Śmiech, smutek, refleksja i wzniosłe uczucia…

drukuj
Helena Ostrowska , 24.11.2016
Fot. Teresa Worobiej

III Międzynarodowy Polski Festiwal Monospektakli "MONOWschód"

– te reakcje i nastroje na przemian się zmieniały na scenie tegorocznego międzynarodowego festiwalu teatralnego jednego aktora. Osiem sztuk, zaprezentowanych przez jego uczestników – aktorów teatrów zawodowych i amatorskich i tyleż historii bohaterów z różnych epok – z ich mentalnością, przygodami, marzeniami. Wzbudzali wśród widzów – to sympatię i szacunek, to zgrozę, wywoływali salwy śmiechu, zmuszali do refleksji: o sensie życia i jego wartości, o przyjaciołach i wrogach, miłości i nienawiści…
Tak, to był już trzeci z kolei międzynarodowy festiwal monospektakli, który odbył się w Wilnie 11-13 listopada br. Jako że dwa poprzednie przypadły na lata 2012 i 2014, można już mówić – na razie półgłosem – o ich dwuletniej cykliczności. O tym bowiem, czy ten maraton teatrów "mono" będzie miał ciąg dalszy bez zakłóceń, decydują środki pieniężne. Niestety, bez nich nie wystarczą jedynie dobre chęci, zapał i praca organizatorów…
Zespołowi Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie na żadnej z wymienionych wyżej zalet nie zbywa. I chociaż dość liczne grono jego aktorów różni się wiekiem i wykonywanym na co dzień zawodem oraz rodzajem zajęć, łączy ich wspólna pasja – sztuka sceniczna, której skorzy są poświęcać swój wolny i niezbyt wolny czas, bo częstokroć zabrany bliskim, rodzinie. Zresztą członkowie rodzin również – wcześniej czy później – zostają z czasem w ten "zwariowany" światek teatru wciągnięci: jeśli nie grają na scenie, to się udzielają w jakiś inny sposób (sporządzanie dekoracji, przygotowanie strojów), czy przynajmniej wspierają artystów duchowo. 
Każdemu jednak zespołowi potrzebny jest taki "silnik", który cały "mechanizm" popycha do przodu, bierze na siebie odpowiedzialność za jego działanie, wyznacza kierunki, którędy będzie zmierzał. Takim "silnikiem" w teatrze jest jego kierownik artystyczny i reżyser Lilia Kiejzik. Właśnie w roku bieżącym minęło trzydzieści lat, odkąd zastąpiła śp. Panią Janinę Strużanowską – założycielkę teatru, umiejętnie trzyma jego ster w ręku, przyczyniając się do twórczych sukcesów zespołu.
O tych dwóch wielkich damach Studia Teatralnego – Pani Janinie Strużanowskiej oraz obecnej kierownik i reżyser Lilii Kiejzik, jak również o innych członkach zespołu, podzielonych wiekowo na grupy starszą, podstawową i młodzież, przeczytać możemy i pooglądać zdjęcia w książce-albumie "Polskie Studio Teatralne w Wilnie. Pięćdziesiąt i pięć", obrazującej działalność teatru w ciągu półwiecza, zwłaszcza ostatnich pięciu lat. Całości pracy nad książką – twórczej, redaktorskiej, doboru materiału i zdjęć – dokonała wieloletnia członkini zespołu Mirosława Naganowicz.
Na prezentacji albumu, która się odbyła w drugim dniu festiwalu, obecna była córka założycielki i wieloletniej kierowniczki teatru, lekarz Hanna Strużanowska-Balsienė. Podzieliła się wspomnieniami o matce, o tym, jakie starania pokładała, by zespół się zachował i działał. Podziękowała dziennikarce Alwidzie Antoninie Bajor – autorce książki wydanej na 50-lecie teatru ("Polskie Studio Teatralne w Wilnie 1960-2010") oraz – najnowszego wydania za to, że utrwalają historię tego zespołu.
Kierowniczka teatru natomiast skierowała słowa wdzięczności pod adresem Tadeusza Markiewicza z drukarni "EFEKT", dzięki któremu ukazały się oba albumy, podzieliła się z zebranymi refleksją o swym 30-letnim – nie, nie kierowaniu, tylko byciu z tym gronem osób, które stały się dla niej rodziną…
                     * * *
