W hołdzie Chrystusowej golgocie

drukuj
Rusłan Wilkiel, ks. proboszcz parafii pw. Odnalezienia Krzyża Świętego w Kalwarii Wileńskiej, 15.07.2019
U stóp ostatnich stacji i kościoła kalwaryjskiego

Na jubileusz 350-lecia Kalwarii Wileńskiej

Funkcję księdza proboszcza przypisanej Kalwarii Wileńskiej parafii pw. Odnalezienia Krzyża Świętego pełnię od pięciu lat. Pierwsze spotkanie z tą miejscowością odbyło się natomiast przed prawie 20 laty, kiedy to wstąpiłem do Wileńskiego Seminarium Duchownego i właśnie nasz kurs jako pierwszy rozpoczął studia i formację wraz z innymi starszymi klerykami już w nowo wybudowanym seminarium w dzielnicy Jerozolimka. Stało się więc tak, że sześć lat wypadło spędzić w sąsiedztwie kościoła kalwaryjskiego. Nieco bliżej z tą parafią i jej wiernymi zapoznałem się podczas którejś z praktyk pastoracyjnych, kiedy to przez kilka tygodni latem mieszkałem na plebanii parafialnej.
Po ukończeniu seminarium, podobnie jak każdemu chyba alumnowi, chciało się odjechać od tego miejsca możliwie najdalej. A tymczasem po roku diakonatu w Landwarowie wróciłem znowu do Jerozolimki jako wikary w Kalwarii Wileńskiej. Po czterech latach tutejszej posługi przełożeni skierowali mnie do Kolonii Wileńskiej. Wówczas byłem już pewien, że na ulicę Kalwaryjską nie wrócę. Po pięciu latach ponownie jednak tu jestem, jakby na potwierdzenie niepisanej zasady: "nigdy nie mów nigdy". Sam sobie tłumaczę to tym, że chyba któregoś z wykładów jako kleryk w Jerozolimce nie dosłuchałem, że czegoś z Kalwarii nie zrozumiałem, że którąś z dróżek w Parku Werkowskim jeszcze nie dość wydeptałem, że jakiejś prawdy o Krzyżu Pańskim nie odnalazłem. 
Doświadczenie posługi kapłańskiej w miejscu szczególnym z racji na tutejszą Drogę Krzyżową, ogólnie rzecz biorąc, jest budujące. Owszem, parafia jest "różna" i wymagająca w dobrym tego słowa znaczeniu, gdyż duża, wielojęzyczna, z własną historią, która zawsze zobowiązuje, z dynamiczną rzeczywistością, nakazującą intensywny rytm, no i – rzecz jasna – z pewnym planem i oczekiwaniami na przyszłość, którym sprostać nie jest łatwo. Innymi słowy, stanowi dobrą szkołę dla każdego duszpasterza: dla alumna, wikariusza, proboszcza. Bo przecież ubogaca oraz hartuje do posługi w innych mniejszych czy większych placówkach naszej diecezji. 
Z księżmi nieraz żartujemy, że parafia Kalwarii Wileńskiej mogłaby utworzyć osobną diecezję, bo należy do niej liczebnie około stu tysięcy mieszkańców. Zresztą, jest też ona centrum dekanatu kalwaryjskiego, mającego w gestii najbliższe parafie: Rzeszę, Podbrzezie, Jęczmieniszki, Korwie, Mejszagołę, Olany, Dukszty, Suderwę, Szyłany. Jak już nadmieniłem, na terenie parafii w pobliżu kościoła mieści się Wileńskie Seminarium Duchowne im. św Józefa, katolickie przedszkole, w sąsiedztwie z kościołem mieszka kardynał Audrys Juozas Bačkis; na terenie mamy Uniwersytet Romera i kilkanaście szkół ogólnokształcących, są szpitale w Santoryszkach wraz z kaplicami, kilka domów opieki seniorów, dokąd też, przynajmniej dorywczo, księża zdążają z posługą; w parafii mamy trzy klasztory sióstr zakonnych, które w miarę możliwości modlitwą tudzież posługą towarzyszą parafii. W Trynopolu jest dom rekolekcyjny, wypełniony w ciągu całego roku wiernymi, szukającymi głębszych przeżyć ze spotkania z Bogiem.
