Trzeci po Mickiewiczu i Zanie poeta filomatów

drukuj
Alicja Dzisiewicz, st. kustosz Muzeum A. Mickiewicza przy Bibliotece Uniwersytetu Wileńskiego, 21.06.2016

24 czerwca 1796 roku w Maluszycach koło Nowogródka urodziło się wątłe dziecko. Rodzice – Klara z Haciskich i Tadeusz Czeczotowie – zadbali o to, by było ochrzczone jak najszybciej. Maleńka istota okazała się jednak mocna na tyle, że pierwszy chrzest – z wody w dniu 6 lipca w obrządku unickim – mógł być 19 lipca uzupełniony przez księdza katolickiego. Przyszły na świat otrzymał imiona: Jan Antoni.

Ród Czeczotów należał do drobnej szlachty kresowej. Pradziad poety, Filip Czeczot, posiadał jednego chłopa pańszczyźnianego – Hryszkę Samsona. Dziadek i ojciec musieli utrzymywać się już wyłącznie z pracy własnych rąk. Ojciec był ekonomem, potem dzierżawcą, a ze swojej pensji żywił całą rodzinę, w której rosło troje dzieci: Jan, Piotr i Tekla.
W okresie wczesnego dzieciństwa Czeczotowie przenieśli się z Maluszyc do Rzepichowa koło Nowej Myszy – przez co później filomaci żartobliwie nazywali przyjaciela "Jan z Myszy".
Chłopiec rósł delikatny, czuły na piękno przyrody, przeżywał okres wzmożonych egzaltacji religijnych, marzył o tym, by "świętym pańskim zostać" i skronie swe przyozdobić męczeńską koroną.
Około roku 1809 Janek zaczyna uczęszczać do szkoły dominikańskiej w Nowogródku. Tu zbliża się z młodszym o dwa lata Adamem Mickiewiczem: wspólna nauka (obydwaj należeli do grona tych najzdolniejszych, zdradzali zamiłowanie do poezji), wspólne zabawy szkolne, przeżyte razem małe figle, przygody i tajemnice zbliżają towarzyszy nauki. Na Psiej Górce za Nowogródkiem składają sobie przyrzeczenie dozgonnej przyjaźni. Czeczot wspomina:
Na Psiej Górce zaczepne, odporne traktaty,
Które, gdy na nas biedy lały się nawałem,
Zawieraliśmy z sobą jako patentaty.
W roku 1815 obydwaj kończą szkołę, marzą o studiach w Wilnie. Czeczot wkracza w wiek męski – wie, że rodziców nie stać będzie na utrzymanie syna – studenta, rozumie, że jest zdany wyłącznie na własne siły. W 1816-1817 jest słuchaczem wydziału nauk moralnych i politycznych na Imperatorskim Uniwersytecie Wileńskim. W roku 1818 studia przerywa, by podjąć się pracy zarobkowej – pracuje jako "piszczyk", tj. na stanowisku pisarza, w Masie Radziwiłłowskiej, instytucji zajmującej się majątkami i wierzytelnościami nieświeskich Radziwiłłów. Ze studiów zrezygnować musi, ze związków z Uniwersytetem czynić tego nie chce – wykorzystuje więc każdą wolną chwilę i uczęszcza na wykłady jako wolny słuchacz. 
Nawiązuje też liczne przyjaźnie ze studentami. Pomaga mu w tym Mickiewicz, który wprowadza Janka do grona świeżo założonej tajnej studenckiej organizacji. Osiem miesięcy po założeniu Towarzystwa – 2 czerwca 1818 roku. Czeczot zostaje przyjęty do grona filomatów, gdzie szybko awansuje: staje się członkiem korespondentem, następnie członkiem czynnym Wydziału I (filologicznego).
Nawiązana w szkole przyjaźń ciągle trwa, umacnia się, nabiera nowych barw: w 1817 roku Mickiewicz burzliwie przeżywa młodzieńcze zauroczenie tajemniczą Anielą, którą ma zamiar poślubić. Burze uczuciowe opisuje w listach do Czeczota – jedynego wówczas swego powiernika. Czeczot dodaje mu otuchy i milczy jak grób, dlatego m. in. nie znamy dziś nazwiska Anieli. Późniejsze szały romansowe Adama też znajdą życzliwego powiernika i pomocnika w osobie starego druha: Czeczot w 1821 roku stawi się w Kownie, by być sekundantem w planowanym pojedynku Mickiewicza z Józefem Kowalskim – mężem ówczesnej kochanki poety – Karoliny. 
W 1822 roku będzie pomagał Mickiewiczowi w układaniu planów ucieczki do Niemiec z kolejną lubą: Adam wyjedzie za granicę jako pierwszy, za nim ruszy Maryla. Miejscem spotkania romantycznych kochanków mają być Niemcy, a zamieszkawszy tam razem, będą ubiegać się o rozwód niewiernej żony z hrabią Wawrzyńcem Puttkamerem. Do pojedynku ani do ucieczki za granicę nie doszło, jednak wsparcie okazane w trudnej chwili jeszcze bardziej zbliżyło dawnych przyjaciół, nadało zawartej w dzieciństwie przyjaźni nowego, dojrzałego charakteru. 
