Odkąd na Litwie podczas egzaminów maturalnych obowiązywać jął stupunktowy system oceny zdobytej wiedzy, nota ta stała się szczytem marzeń kończących gimnazja lub szkoły średnie. A owa sztuka udaje się w pierwszą kolej tym, kto solidnie przykładał się do nauki przez wszystkie lat 12, otrzymując w zamian nie lada premię. Jakże pomocną w dostaniu się na upodobany kierunek studiów, co niezmiernie ważne we wkraczaniu w dorosłe życie.
Dominika Wasilewska – tegoroczna maturzystka Wileńskiego Gimnazjum im. Władysława Syrokomli znalazła się w gronie ledwie 24 dwunastoklasistów z całej Litwy, którzy podczas finalnego sprawdzianu szkolnej wiedzy zanotowali nie jedną, nie dwie i nie trzy, a nawet cztery (!) maksymalne, oszacowane "setkami" oceny. Sukces ten mimo wydźwięku indywidualnego ma też wymowę bardziej zbiorową, gdyż niezbicie dowodzi, iż szkoła polska, o ile młody jej adept solidnie się przykłada do nauki, wcale nie jest gorsza od litewskich "kuzynek".
Ta pozycja z czterema maksymalnymi ocenami winduje ją do ścisłej republikańskiej czołówki, gdyż wynik lepszy – po pięć "setek" – uzyskali na tegorocznej maturze jedynie Gustė Čėsnaitė z Kłajpedy i Gabrielius Buzas z Możejek. Zresztą, mało brakowało, a Dominika znalazłaby się obok nich na samym szczycie, gdyż w piątym ze składanych egzaminów – tym z biologii – zanotowała 98 punktów.
Zagadywana przeze mnie nieco banalnie o tajniki tak imponującego sukcesu, mimo ledwie 18 ukończonych lat, czyni to w odpowiedzi jak ktoś, kto do reszty zgłębił prawdę o koniecznej ofiarnej pracy na rzecz przysłowiowych kołaczy. Bo też ona, wyzbyta różdżki czarodziejskiej, bez najmniejszych skrupułów może twierdzić, że kluczem do sukcesu był rozłożony na lata wysiłek. Pierwotnie w ambitnym powiększaniu zasobów wiedzy, a później dzięki regularnemu powtarzaniu – w jej systematyzowaniu i odpowiednim "szufladkowaniu" w głowie.
To prawda: każdy egzamin zakrawa po części na loterię, nie bez znaczenia jest też kondycja fizyczna i psychiczna w dniu jego składania. Łut szczęścia zwykł jednak darzyć mocnych. A ona miała prawo czuć się takową, czego dowodziło niejedno przetarcie w olimpiadach na szczeblu miasta Wilna jak też całej republiki. Wiosną roku ubiegłego, gdy będąc w klasie 11. Dominika została zwyciężczynią Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, spóźniła się na uroczystość rozdania nagród, bo poniekąd z marszu startowała tego dnia w kolejnych olimpijskich bataliach, mających wyłonić najlepszych z… chemii. W kaszę dmuchać też sobie nie dała w podobnych sprawdzianach z języka litewskiego i angielskiego, z biologii, którą z racji przymiarek do studiowania medycyny, darzyła uwagą szczególną poprzez pobieranie korepetycji.
Obok obowiązkowego sprawdzianu w randze państwowej z litewskiego i matematyki, wybrała nastoletnia Wasilewska na tegorocznej maturze język angielski, biologię i chemię, a na dokładkę język polski na poziomie szkolnym. Teraz, gdy już jest po wszystkim, zwierza się, że zdecydowanie większe emocje towarzyszyły jej nie przed i podczas kolejnych prób egzaminacyjnych, tylko wtedy, gdy długie dni wypadło wyczekiwać, aż republikańska komisja ogłosi ich wyniki.
Najwcześniej werdykt zapadł z angielskiego. Dla Dominiki okraszony pierwszą "setką", co – rzecz jasna – przyjęła z radością. Ta się podwoiła w jednym dniu, kiedy stało się wiadome, jak kto wypadł z litewskiego i matematyki. Ona szła jak burza, powiększając niezwykłą kolekcję "setek" o dwie kolejne. Miała powód, by odetchnąć z ulgą, trapiona wcześniej pewną obawą, jak to będzie z tym językiem państwowym, wyuczonym przecież a nie ojczystym.