Wewnątrz wspólnoty mamy natomiast ponad dwadzieścia różnych grup modlitewnych (jak np. kółka różańcowe, miłośnicy dróżek kalwaryjskich, kółko modlitewne matek, grupy Kościoła domowego, czy też grupy rodzin ze wspólnoty litewskiej "Gyvybės duona"; grupa ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli itd.), a oprócz tego działają chórki dziecięce, młodzieżowe; odbywają się spotkania dla osób uzależnionych, szczytną misję pełni Caritas parafialny, który troszczy się i udziela pomocy ponad tysiącowi osób.
Coraz bardziej się przekonuję, a też przekonuję innych współbraci księży, jak też parafian o wyjątkowości tej parafii z racji dróżek kalwaryjskich. Wedle papieża Franciszka, "pasterz musi pachnąć owieczkami". Osobiście natomiast twierdzę, że księża oraz parafianie z Kalwarii "muszą pachnąć dróżkami kalwaryjskimi". Parafia ta bowiem, mimo różnych czasów, tendencji, mody, wiary albo niewiary społeczeństwa, mimo różnej polityki i nastawień, albo zasłynie w dobrym sensie tego słowa z pobożności oraz kultu Drogi Krzyżowej, Męki Pańskiej, relikwii Krzyża Świętego, albo nie zasłynie wcale.
Cokolwiek by powiedzieć, a Kalwaria Wileńska dla jakże wielu kojarzy się przede wszystkim z kompleksem architektonicznym kultury sakralnej, ściągającym rzesze pątników, pragnących rozpamiętywać śmierć Zbawiciela, wyprosić potrzebne łaski albo poczynić szczerą skruchę za występki. Że zaistniała akurat tu, zasługa biskupa Jerzego Białłozora, który przedtem niż przystąpić do budowy kapliczek, znakujących Drogę Męki Pańskiej, pofatygował się we własnej osobie udać się do Jerozolimy. By najwierniej skopiować tamtejszą oryginalną Drogę Krzyżową i przenieść ją na nasze tereny. 
Warto przypomnieć, że po śmierci Białłozora jego dzieło dokończyli zakonnicy dominikańscy, którzy dzięki prowadzonym z rozmachem pracom w ciągu siedmiu lat wznieśli kościółek oraz 35 stacji Drogi Krzyżowej. Uroczyste otwarcie Kalwarii Wileńskiej odbyło się 9 czerwca 1669 roku, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Nietrudno więc obliczyć, że od tego zaiste historycznego wydarzenia ponad miesiąc temu minęło 350 lat.
Pierwsze kaplice i kościół były drewniane. W 1675 roku, gdy kościół spłonął, dominikanie z Polski odbudowali kościół i klasztor już murowane, a wraz z nimi też dwie zamknięte kaplice – Grobu Pańskiego z dużą figurą Pana Jezusa i Matki Bożej Bolesnej z małym ołtarzykiem. Gdy po wieloletnim sporze zwrócono kompleks dominikanom wileńskim, ci w ciągu 20 lat pobudowali przy dróżkach dwadzieścia kaplic murowanych. Oni też byli autorami pomysłów architektonicznych. Istnieją przypuszczenia, że wnętrze kaplic pierwotnie malował ojciec dominikanin Krzysztof Pałubiński. Dziś, co prawda, w odbudowanych kaplicach mamy już malowidła różnych autorów.
Większość kaplic ma formę prostokątną, kilka np. "Na Górze Oliwnej" – formę podkowy. Jedna z nich – na mostku rzeczki Cedron – została drewniana, a swoją konstrukcją przypomina nasze przydrożne kapliczki.
Zupełnie inny wygląd ma kaplica, która mieści aż trzy stacje (IX, X, XI). Jest ona jakby nieco wkopana w ziemię, przez co upodabnia się do lochów w Jerozolimie, gdzie był więziony Chrystus. Duże wrażenie sprawia stojąca tam figura Chrystusa Zbolałego.
