiar często pracują do 17.00, 18.00, więc dopiero po tej godzinie mogę zacząć ich odwiedzanie. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że tu, w Irlandii Północnej, podczas tzw. kolędy pokonuję samochodem około 500 km, odwiedzając tych, którzy mnie zapraszają.
Jednym z ważnych problemów występujących nie tylko w Irlandii Północnej, ale w ogóle na emigracji, jest problem odległości, samotności, braku kontroli. Co mam na myśli? Wyjeżdżający za granicę często zostawiają w kraju swoich bliskich, rodziców. W Polsce owi rodzice są niejednokrotnie tymi, kto mobilizuje latorośle do pójścia na np. niedzielną Mszę świętą. Tutaj, z braku rodziców, nie ma już tych, którzy mogliby jakoś sprawdzić, że było się w kościele. Czasem na pytanie: "Czy chodzi Pan/Pani co niedzielę do kościoła?", słyszę odpowiedź: "Niestety nie zawsze mi się to udaje. Aczkolwiek, jak jestem w Polsce bądź tutaj, kiedy odwiedzają mnie bliscy, to zawsze jestem".
Nie jest tajemnicą, że wielu Polaków wyjechało z kraju w celu poprawy własnej sytuacji materialnej. Na emigracji pieniądz przesłania częstokroć potrzeby duchowe. Inną odpowiedzią, którą słyszę na wyżej przytoczone pytanie, są słowa: "No, wie ksiądz, jak to jest: rodzina, dzieci, trzeba to utrzymać. Dlatego niedzielami chodzę do pracy".
Takim, powiedziałbym, "moim problemem duszpasterskim" jest fakt bycia jedynym polskim księdzem w diecezji, która terytorialnie raczej mała nie jest. Czasem pół żartem, pół serio, mówię, że kto pierwszy, ten lepszy. Kto najwcześniej umówi się ze mną na wizytę, spotkanie, rozmowę, ma pierwszeństwo.
Każda osoba kolejna będzie musiała natomiast nieco poczekać, aż znajdzie się u mnie wolny termin. Rozmowa, spotkanie, często spowiedź przynaglają mniej. Nieco trudniej jest, jeśli ktoś wzywa mnie do mieszkającej poza Belfastem umierającej osoby, a ja np. za pół godziny mam Mszę. Kiedy nie mogę osobiście pomóc w nie cierpiących zwłoki sytuacjach, zawsze proszę rodzinę, by skontaktowała się z irlandzkim kapłanem. Wtedy jednak pojawia się pewna wątpliwość, czy aby zrobiłem wszystko, co mogłem.
Jak widać, problemów na emigracji nie brakuje. Dlatego bardzo proszę wszystkich Czytelników o modlitwę za nas – emigrantów. Nieważne, czy wyjechaliśmy z kraju z własnej woli, czy z musu, polecanie opiece Boga zawsze służy bezcenną pomocą. Dla wielu rodaków na pewno pomoże dźwigać codzienny krzyż, bo jak sami mówią: "Proszę księdza, tutaj, za granicą, to ja nie jestem u siebie"…
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Pierwszy śnieg w Warszawie. Szczere reakcje mieszkańców
- Czekałem na to z utęsknieniem. - Ze śniegu się cieszę, bo u nas jest rzadko śnieg, a jak zobaczyłam, to się ucieszyłam. - Ładnie odśnieżyli, aż miło przejść - komentowali mieszkańcy Warszawy, gdy nad ranem zobaczyli ulice pokryte śniegiem. Obfite opady śniegu nad ranem w piątek w niektórych częściach kraju przyniosły ze sobą zimową aurę. Nocą w czwartek mocno sypało w Warszawie, dlatego nad ranem w piątek reporter WP Jakub Bujnik wybrał się do centrum stolicy, by porozmawiać z mieszkańcami. Większość naszych rozmówców cieszyła się ze śnieżnego poranka i chwaliła za odśnieżone chodniki, jednak nie mogą powiedzieć tego kierowcy, którzy tkwili tego dnia w korkach. - Trzeba odśnieżyć samochód, ale dobrze jest. - Wnuczek wyjdzie na sanki, na śnieżki, no coś pięknego. - Dobrze się chodzi, jest ładnie odśnieżone, czyściutko jest. - Zima powinna być zimą - przyznali warszawiacy. Z racji na dodatnią temperaturę śnieg z ulic Warszawy szybko znika, ale niewykluczone, że jeszcze wróci. Obejrzyj cały materiał ze stolicy, by dowiedzieć się więcej.
"Jedyna gwarancja". Kim zapowiada zbrojenie się
Kim Dzong Un stwierdził, że dotychczasowe negocjacje z USA potwierdziły "niezmienną" wrogość Waszyngtonu wobec Pjongjangu. Przekonywał, że rozwój nuklearny to jedyny sposób na przeciwdziałanie zagrożeniom zewnętrznym.
Zabójstwo Jaroszewiczów. Jest wyrok sądu
Sąd wydał wyrok w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów, do którego doszło w 1992 roku. Główny oskarżony - Robert S. , oraz dwaj oskarżeni o współudział - Dariusz S. oraz Marcin B. zostali uniewinnieni.