Mickiewiczowi wielce zależało na tym, by Czeczot zapoznał się z Marylą, ocenił jej niezwykłość. Zaproszony przez Wawrzyńca na zapusty, ma taką możliwość. Oczarowany obydwojgiem małżeństwa, stanie się przyjacielem rodziny. Później to właśnie Puttkamer podpisze prośbę o zwolnienie Czeczota z aresztu w procesie filomatów i filaretów za jego poręką, a Maryla często będzie na jego prośbę układać melodie do kolejnych, przysłanych z zesłania, wierszy. Kompozytorem, który odkryje pieśni Czeczota, stanie się natomiast Stanisław Moniuszko. W swoich Śpiewnikach domowych umieści około 20 jego utworów.
W Towarzystwie Filomatów Czeczot ze swoją szczerością, życzliwością, uczynnością, zdolnością szybkiego pisania trafnych, wpadających w ucho okolicznościowych utworków poetyckich, staje się niezbędnym towarzyszem wszelkich spotkań. On był inicjatorem organizowania uroczystości imieninowych filomatów: Tomaszowe, Adamowe, Jeżowe, Janowe itd. Nawet jeżeli nie był w tym czasie w Wilnie – zostawiał do odczytania zawczasu napisane utwory, które następnie często wchodziły do kanonu popularnych w Wilnie pieśni filomackich. Czeczot był pomysłodawcą turnieju poetyckiego – słynnej "walki miodowej", walki na wiersze o miodzie, która odbyła się 21 XII 1818 roku i po której Czeczot został ogłoszony trzecim po Adamie i Zanie poetą filomatów! 
Słynna też była akcja poetycka, mająca na celu rozweselenie Zosi i Marysi Malewskich – sióstr Franciszka Malewskiego, zmartwionych aresztem i chorobą wiezionego zza granicy na proces do Wilna chorego brata. Zakochany w pięknej Zosi Czeczot, zarządził pisanie poetyckich erotyków na cześć obu sióstr (sam spłodził takowych aż 14!). Jednakże walka na erotyki uwagi Zosi Malewskiej do pięknego duchem, ale nie ciałem Czeczota nie przykuła. Ten natomiast został wierny swemu uczuciu do końca życia – często wzdychał i… pisał dla Zosi. Do pięknej dziewczyny wzdychało zresztą wielu, m. in. – kochliwy Tomasz Zan. 
Podczas procesu filomatów i filaretów wileńskie panie zorganizowały komitet pomocy uwięzionym, w którego skład wchodziły też siostry Malewskie. Obydwaj: Zan i Czeczot byli z tego powodu szczęśliwi. Na wygnaniu uczucie do Zosi wykasuje Tomaszowi inna miłość: do córki generała dywizji – Żeni Żemczużnikowej. Zrzeczenie się uczucia do Zosi na rzecz miłości do Rosjanki (!) było dla Czeczota równoznaczne ze zdradą Ojczyzny – pisał o tym w listach do Tomasza. Wzajemne pretensje rozwarły przepaść między dawnymi przyjaciółmi. Po powrocie do Ojczyzny Zan, który intensywnie odwiedzał dawnych znajomych, z Czeczotem spotkać się nie zechciał albo nie zachował się najdrobniejszy nawet ślad z tego spotkania.
Czeczot, musząc zarabiać na życie, aż do aresztu pracuje w Masie Radziwiłłowskiej. Równolegle podejmuje się ogromnej pracy na rzecz Mickiewicza: organizuje prenumeratę pierwszego tomu jego Poezji (jedna książka kosztuje 10 rubli, planuje się wydanie 500 egzemplarzy). Następnie staje się oficjalnym redaktorem i korektorem drugiego tomiku Poezji. To dzięki niemu mamy Dziady wileńsko-kowieńskie w postaci, jaką dziś znamy. Najgłośniejszą korektę wprowadza w wersie:
Kobieto! boski diable! dziwaczna istoto!
Czeczot idealizuje kobiety, dlatego proponuje, a Mickiewicz zgadza się potulnie, choć w innych, podobnych wypadkach kłóci się do upadłego, na zmianę:
Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Po ukazaniu się książek na Czeczota padają nowe obowiązki: prenumerata i kolportaż – Lwów, Kraków, prywatne osoby. Staje się więc poniekąd nieoficjalnym szefem wydawniczym nowego poety – Adama Mickiewicza.