Kalwaria Wileńska ma też siedem bram drewnianych oraz jedną murowaną. Pomagają one lepiej poznać strukturę Świętego Miasta, są zarazem symbolem wewnętrznej przemiany i oczyszczenia.
Moim ulubionym miejscem jest jednoznacznie 32 kaplica z całego kompleksu Kalwarii Wileńskiej – czyli sam kościół kalwaryjski. Wypada z nim kojarzyć poczucie czasu, bo chodzi mi o liturgie niedzielne albo te dni czy godziny, kiedy świątynia jako budynek wypełniona jest ludem Bożym, kiedy wszystko aż wrze od szczerej modlitwy parafian na różańcu czy przy śpiewaniu Godzinek lub Gorzkich Żalów, kiedy do konfesjonałów są długie kolejki, kiedy dzieci gromadzą się tak licznie, że z braku miejsca podczas kazania muszą usiąść na stopniach w prezbiterium, a więc przy samym ołtarzu. 
Jedni po liturgii wychodzą, a już niebawem zaczyna się modlitwa w języku litewskim i znowu dom Boży wypełnia się i wrze; później znowu następna liturgia Mszy św., a potem jeszcze trzy z kolei. Wieczorem natomiast można wejść już do pustego kościoła, gdzie tabernakulum, relikwia Krzyża Świętego, woń kadzidła po wszystkich nabożeństwach... Księża zmęczeni, cały dzień przecież razem rozgrzeszaliśmy, nauczaliśmy, błogosławiliśmy na cały kolejny tydzień… Jakże przyjemne to wszak zmęczenie, jakże głębokim sensem naznaczone.
Mimo niezmiennej misji modlitewnej Kalwaria Wileńska w swych początkach czy nawet jeszcze sto lat temu prezentowała się zdecydowanie inaczej niż ta dzisiejsza, gdyż znajdowała się wtedy poza Wilnem, będąc wyłącznie obiektem podążania tu mniej lub bardziej licznych pątniczych wypraw. Dziś natomiast dzielnica Jerozolimki jest już na dobre częścią stolicy, stąd w Parku Werkowskim coraz częściej można spotkać nie tylko rozmodlonego pielgrzyma, ale też bawiące się dzieci z najbliższych przedszkoli (ten widok nieraz najbardziej bawi), goniącego rowerzystę bądź też zwiedzającego turystę. Ciągle jednak staramy się, współpracując z dyrekcją rzeczonego parku, żeby w miejscu tym w hołdzie sacrum zachowano przestrzeń ciszy į modlitwy. 
Nie muszę mówić, że mnie – jako duszpasterza – cieszy przede wszystkim widok modlących się pielgrzymów, widok matki lub ojca spacerujących z dzieckiem, widok starszego pana czy pani, którzy klękają przy każdej stacji z zapalonym lampionem bądź świecą w ręku (bo tak ich niegdyś rodzice nauczyli), widok kleryka z pobliskiego seminarium z różańcem w ręku, spieszącej do miejsca posługi siostry zakonnej czy spacerującego kardynała. Nieraz gotów jestem schylić czoła przed którąś z dobrodziejek naszej parafii, krzątającą się przy kapliczce, sadzącą kwiatki, grabiącą liście…
Wzrusza widok kogoś, stojącego przy kaplicy spotkania Jezusa z Matką czy też przy kaplicy Szymona z Cyreny. Droga Krzyżowa jest symbolem naszej drogi życia, więc człowiek przychodzi tu i szuka siebie czy też swoich bliskich na tej drodze, szuka powodu własnych życiowych upadków, przychodzi, by podjąć trud pokuty za ciężki grzech i krzywdę, jakiej dopuścił się, ale też znaleźć motywację do powstania i pójścia w stronę spotkania z Matką czy w stronę niesienia pomocy innym. Przychodzi więc szukać Boga, a to znaczy jakiejś prawdy. Tym samym staje się świadkiem wiary dla tych, którzy jeszcze nie odkryli tego miejsca jako wyjątkowego. Czasem łapię się na myśli, że gdyby nie to miejsce oraz nie te pokolenia, odbywające tu kontemplację w ciągu 350 lat, jakże inaczej wyglądałaby ta dzielnica Wilna i całe nasze miasto Miłosierdzia.