Jak i ubiegłymi razy festiwal miał miejsce pod dwoma adresami: w dawnym Teatrze na Pohulance (obecnie – Rosyjski Teatr Dramatyczny Litwy) oraz w gościnnych progach wileńskiego Domu Kultury Polskiej. A że rozpoczynał się w dniu Niepodległości Polski, Henryka Sokołowska, wieloletnia członkini zespołu-gospodarza, który wystąpił jako pierwszy w maratonie festiwalowym, w słowie wstępnym ze sceny nawiązała do tego święta:
– Nasza przeszłość zobowiązuje nas szczególnie do dumy z polskiej historii, tradycji, kultury. Dziś nasze działania patriotyczne przekładają się na wszelkie inne, w których możemy "doszukać się orła": upowszechniające polskie słowo, kulturę, tradycje. To jest również ideą, przyświecającą organizatorom i uczestnikom obecnego festiwalu.
Podczas uroczystego jego otwarcia konsul generalny RP w Wilnie Stanisław Cygnarowski zwrócił się do jego uczestników, gości i widzów słowami listu, skierowanego z tej okazji do nich przez ambasadora Jarosława Czubińskiego, sprawującego patronat honorowy nad całością wydarzenia teatralnego:
– Monodram – to niezwykle trudny dla aktora rodzaj teatru, kiedy aktor jest przed publicznością sam. I tylko od niego zależy, czy jego monolog rozbudzi zainteresowanie widzów, czy do nich dotrze, zyska ich akceptację i wywoła aplauz. Tego widz oczekuje od wszystkich uczestników. 
Następnie podziękował kierowniczce za kolejne zrealizowane przedsięwzięcie, jakim jest festiwal, za działanie na rzecz polskości.
Prezes Związku Polaków na Litwie, poseł na Sejm Michał Mackiewicz zaznaczył, iż festiwal rozpoczyna się w dniu szczególnym, kiedy świętujemy 98. rocznicę Niepodległości Polski. W dniu, upamiętniającym wielką cenę, którą naród polski zapłacił za swoją wolność. I że powinno nas napawać dumą to, iż wspólnie budujemy tę naszą wolną Rzeczypospolitą. Złożył zebranym gratulacje z okazji święta i życzył, by imprezy teatralne żyły długo, a polskie słowo rozlegało się nie tylko z tej sceny, również na kolejne rocznice niepodległościowe. 
…Symbolicznym dzwonkiem w kształcie aniołka – jak podczas każdego festiwalu – kierowniczka teatru obwieszcza jego otwarcie… Zadzwoni nim również – na zakończenie. 
* * *
Pierwszy występ – jak już bywało – gospodarze zostawili sobie. Polskie Studio Teatralne w Wilnie wystąpiło z komedyjną sztuką "Tu mówi Szwejk!" według Jaroslava Hašeka, wyreżyserowaną przez Sławomira Gaudyna. Jedynej w tej sztuce roli podjął się Edward Kiejzik i wypadł w niej… znakomicie! Szwejk – "szeregowiec rezerwy jedenastej kompanii, uznany przez lekarzy za idiotę", ponad godzinę pomyślnie zabawiał widzów śmiesznymi konkluzjami o swoim losie i przygodach. Gra aktora sprawiała wrażenie lekkiej, a sam on – że się nieźle bawi plotąc trzy po trzy – o swym życiu i o wojence jak o wycieczce, z apetytem wcinając na scenie kiełbasę…
To już nie pierwsza rola-monolog Edwarda Kiejzika. Pamiętamy sugestywną jego grę w "Zapiskach oficera Armii Czerwonej" wg Sergiusza Piaseckiego, która to sztuka cieszyła się powodzeniem nie tylko wśród miejscowych widzów, lecz również za granicą. Być może w przyszłości role "mono" staną się głównym scenicznym atutem tego aktora…
Pierwszego dnia festiwalu "uraczono" widza również sztuką zgoła inną tematycznie: o kulcie stalinowskim. Przyjechał z nią do Wilna aktor Aleksandras Rubinovas z Kowieńskiego Teatru Kameralnego. "Koba" – to nazwa sztuki Edwarda Radzińskiego (reżyser Stanislovas Rubinovas) i zdrobniałe imię przywódcy dużego państwa socjalistycznego, zarezerwowane dla jego najbliższego niegdyś przyjaciela, również Gruzina – Fudżiego. Którego Koba upokorzy, "wypatroszy" duchowo i zniszczy fizycznie, podobnie jak tysiące innych niewinnych ludzi…
Monolog Fudżiego, nieraz mrożący krew w żyłach, o okrutności "przyjaciela", nie pozostawia widza obojętnym: wraz z bohaterem sztuki przeżywa jego dramat osobisty i rodzinny…
* * *