10 października 1823 roku pada niespodziewany cios – Czeczot jako pierwszy z grona filomatów zostaje aresztowany i osadzony: od razu w klasztorze misjonarzy (dawnym kościele św. Kazimierza), potem w klasztorze franciszkanów, w końcu – u bazylianów. Przezwyciężyć silną depresję w tym czasie pomagała mu Zosia Malewska – zachęcając, by pisał, zaopatrywała w materiały pomocnicze. Z tego okresu pochodzi piosenka, do której, na prośbę Czeczota, Maryla Puttkamerowa skomponowała partię fortepianową. Dla Maryli i Adama stanie się ona symbolem ich nieszczęśliwej miłości:
Da czerez moj dwor,
Da czerez moj dwor,
Lecieła cieciera;
Oj, nie dau mnie Boh,
Nie dau mnie Boh,
Kaho ja chacieła…
Tak powstają trzy tomy poezji więziennej Czeczota – oryginalnej i uporządkowanej, zebranej poezji ludowej: białoruskiej, ukraińskiej, polskiej. Tomiki te zachowały się w formie rękopiśmiennej i zostały odkryte w 1922 roku w spuściźnie po Zofii Malewskiej.
Na kilka dni przed wywiezieniem więźniów władze śledcze pozwoliły oficjalnie na odwiedzenie skazanych. Cele Zana, Czeczota i Suzina stały się miejscem pożegnalnych zebrań filomatów i filaretów. Jedno z takich zebrań upamiętnił Odyniec: "Było nas kilkunastu wieczorem w celi Zana, gdzie też przyszli Suzin i Czeczot. Ten ostatni zanucił przy gitarze świeżo ułożoną przez siebie piosenkę w ludowym dialekcie Rusińskim, której tylko dwa początkowe wiersze pamiętam:
Da liatuć, liatuć, da dzikije husi,
Da nas pawiazuć da dalokoj Rusi".
Zatwierdzony przez cara Aleksandra I  
6/18 września w formie dekretu wyrok, został przedstawiony na nadzwyczajnym posiedzeniu rady uniwersyteckiej do wykonania: "Tomasz Zan – rok twierdzy, Jan Czeczot i Adam Suzin – po pół roku, a po odbyciu kary wszyscy trzej – bezterminowy pobyt w guberniach wielkoruskich (…)".
10/22 października 1824 roku Zan, Czeczot i Suzin opuścili mury więzienia i pod eskortą kwartalnego, kapitana Krukowskiego i dwóch żandarmów wyruszyli kibitką do Orenburga, gdzie stanęli po sześciu tygodniach podróży – około 20 listopada. Tu ich rozdzielono: Zan został w twierdzy w Orenburgu, Suzina wywieziono do Orska, Czeczota – do Kizyla – 450 wiorst od Orenburga.
W twierdzy Jan odsiedział równo 6 miesięcy: od 15 XI 1824 do 15 maja 1825. Warunki więzienne nadszarpnęły i tak jego wątłe zdrowie. Po odbyciu kary uzyskał pozwolenie na wyjazd do miasta gubernialnego Ufy, gdzie mógł pracować jako guwerner. W liście do Pietraszkiewicza tak donosił: "Finanse są kiepskie. (…) Sam czyszczę buty i odzienie, sam i stancję zamiotę, (…). Frak ten sam (…), buty też jeszcze nie zupełnie dziurawe…".
Później stołuje się u miejscowej "kupczychy". Rozpaczliwie tęskni. Wprowadza zwyczaj: zaprasza listownie na konkretny dzień któregoś z kolegi – filomatów. Ten, oczywiście, przyjechać nie może, ale Jan przygotowuje dla nich drugie nakrycie i tak "na niby" spożywa "we dwójkę" koleżeński obiad. Korespondencja z przyjaciółmi (ponad 10 korespondentów) staje się ratunkiem przed samotnością, bo przyjaźni z Rosjanami nadal uparcie nawiązywać nie chce! Za takie postępowanie łaje w listach na czym świat stoi i Zana, i Mickiewicza.
13 V 1830 Czeczot został wyjęty spod nadzoru policji i otrzymał zezwolenie na osiedlenie się w centralnych guberniach Imperium. Na żądanie władz gubernialnych złożył oświadczenie, że chce mieszkać w Moskwie lub Petersburgu i ubiegać się o przyjęcie do służby państwowej w dziale bankowości.
Ufę opuszcza na przełomie 1830/1831. Jedzie przez Orenburg, gdzie chce pożegnać się z Zanem i Suzinem. Do Moskwy przybył 3 II 1831 roku. W ciągu czterech miesięcy próbuje bezskutecznie znaleźć pracę. Nie udaje mu się, bo jest Polakiem, a Polacy, z powodu wznieconego Powstania Listopadowego, trafili ponownie w szczególną niełaskę władz carskich.