Kiedy rozpocząłem posługę w Kalwarii, pewnego wieczoru wróciłem około północy na plebanię, gdzie usłyszałem, jak ktoś krząta się przy Kaplicy Grobu Pańskiego. Wiedząc, że nieraz przytrafia się wandal, niszczący nasze kapliczki różnymi rysunkami i napisami na nich, poszedłem więc w kierunku tych krzątających się ludzi z zamiarem udzielenia reprymendy, a nawet zawezwania policji. 
W miarę zbliżania się do tej kilkuosobowej grupy ze świeczkami w rękach coraz wyraźniej dolatywały do moich uszu wersety modlitwy, a z głosów rozpoznałem niektórych naszych stałych parafian. Ciekaw tak późnej pory oddawania czci Bogu, zagadnąłem o to. Okazało się, że jest to grupka osób, które z powodu zatrudnienia nie zawsze mogą obejść Kalwarię, dlatego w pierwsze piątki miesiąca po powrocie z pracy wyruszają na kilkugodzinną modlitwę, przez co zwieńczenie nabożeństwa mają już po północy.
Dotychczas wraz ze wspólnotą parafialną obchodziliśmy dróżki kalwaryjskie kilka razy do roku: na wstępie sezonu odpustów (zwykle w pierwszą sobotę maja), w dni głównych odpustów parafialnych (czyli w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego oraz w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego w środku września). Nieraz idziemy razem, modląc się w języku polskim i litewskim, nieraz osobno. 
Wraz z początkiem obecnego roku jubileuszowego postanowiliśmy natomiast obchodzić Kalwarię w każdą pierwszą sobotę miesiąca, rozpoczynając ją o godzinie 9 od Kaplicy Matki Bożej Bolesnej, a kończąc Mszą Świętą w kościele o 13.30. Taki rozkład bez wątpienia służy ułatwieniem pielgrzymom z innych parafii Wilna lub Wileńszczyzny, którzy nie zawsze mają swego modlitewnego przewodnika. Cieszy, że nawet zimą, kiedy mieliśmy kilka stopni mrozu i sporo śniegu, zawsze było około 50-70 pątników. W taki sposób pragniemy ponadto wyszkolić przewodników w gronie osób świeckich, komu bycie takowym stałoby się sprawą honoru, a może też rodzinną tradycją.
Zwykle większe grupy, zwłaszcza spoza kraju, informują nas zawczasu o chęci obejścia Drogi Krzyżowej wraz z odprawieniem Mszy Świętej na początku nabożeństwa w kaplicy Matki Bożej Bolesnej czy też na zakończenie w kościele. Korzystając z okazji, serdecznie wszystkich zapraszam do wspólnej modlitwy w pierwsze soboty każdego miesiąca. Mam nadzieję, że tradycję tę zechcą przejąć kapłani, posługujący tu w przyszłości. 
Adam Honory Kirkor w wydanym w roku 1880 przewodniku po Wilnie i okolicach tak oto opisuje ówczesne pielgrzymowanie dróżkami kalwaryjskimi:
Co rok, podczas uroczystości Zesłania Ducha Św., tłumy wiejskiego, obojej płci, ludu, w liczbie kilkadziesiąt tysięcy, z różnych stron kraju, do kalwarii (wileńskiej) na odpust przybywają… Rozmaitość barw jaskrawych ubiorów kobiecych, starcy pomieszani z młodzieżą i dziećmi idą z wolna śpiewając pieśni lub głośne odmawiając pacierze. Nieraz jedna gromada spotyka się i rozmija z drugą, nieraz w piętrowej kaplicy głos przewodnika, odczytującego modlitwę właściwą stacji, miesza się z głosem innego czytającego tamże na dole, jakby w podziemiu, i w tymże czasie kiedy jedna gromada schodzi na dół, inna wstępuje po drugich schodach na górę...