Drugi dzień był dość uciążliwy w odbiorze dla tych, którzy się pokusili na "przetrawienie" trzech sztuk, zaserwowanych dla widza przez uczestników festiwalu. Ratowały dłuższe przerwy między występami, podczas których udawało się jako tako nowe wrażenia i uczucia w pamięci "poukładać".
A więc "Sen Nataszy" wg Jarosławy Paulinowicz – Teatru im. J. I. Kraszewskiego w Żytomierzu. Pamiętamy ten teatr – z roku na rok wytrwale uczestniczący w wileńskich festiwalach oraz jego kierownika i reżysera w jednej osobie – Mikołaja Warfołomiejewa. Na pierwszy monofestiwal przyjechał z radosną bajką dla młodszego widza "Para butów", w uroczym wykonaniu nastoletniej Anastazji Warfołomiejewej. W ciągu tych czterech lat, dzielących pierwszy festiwal z tegorocznym, Anastazja… urosła, również "scenicznie" i mile swoją grą zaskoczyła widza. Natasza w jej wykonaniu – wychowanka sierocińca, jest wiarygodna: raz jako wredna, okrutna dziewczyna, innym znów razem – godna współczucia, łagodna – gdy wspomina o matce, to znów romantyczna, pełna ciepła – gdy spada na nią jak śnieg na głowę pierwsza dziewczęca miłość, z którą w pojedynkę trudno jej się uporać… O tej młodziutkiej dziewczynie trudno jest powiedzieć, że zapewne wyrośnie na aktorkę – ona już jest aktorką!.. Jedyne, co w żytomierskim przedstawieniu odbijało się pewnym dysonansem, to czasami niezbyt trafne tłumaczenia na język polski rosyjskiego scenariusza – tak autentycznego w swej wymowie.
Jeszcze trudniejsza była w odbiorze – jeśli chodzi o skalę uczuć widza – sztuka pt. "Inka" Mileny Tejkowskiej (autorka i reżyser), którą zaprezentował Teatr Nowy w Rzeszowie. Dziewczynę niezłomną "Inkę", historyczną postać – Danutę Siedzikównę, żołnierza AK zagrała młoda aktorka tego teatru Jadwiga Rall, zawodowo "serwując" widzowi duży wachlarz wzruszeń i przeżyć z powodu doli – dziecięcej jeszcze przecież – swej bohaterki: gdy wykonano na niej wyrok, nie miała nawet osiemnastu lat!.. Razem z "Inką" widz przenosi się do jej przeszłości, "gdy jeszcze nie było wojny, a była Polska", do przeszłości, w której… nie ma już ani domu, ani rodziców, pozostał jedynie zapach konfitur smażonych w sierpniu… I gdzieś tam pozostały dwie jej siostry, Irena i Wiesia, którym "na odległość", z celi więziennej zwierza się ze swej miłości. W jednej chwili "Inka" jest dzielna i niezłomna, w innej znów – skrzywdzona mała dziewczynka. Nie chce umrzeć, ale wie, że powinna dotrzymać przysięgi i wykonać "obowiązek wobec tych, którzy przede mną oddali życie za Polskę". Idąc na stracenie, ma jedyną prośbę: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba…".
Trwający Światowy Rok Williama Szekspira zadecydował o wyborze sztuki przez "Niezależnych twórców" z Krakowa. "Kołysanka dla Ofelii" (na podstawie tekstów W. Szekspira, G. Büchnera i S. Wyspiańskiego), wyreżyserowana przez Weronikę Kuśmider, w wykonaniu Elżbiety Lewak, po dwóch poprzednich przedstawieniach wydać by się mogła dla widza prawdziwą "kołysanką"… Pamiętamy tę aktorkę, pochodzącą ze Lwowa, z pierwszego festiwalu monodramu w 2012 roku, ze sztuki pt. "W domu niewoli", opartej na literaturze obozowej. Elżbieta Lewak zagrała wówczas Beatę Obertyńską, poetkę, pisarkę i aktorkę dwudziestolecia międzywojennego, przykuwając uwagę widza swym emocjonalnym monologiem, subtelnym wczuciem się w słowo… Tym razem – w diametralnie odmiennej, jeśli chodzi o tematykę – sztuce na podstawie Szekspira wypadła nieco… nużąco, wcielając się na przemian w trzy różne kobiety: Ofelię szekspirowską, aktorkę ją odgrywającą i Ofelię Wyspiańskiego – krzepką dziewoję z warkoczem, pragnącą nade wszystko miłości. Ale nie miłość jest nicią przewodnią tej sztuki scenicznej, tylko to, jak bardzo samotny jest nieraz człowiek na tym świecie. Bohaterka pozostawia sobie jednak nadzieję na lepsze jutro…