Czeczot rusza do Tweru, potem do Torżka, skąd w liście do Michała Wereszczaki wysyła dla Maryli zbiorek swych pieśni "Zosine piosnki". Taki sam zbiorek otrzymała też Zofia Malewska.
Od 1833 roku ma nareszcie stałą posadę kolegialnego rejestratora, następnie – sekretarza w zarządzie inżynieryjnym Kanału Berezyńskiego w Leplu – na terenie dawnej Rzeczypospolitej (dziś – Białoruś). Tu w szkole powiatowej nauczyciele – Polacy. Czeczot duszą odpoczywa. Staje się serdecznie lubiany, krąży o nim wiele miejscowych ciepłych anegdot. Jankowski wspomina: "Opowiadają o nim, że gdy raz na wsi, u państwa Kuścińskich, podczas dożynek ucztujący włościanie, podochociwszy się zacnie, snem zmorzeni legli na murawie, Czeczot poduszki kładał pod głowy nieprzytomnych w obawie, aby nadmiar trunku im nie zaszkodził".
W Leplu realizuje swe młodzieńcze pasje, podejmuje się intensywnych prac zbierackich: szuka, zapisuje piosenki ludowe. Wydrukuje je w Wilnie w drukarni Józefa Zawadzkiego w serii Piosnki wieśniacze. Pierwsze tomy ukażą się w latach 1837, 1839, 1840. Kolejne w latach 1844, 1845, 1846. W sumie zawarł w tych tomikach 957 białoruskich, polskich, ukraińskich piosenek ludowych! W 1846 roku wydał też zbiór wierszy własnych Pieśni ziemianina. 
Zachwycał się językiem białoruskim, który nazywał mową "sławiano-krewicką". Pisze o tym, że językoznawcy muszą wydać gramatykę i słownik tego nieopracowanego języka, by ochronić go przed zapomnieniem. Po II wojnie światowej, w rękopisach Jana Czeczota odkryto jego Śpiewki o dawnych Litwinach do r. 1434 – zbiór 55 wierszowanych pieśni, tematycznie obejmujących dzieje Litwy od XII wieku do śmierci Władysława Jagiełły. Dzięki Czeczotowi stała się szerzej znana legenda o tym, że Jagiełło zmarł słuchając słowiczych treli.
W 1841 roku wszyscy trzej zesłańcy – Jan Czeczot, Tomasz Zan i Adam Suzin – uzyskali pozwolenie na powrót do kraju.
Po powrocie, w ciągu trzech lat, Jan jest bibliotekarzem w Szczorsach u Adama Chreptowicza – porządkuje rękopisy. W grudniu 1844 roku, po śmierci hrabiego znajduje kąt w majątku Bartniki u dawnych przyjaciół Śliźniów. W końcu 1845 roku rusza do Dolmatowszczyzny Wierzbowskich, następnie osiada w Wolnej Rafała Śliźnia. Zestarzały, schorowany, zgorzkniały Czeczot staje się brzemieniem w domu dawnych przyjaciół. "Gdy więc słodszym być nie możesz, ruszajże w suchy las" – pisze Mieczysław Ślizień. 
Czeczot nie chce być jałmużnikiem. A ponieważ stan zdrowia ciągle mu się pogarsza (przeżywa stany utraty przytomności), lekarze zalecają mu wyjazd na wody do Druskienik. Udał się tam wiosną 1847 roku, gdzie w sierpniu (11/23) zmarł.
Obecny przy łożu chorego Józef Ignacy Kraszewski uczcił zgon poety wierszem: "Na śmierć Jana Czeczota", a w rok później w broszurce daje opis zgonu poety: "Ubogi jak J. I. Rousseau i dumny ze swego ubóstwa jak on, Czeczot […]. Na tapczanie spoczywał w granatowym surducie, w którym chodził zwykle, na rękach wychudłych leżał zużyty obrazek. U nóg we łzach klęczała siostra; z boku dwóch starców spędzało zieloną gałęzią muchy z twarzy żółtej nieboszczyka, w którego głowach stał czarny krucyfiks i dwie świece żółte płonęły".
Druskieniki w tym czasie nie miały własnej parafii, dlatego poetę pochowano na cmentarzu parafialnym sąsiedniej wsi Rotnica. Propagator poezji ludowej spoczął więc wśród chłopskich mogił.
Adam 2 września 1855 roku pisze w liście do Zana: "Właśnie około tego czasu, kiedy przestał żyć, często bardzo śniło mi się o nim, zawsze w jeden sposób; zawsze zdawało mi się, że przybył on do miasteczka (tj. do Paryża), gdzie teraz osiadłem, i że mnie szuka (…). Sen ten powtórzył się kilkanaście razy, aż doszła wiadomość o jego zgonie i on mi ostatni raz pokazał się, jak gdyby zapraszając mię do siebie". Trzy miesiące po cytowanym liście jego nadawca zmarł w Konstantynopolu.