Tak było w roku 1880, czyli mniej więcej w połowie dotychczasowych dziejów Kalwarii Wileńskiej. Dzisiaj, podczas tychże uroczystości Zielonych Świątek jest zresztą podobnie. W główne dni obchodów pomiędzy poszczególnymi stacjami Drogi Krzyżowej spotykamy grupy modlących się w liczbie od kilkudziesięciu poprzez kilkaset do ponad tysiąca osób. Raz są to księża, siostry i bracia zakonni, klerycy. Innym razem natomiast – dzieci przed albo po Pierwszej Komunii św., młodzież ze szkół bądź ze wspólnot modlitewnych; w przededniu Zesłania Ducha Świętego jest dzień wspólnot polskich, a w samą uroczystość pielgrzymi modlą się w języku litewskim. 
Przybywają tu nie tylko katolicy z Wilna, Wileńszczyzny oraz Litwy, ale też z Polski, czasem z Białorusi, z Łotwy. Każdy z osobna, jak już wspomniałem, ma swoją intencję błagalną lub dziękczynną; jest też może ktoś, kto w taki sposób spełnia zadaną przez spowiednika pokutę czy też ofiaruje to nabożeństwo za zmarłych.
Ale na tej drodze, wzywając wstawiennictwo Kościoła tryumfującego (czyli Wszystkich Świętych), my jako Kościół pielgrzymujący łączymy się z Kościołem cierpiącym w czyśćcu, by w taki sposób uczestniczyć w liturgii, podczas której łączymy niebo z ziemią, a jednając się i rozpoznając się między sobą jako bracia lub siostry, jednoczymy się z Chrystusem cierpiącym. Chyba w taki właśnie sposób pogrążamy się w ten mistycyzm. 
Zresztą, owa wspólna modlitwa zawsze służy uświadomieniu, że nie jestem sam. Kto z nas był np. na Mszy z papieżem na placu św. Piotra w Rzymie, biorąc udział jako jeden z wielotysięcznego tłumu, aczkolwiek wyznając tę samą tajemnicę Wiary, czuł przecież w duszy wielkie wzruszenie i radość z przynależności do Kościoła powszechnego. Jestem pewien, że podobne przeżycia Wiary i naszej religijności mamy np. podczas udziału w odpustach ostrobramskich bądź też na dróżkach w Kalwarii Wileńskiej.
Pielgrzymowanie, czyli pokonanie drogi wraz z innymi do wybranego miejsca, pogłębia istotę sacrum. W drugą niedzielę tegorocznego Wielkiego Postu odprawiałem Mszę św. na zakończenie pielgrzymki mężczyzn z Rudziszek do Trok, którzy "zahaczyli" też o naszą Kalwarię. Budującym doświadczeniem jest widzieć w kościele ponad osiemdziesięciu samych mężczyzn, którzy biorą czynny udział w liturgii, śpiewając pieśni, rozważając nad Pismem Świętym, przystępując do Komunii Świętej. Przepoceni, zmęczeni, niektórzy kulejący z powodu startych stóp, stęsknieni za żonami i dziećmi, ale po męsku rozmodleni i z… braterskim uśmiechem na twarzy. Na zakończenie Mszy św. zaprosiłem ich do zastanowienia się nad możliwością odbycia osobnej Drogi Krzyżowej dla mężczyzn. Wiem skądinąd, że w Polsce takie nabożeństwa Drogi Krzyżowej są coraz popularniejsze. Ciekaw byłem, co z tej propozycji zrodzi się u mężczyzn naszej parafii.
No, i zrodziło się, bo na początku maja mieliśmy około 70-osobową grupę samych mężczyzn, którzy po raz pierwszy wzięli udział w Drodze Krzyżowej. Wyruszyliśmy o godzinie 20, podczas nabożeństwa była modlitwa, na dłuższych odcinkach między stacjami – katechezy i możliwość spowiedzi, a na zakończenie – uwielbienie i północna Msza Święta w kościele. Z tego, co wiem, uczestnicy byli pod wrażeniem i pozytywnie zbudowani takim doświadczeniem. Mam więc nadzieję, że zaistnieje nowa tradycja "Drogi Krzyżowej dla mężczyzn". Dziękuję w tym miejscu organizatorom oraz przybyłym księżom z innych parafii.