* * *
W trzecim – ostatnim dniu festiwalu kontynuowany był temat szekspirowski. "Yorick czyli spowiedź błazna. Mój Szekspir" – sztukę na podstawie twórczości wybitnego Anglika, w opracowaniu Andrzeja Żurowskiego, wyreżyserowaną przez Zbigniewa Chrzanowskiego zaprezentował Wiktor Lafarowicz (Polski Teatr Ludowy we Lwowie). 
W swym monologu błazen wyśmiewa i krytykuje ludzką naiwność, głupotę, brak uczciwości, chwaląc się własnym szachrajstwem i sprytem. Kpi sobie z rzeczy i pojęć, będących w życiu "na piedestale", zmuszając uważniej do nich się przyjrzeć i zrobić pewne tych pojęć korekty. Rozważa: dzięki wrogom lepiej poznaję siebie, a dzięki przyjaciołom – siebie okłamuję, bo przyjaciele będą mnie chwalić, a wrogowie – powiedzą w oczy najboleśniejszą prawdę… Mówi, że prawda i uczciwość się nie opłaca… Stawia pod znakiem zapytania wiele ludzkich reakcji i postaw, zachęcając do spojrzenia na nie z innej strony… Sztuka zmusza widza do pewnej gimnastyki umysłu, bowiem jedna myśl błazna o przywarach tego świata goni drugą. Jemu, błaznowi, wszystko uchodzi, ponieważ jest wolny i niezależny…
Teatr z Warszawy "Towarzystwo Teatralne Pod Górkę" przyjechał do Wilna ze spektaklem muzycznym "Colas Breugnon" – sceniczną adaptacją powieści Romaina Rollanda, wyreżyserowaną przez Tadeusza Wiśniewskiego. W roli jedynego bohatera sztuki wystąpił Stanisław Górka – znany polski aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Jego bohater w sposób fascynujący opowiada o sobie, o swym życiu – z którego czerpie radość garściami, o pracy – którą lubi, o przyjaciołach – których uwielbia. Opowiada w sposób żywy, z humorem, przemieszczając się po scenie jak błyskawica, czyniąc tumany kurzu z trocin w swym dekoracyjnym "warsztacie"… Swą opowieść przeplata śpiewem (ballady Georgesa Brassensa). Sztuka – lekka w odbiorze, przyjemna, zabawna. Widz – delektował się zawodową grą aktorską.
Monodram "Zapiski oficera Armii Czerwonej" na podstawie Sergiusza Piaseckiego (Teatr Polski w Warszawie) zakończył tegoroczny festiwal "MONOWschód III". W sztuce, wyreżyserowanej przez Tomasza Obara, wystąpił Piotr Cyrwus – polski aktor filmowy i telewizyjny, prezenter telewizyjny. Wileński widz miał okazję obejrzeć inną nieco aranżację roli lejtnanta Michaiła Zubowa, odgrywanego przez Edwarda Kiejzika z Polskiego Studia Teatralnego. Odtwórca roli sowieckiego oficera Piotr Cyrwus "rozbroił" wileńską widownię po zakończonym przedstawieniu wyznając, że pragnął tę sztukę zagrać w Wilnie. Tam, skąd pochodził autor powieści i gdzie się mówi tak, jak ujął to w swym utworze. Piotr Cyrwus przygotował tę sztukę jeszcze w czasie Polski Ludowej…
* * *
Kolejny Międzynarodowy Polski Festiwal Monospektakli dobiegł końca. Czy za dwa lata będzie następny – czwarty? Będzie – mówi główna organizatorka tego wydarzenia teatralnego Lilia Kiejzik, kierownik PSTW. – Jeżeli przedsięwzięcie to będzie miało nadal sprzymierzeńców i dobrych "aniołów", którzy zechcą wesprzeć go finansowo. 
Głównym sponsorem festiwalu jest Senat RP w ramach opieki nad Polonią i Polakami za Granicą, za pośrednictwem Fundacji "Pomoc Polakom na Wschodzie", któremu organizatorzy składali ze sceny wyrazy wdzięczności. Jak również partnerom projektu: Rosyjskiemu Teatrowi Dramatycznemu Litwy, kierownictwu Domu Kultury Polskiej w Wilnie oraz wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zaistnienia w mieście nad Wilią kilkudniowego święta, pomyślanego nie tylko dla koneserów sztuki scenicznej, lecz przede wszystkim dla szeregowego miłośnika teatru.
…A tymczasem kruchy ceramiczny aniołek-dzwoneczek, symbol teatru – w ręku jego kierowniczki – obwieścił zakończenie miłego czasu spędzonego ze sztuką spod znaku Melpomeny…