Niewiadomymi pozostawały chemia i biologia. Uspokoiła się, gdyż czuła się w nich szczególnie mocna. Chemia zresztą to w pełni potwierdziła, bowiem przy nazwisku Wasilewska pojawiła się czwarta z kolei maksymalna ocena. Emocje w czekaniu sięgnęły zenitu: będzie ta piąta "setka" czy nie? Liczyła po cichu, że tak. I ta była prawie, albowiem do pełni szczęścia zabrakło ciut-ciut, od maksymalnych stu wypadło odjąć ledwie dwa punkty.
Gdy się ma na maturze takie wyniki, jakie uzyskała Dominika, można niczym w ulęgałkach przebierać najbardziej oblegane na uczelniach kierunki, co jednak wcale nie dotyczyło naszej bohaterki. Będąc pewna tego, dała w pełni upust swym marzeniom – wybrała studia medyczne na Uniwersytecie Wileńskim. Nie po to przecież już w dzieciństwie "leczyła" swoje lalki ze wszystkich ich "dolegliwości", nie po to w ławce szkolnej szczególnie gorliwie przysiadała fałd w zgłębianiu tak fundamentalnych w medycynie biologii i chemii. Nie ukrywa, że drogę, zwieńczoną w przyszłości przysięgą Hipokratesa, wytyczyła jej też w znacznym stopniu mama Danuta, od lat kilkunastu ginekolog w najbardziej renomowanej na Litwie klinice uniwersyteckiej w wileńskich Santaryszkach.
Zdaje sprawę, że nauka nie będzie należała do łatwych. Studia medyczne są dziś na szczególnym topie, gromadząc uczniowską "śmietankę" z całej republiki. Za kolegów będzie miała m.in. Gustė Čėsnaitė i Gabrieliusa Buzasa, którzy tego roku zanotowali na maturze po pięć "setek", jak też niejednego z tych, kto zżynał laury w republikańskich olimpiadach z biologii i chemii. By w tak doborowej stawce mieć stypendium, wypadnie dwoić się i troić w zgłębianiu wiedzy, czego miernikiem będą sesje egzaminacyjne. Popłaci jedynie systematyczny wysiłek, do czego w pełni nawykła już podczas nauki w szkole. Wierzy, iż wysiłek ten, wspierany świadomością domowych ścian, raz jeszcze skutecznie zaprocentuje.
Tegoroczne szeregi maturzystów w ich kochanej "Syrokomlówce" liczyły w trzech klasach 82 osoby. Teraz rozsypują się one w cztery strony świata niczym opierzone ptaki do samodzielnych lotów, gdyż zdecydowana większość obiera dalszą naukę w uczelniach jak na Litwie, tak też w bliższej i dalszej zagranicy. Cóż, wypada się pogodzić z myślą, że podobny los czeka też ich 27-osobową klasową pakę, w której za lata nauki zdążyli się scementować w trwały monolit. Nie bez zasług wychowawczyni Teresy Michniewicz, nie szczędzącej wysiłku, by we wdzięcznej pamięci przez całe życie chowali czar lat szkolnych, dziejący się też poza nauką.
Jak zna rzeczywistość, wspomnienia przeniosą ją jeszcze nieraz do koleżanek i kolegów, do kochanych nauczycieli, którzy usilnie dbali, by posiedli maksimum wiedzy, ubogacili się o ogólnoludzkie wartości. W dowód wdzięczności za to chciałaby Dominika obok wspomnianej Teresy Michniewicz, notabene na równi z pracą wychowawczą nauczającej ich matematyki, w pas się pokłonić przed lituanistką Mariją Česonienė, przed anglistką Mirosławą Wartacz-Wartecką, przed chemiczką Krystyną Tuczkowską, przed biolożką Anżeliką Nowogrodzką, bo to również dzięki nim osiągnęła takie szczyty w tegorocznej maturze. Podobny ukłon należy się też wszystkim, kto w różnych latach sposobił ją do olimpijskich sprawdzianów, co w pierwszą kolej dotyczy polonistki Łucji Minowicz, mogącej dzielić radość ze zwycięstwa wychowanki w ubiegłorocznej XXVII Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego.