Zważywszy wagę rozpamiętywania Męki Pańskiej podczas modlitewnego pielgrzymowania od stacji do stacji, niektóre Kalwarie, jak chociażby Zebrzydowska w Polsce, zostały wciągnięte na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Kalwarii Wileńskiej jak dotąd podobny zaszczyt, niestety, nie spotkał. Co gorsza, nie jest ona, moim zdaniem, należycie doceniona nawet przez władze lokalne naszego kraju. Nieraz wręcz odwrotnie, rozlegają się głosy o stworzeniu w Parku Werkowskim strefy rekreacyjnej albo też sportowej z możliwością urządzenia na terenie dróżek takich chociażby wyścigów rowerowych lub innych imprez, nie mających nic wspólnego z sacrum tego terenu od wieków. 
Jako wspólnota parafialna cieszymy się, że przynajmniej dyrekcja Parku Wer­kowskiego rozumie unikatową istotę tego miejsca i pomaga nam w jego doglądaniu. Obecnie właśnie tak podzieliliśmy się obowiązkami, iż dyrekcja odpowiada za doglądanie i w razie potrzeby remont samych ścieżek, znaków informacyjnych czy też dbania o porządek między kapliczkami, a same kapliczki, ich remont wraz z dookolnym porządkiem – to sprawa parafii. Każdego roku mamy więc część zbieranych ofiar z tacy niedzielnej przeznaczyć na remont poszczególnych kaplic, zwłaszcza, jeśli tu i tam dokonano aktu wandalizmu. 
Jestem niezmiernie wdzięczny parafianom oraz pielgrzymom za docelowe wsparcie finansowe. Przy poprzednich proboszczach, jak też w ciągu ostatnich pięciu lat zostały odnowione wszystkie stacje na terenie samego parku, natomiast remontu potrzebują jeszcze te położone najbliżej kościoła (chociażby wnętrze  kaplicy Grobu Pańskiego), jak też sam dom Boży. Szkoda, że dotychczas rząd naszego państwa nie zrealizował projektu zwanego "Szlakiem pielgrzymim Jana Pawła II", zakładającego odnowienie wnętrza świątyni kalwaryjskiej, wymianę asfaltu na dojazdach do kościoła, zainstalowanie oświetlenia. 
Bardzo jestem wdzięczny w tym miejscu posługującym paniom w naszym parafialnym Caritasie. Przy każdej stacji, z uprzednim podziałem obowiązków, coraz to inna posprząta, zgrabi liście, posadzi kwiatek. Ważne jest w tym przypadku, że są to osoby wierzące, czyli pracę tę wykonują z modlitwą. Oprócz tego czasem z pomocą przybywa młodzież np. z gimnazjum w Awiżeniach albo z innej szkoły, czasem wraz z parafianami organizujemy tłokę przy sprzątaniu. Inni przyczyniają się natomiast swoją ofiarą pieniężną.
Jak dotychczas o wszystko, o czym powyżej, troszczy się sama parafia. Robimy, ile się da, do czego dopinguje jubileuszowy rok bieżący. Uporaliśmy się z remontem schodów od strony cmentarza, poszerzeniem wejścia i schodów od strony zakrystii, zewnętrznym odnowieniem niektórych najbliższych kościoła kapliczek, przymierzamy się do instalacji oświetlenia naszego domu Bożego od zewnątrz, by stał się widoczny mieszkańcom i gościom Wilna również o ciemnej porze doby.
Wracając pamięcią do 350-letnich dziejów tego unikatowego miejsca, przypomnę, że niegdyś na treść obchodzenia Kalwarii Wileńskiej składała się nie tylko Droga Krzyżowa w Parku Werkowskim i Msza Święta po tym nabożeństwie. 