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Stanisław Moniuszko w Wilnie
Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie

Wiadomości (wp.pl)

Pożar hulajnogi elektrycznej. Strażacy użyli basenu

Strażacy z Solca Kujawskiego gasili pożar hulajnogi elektrycznej. Mimo użycia gaśnicy, urządzenie wrzucono do basenu, by zapobiec ponownemu zapłonowi. Na szczęście nikt nie ucierpiał.

"Robię się nieznośnie sentymentalny". Tusk dodał zdjęcie

"Sporo lat przeżyłem, problemów do rozwiązania jak zawsze cała masa, ale kiedy z nieba spada pierwszy śnieg, wracam myślą do dzieciństwa" - przekazał Donald Tusk w piątkowym wpisie na Instagramie, do którego dodał też swoje zdjęcie na tle zimowego krajobrazu. Jak dodał, "robi się wtedy nieznośnie sentymentalny".

Polacy szczerze o polityce UE. Białystok podzielony ws. migrantów

- Sądzę, że to bardzo dobrze. Ukrainie trzeba pomagać, mam nadzieję, że to się skończy. Tak samo migrantom, trzeba im pomagać, aby też mogli pozostać u siebie - mówiła nasza rozmówczyni, gdy zapytaliśmy ją, co sądzi o środkach przeznaczonych dla Polski na projekty realizowane w ramach polityki spójności Unii Europejskiej. Polityka spójności UE to strategia, której celem jest zmniejszanie różnic w poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego między innymi krajami Wspólnoty. Koncentruje się na wspieraniu mniej zamożnych regionów i poprawie jakości życia mieszkańców, m.in. poprzez inwestycje w infrastrukturę, innowacje, ochronę środowiska, rynek pracy i edukację. Część pieniędzy zostanie wydana jednak na pomoc Ukrainie czy migrantom, o co zapytał mieszkańców Białegostoku reporter WP Marek Gorczak. Wśród przechodniów pojawiły się również krytyczne głosy w tej sprawie. - Według mnie to nie jest dobrze. Są jakieś ważniejsze rzeczy, ochrona zdrowia chociażby. Mam starszego tatę i trudno mi o opiekę pielęgniarską, bo jest tylko jedna pielęgniarką na całą dzielnicę. - Z tymi migrantami to mam wątpliwości. Po prostu się ich boję, zajadę gdzieś i ja nie wiem kogo spotkam - przyznali mieszkańcy Białegostoku. Obejrzyj całą sondę z Białegostoku, by poznać inne opinie Polaków. Materiał powstał we współpracy z Parlamentem Europejskim.