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Wilno po polsku

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie

Wiadomości (wp.pl)

Pierwszy śnieg w Warszawie. Szczere reakcje mieszkańców

- Czekałem na to z utęsknieniem. - Ze śniegu się cieszę, bo u nas jest rzadko śnieg, a jak zobaczyłam, to się ucieszyłam. - Ładnie odśnieżyli, aż miło przejść - komentowali mieszkańcy Warszawy, gdy nad ranem zobaczyli ulice pokryte śniegiem. Obfite opady śniegu nad ranem w piątek w niektórych częściach kraju przyniosły ze sobą zimową aurę. Nocą w czwartek mocno sypało w Warszawie, dlatego nad ranem w piątek reporter WP Jakub Bujnik wybrał się do centrum stolicy, by porozmawiać z mieszkańcami. Większość naszych rozmówców cieszyła się ze śnieżnego poranka i chwaliła za odśnieżone chodniki, jednak nie mogą powiedzieć tego kierowcy, którzy tkwili tego dnia w korkach. - Trzeba odśnieżyć samochód, ale dobrze jest. - Wnuczek wyjdzie na sanki, na śnieżki, no coś pięknego. - Dobrze się chodzi, jest ładnie odśnieżone, czyściutko jest. - Zima powinna być zimą - przyznali warszawiacy. Z racji na dodatnią temperaturę śnieg z ulic Warszawy szybko znika, ale niewykluczone, że jeszcze wróci. Obejrzyj cały materiał ze stolicy, by dowiedzieć się więcej.

"Jedyna gwarancja". Kim zapowiada zbrojenie się

Kim Dzong Un stwierdził, że dotychczasowe negocjacje z USA potwierdziły "niezmienną" wrogość Waszyngtonu wobec Pjongjangu. Przekonywał, że rozwój nuklearny to jedyny sposób na przeciwdziałanie zagrożeniom zewnętrznym.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Jest wyrok sądu

Sąd wydał wyrok w sprawie zabójstwa Jaroszewiczów, do którego doszło w 1992 roku. Główny oskarżony - Robert S. , oraz dwaj oskarżeni o współudział - Dariusz S. oraz Marcin B. zostali uniewinnieni.