Pierwszym punktem przybywających do Wilna na Kalwarię była wtedy modlitwa przed Obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej (Litania Loretańska). Potem pielgrzymi szli do Świętych Schodów przy kościele bernardyńskim (modląc się litanią do św. Józefa). Stamtąd szlak wiódł w stronę Zielonego Mostu (modląc się litanią do Ducha Świętego). Przy kościele św. Rafała stała figura Zbawiciela niosącego Krzyż (zburzona w roku 1963), przy której klękano na pacierz, a po czym wyruszano w stronę Bołtupia i początku Kalwarii w Werkach ze śpiewem Godzinek ku czci Najświętszej Maryi Panny. Dopiero przy kaplicy Matki Bożej Bolesnej rozpoczynało się nabożeństwo dróżek kalwaryjskich.
Ta cała tradycja drogi od Ostrej Bramy do Kalwarii Wileńskiej zanikła po drugiej wojnie światowej i dzisiaj ogranicza się tylko głównymi stacjami w Parku Werkowskim.
Warto też zaznaczyć, że ważna zawsze jest intencja, z jaką przybywają wierni. Bo jeśli przykładowo modlimy się za żywych, do pacierza tradycyjnie dodajemy "Chwała Ojcu…", jeśli natomiast za zmarłych, wtedy zamiast uwielbienia Trójcy konieczny jest błagalny "Wieczny odpoczynek…".
Niegdyś pielgrzymi, wybierając się do Kalwarii, zwykle brali ze sobą kwiaty i świece, które potem ustawiali w poszczególnych kaplicach. Zwyczaj ten wiedzie rodowód od pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy to rzymscy pątnicy nocami ze świecami pielgrzymowali do miejsc, kędy chadzał Chrystus, a powielany jest też dzisiaj.
Tradycja obchodzenia Kalwarii Wileńskiej nakazywała, by na Górze Oliwnej po spełnieniu odpowiednich modlitw, uklęknąć i ucałować ziemię. Nieraz zauważamy, że ów prywatny raczej już obrzęd niektórzy pielgrzymi wciąż praktykują.
Następna tradycja, która zachowała się do naszych czasów, polega na tym, że nierzadko pątnicy przy rzeczce Cedron zdejmują buty (kiedyś zresztą wielu z nich cały szlak kalwaryjski przemierzało boso) i wchodzą do wody, by obmyć chore miejsca na ciele.
W dobrym zwyczaju było ponadto wchodzenie na kolanach na górę zwaną Górą Ubogich. Niegdyś w miejscu tym pieśniom religijnym przysłuchiwali się biedni, chorzy, kalecy i ubodzy. Dzisiaj raczej już się tam nie gromadzą, choć zwyczaj wchodzenia kolanami został.
Na Drodze Krzyżowej w Werkach mamy siedem bram drewnianych, symbolizujących bramy Jerozolimy. Pątnicy starali się zwykle przemieszczać środkową nawą tych bram, unikając bocznych, zwłaszcza prawej, gdyż rzekomo tędy szedł łotr.
Osobliwość Kalwarii Wileńskiej bez wątpienia stanowi rosnąca przy stacji "W Ciemnicy" niezwykła, gdyż w kształcie krzyża sosna. Niektórzy pielgrzymi podchodzą do niej, dotykają, całują. Kiedyś widzieliśmy, jak takoż postąpił nawet sam kardynał Audrys Juozas Bačkis. Przed wielu laty na sośnie tej umieszczono drewnianą figurę Chrystusa Ukrzyżowanego.
Do tradycji, które nie przetrwały, należy też ta praktykowana przy stacji "Jezus spotyka swoją Matkę". Polegała ona na tym, że mężczyźni śpiewali tu pieśń "Stoi Matka Boleściwa", a kobiety rozplatały warkocze i zawodziły (w nawiązaniu do Ewangelii św. Łukasza o znanej w mieście jawnogrzesznicy, która całuje nogi Jezusa, obmywa łzami i ociera włosami).
Skoro o płci pięknej mowa, warto nadmienić, iż niegdyś dziewczęta i niewiasty miały szczególny sentyment do stacji "Weronika ociera twarz Jezusowi", kierując modły ku obliczu Chrystusa.