A trzeba dodać, sukces ten gwarantował jej wsparte stypendium studia na filologii polskiej na dowolnej uczelni w Macierzy. Nie przystała jednak na to. Po pierwsze, dlatego, że medycyna przesłoniła do reszty widoki na przyszły zawód, a po drugie, że jakoś nie należy do tych, którzy masowo szukają dziś szczęścia na obczyźnie. Zabrzmi to może patetycznie, aczkolwiek centrum kosmosu stanowi dla niej dom rodzinny, takież Wilno czy chociażby "Syrokomlówka", dokąd zdążała przez lat 12, podobnie zresztą jak mama Danuta, jak ciocia, jak dziadkowie. I jak tu nie napomknąć o tak niemodnym dziś słowie "patriotyzm"…
Ponieważ uczniowie funkcjonują ze szkołami na zasadzie naczyń połączonych, Dominika może czuć się dumna z przyprawienia swojej "kuźni wiedzy" znacznego rozgłosu. Pierwotnie bowiem w ratuszu łowcy najwięcej "setek" na tegorocznej maturze w stołecznych placówkach oświatowych honorowani byli przez władze miasta, a wyrazy podzięki wraz ze stosownymi dyplomami pofatygował się złożyć sam mer Remigijus Šimašius. Jeszcze większe honory czekały ich natomiast 27 lipca, kiedy to najlepsi z całej republiki zostali zaproszeni do siedziby rządu, gdzie role gospodarzy uroczystości pełnili premier Saulius Skvernelis oraz minister oświaty i nauki Jurgita Petrauskienė. Do rąk prymuski Wasilewskiej z rąk szefa rządu ponownie trafił okazały dyplom, sprzęgnięty z werbalnym uznaniem tudzież życzeniami wszelkiej pomyślności.
Rozpierana radością i dumą mama Danuta też obsypała swą pierworodną nagrodami w postaci wyjazdów poza Litwę. Z początku odbyły dwutygodniowy wypad do Islandii, gdzie zostały do reszty urzeczone majestatyczną przyrodą z egzotycznymi gejzerami. O ile wszak wyprawa do krainy ognia i lodu została splanowana na długo przed jej terminami, o tyle kilkudniowy wypad do Turcji był przed nią skrzętnie ukrywany, gdyż miała to być niespodzianka na przypadające 3 sierpnia 18. urodziny. Mogła się poczuć w siódmym niebie, gdyż prócz wspaniałego relaksu zrealizowała tego dnia marzenie życia – wspólnie popływała… z delfinami. A nie ukrywa, że oba te wojaże pozwoliły wspaniale się odprężyć, jak też nabrać sił witalnych przed zbliżającym się milowym krokiem pierwszym w życiu rokiem akademickim.
Mimo okresu letniej kanikuły nie siedzi Dominika z założonymi rękoma. Wraz z mamą (ach, to wczesne wstawanie!) udaje się do szpitala w Santaryszkach, gdzie pod jej okiem odbywa coś w rodzaju praktyki. Ta będzie przecież jak znalazł, gdy w białym kitlu wypadnie pomagać atakowanemu przez różne choroby człowiekowi.
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Pierwszy śnieg w Warszawie. Szczere reakcje mieszkańców
- Czekałem na to z utęsknieniem. - Ze śniegu się cieszę, bo u nas jest rzadko śnieg, a jak zobaczyłam, to się ucieszyłam. - Ładnie odśnieżyli, aż miło przejść - komentowali mieszkańcy Warszawy, gdy nad ranem zobaczyli ulice pokryte śniegiem. Obfite opady śniegu nad ranem w piątek w niektórych częściach kraju przyniosły ze sobą zimową aurę. Nocą w czwartek mocno sypało w Warszawie, dlatego nad ranem w piątek reporter WP Jakub Bujnik wybrał się do centrum stolicy, by porozmawiać z mieszkańcami. Większość naszych rozmówców cieszyła się ze śnieżnego poranka i chwaliła za odśnieżone chodniki, jednak nie mogą powiedzieć tego kierowcy, którzy tkwili tego dnia w korkach. - Trzeba odśnieżyć samochód, ale dobrze jest. - Wnuczek wyjdzie na sanki, na śnieżki, no coś pięknego. - Dobrze się chodzi, jest ładnie odśnieżone, czyściutko jest. - Zima powinna być zimą - przyznali warszawiacy. Z racji na dodatnią temperaturę śnieg z ulic Warszawy szybko znika, ale niewykluczone, że jeszcze wróci. Obejrzyj cały materiał ze stolicy, by dowiedzieć się więcej.
"Jedyna gwarancja". Kim zapowiada zbrojenie się
Kim Dzong Un stwierdził, że dotychczasowe negocjacje z USA potwierdziły "niezmienną" wrogość Waszyngtonu wobec Pjongjangu. Przekonywał, że rozwój nuklearny to jedyny sposób na przeciwdziałanie zagrożeniom zewnętrznym.
Zabójstwo Jaroszewiczów. Jest wyrok sądu
Sąd wydał wyrok w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów, do którego doszło w 1992 roku. Główny oskarżony - Robert S. , oraz dwaj oskarżeni o współudział - Dariusz S. oraz Marcin B. zostali uniewinnieni.