Pielgrzymki naszych rodaków mają w zwyczaju zatrzymywanie się na "Anioł Pański" przy grobach żołnierzy Armii Krajowej, poległych w bitwie pod Krawczunami 13 lipca 1944 roku, jacy tu znaleźli wieczny spoczynek.
Przed wejściem do Kaplicy Grobu Pańskiego – zwyczajowo całowano figurę Chrystusa lub posadzkę kaplicy.
Uogólniając trzeba dodać, że niektóre wymienione rzeczy same w sobie nie są i nie muszą być adresatami kultu (np. woda w rzeczce, sosna, góra). Gdyby tak było, nadal praktykowalibyśmy pogaństwo. Stają się natomiast przedmiotami kultu, bo jest to woda rzeczki Cedron, bo na tej sośnie wisi Męka Pańska, bo na wzgórzu stoi poświęcona brama. W ogóle, przypomnę, chodzi tu o poświęconą przez biskupów ziemię w obrzędach, jakim hołduje Kościół, omodlonych przez wiernych, a wspartych mnogością wyrzeczeń.
Na dróżkach kalwaryjskich niczym w zwierciadle przegląda się głęboko zakorzeniony a wyniesiony z domów kult Męki Pańskiej. Dzieje Wilna tak się układały, że jego mieszkańcy wiele się nacierpieli. Nie tylko zresztą z powodu wojen czy pożarów, ale też z racji skomplikowanej sytuacji politycznej, z powodu prześladowań, zesłań, niepewności jutra. Może więc dlatego każdy, nawet stroniący od religii, a ciekawiący się historią człowiek zrozumie, dlaczego w Wilnie mamy Ostrą Bramę, Kalwarię Wileńską, kult obrazu Jezusa Miłosiernego. 
Prawdą też jest, że wiele z tego, czegośmy się nauczyli i co jest dzisiaj powszechne w naszej diecezji, mieście czy parafii, nie narzucali przełożeni Kościoła, ale powstawało oddolnie, z inicjatywy samych ludzi, czyli zostało wyniesione z domu. W dosłownym tego słowa pojmowaniu.
Niedawno pogrzebaliśmy naszą parafiankę Stanisławę Balcewicz – mamę księdza Mirosława Balcewicza, która mając niełatwe, ale bogobojne życie, swoje pięcioro dzieci prowadziła do Kalwarii, a niektóre z tych najmniejszych dosłownie nosiła na dróżki, dając jakże piękne świadectwo Wiary.
Znam osobiście kilka rodzin z Kalwarii Wileńskiej, z Kolonii Wileńskiej, z innych parafii, w których zakorzeniła się tradycja modlitwy na dróżkach kalwaryjskich. Nie czekają, aż ktoś to nabożeństwo zorganizuje, ale któregoś dnia poniekąd na zew serc wybierają się tu dziadkowie, rodzice, wnuki. Ktoś z nich czyta rozważanie przy stacjach, ktoś prowadzi modlitwę, ktoś niesie Krzyż bądź świecę, ktoś kwiatek. I tak wyniesiona z domu potrzeba rozpamiętywania Męki Pańskiej na dróżkach kalwaryjskich sprzęga się z tym, co z pokolenia na pokolenie utożsamia się z Kościołem domowym.
Należycie przeżyta Droga Krzyżowa niesie przecież wiernym wręcz nieocenione duchowe dobra. Zbawiciel powiedział: "Ja jestem Drogą, Prawdą, Życiem". Droga Krzyżowa jest zatem przeżyciem Jezusa, przeżyciem Zbawiciela w modlitwie. Zawsze powtarzam zapożyczoną myśl, że największym teologiem jest nie ten, kto przeczytał całe Pismo Święte lub zgłębił jakiś traktat teologiczny, to nieobowiązkowo ksiądz czy siostra zakonna, ale każdy, kto przychodzi do Boga, staje lub klęka przed Nim i z Nim rozmawia bezpośrednio, czyli oddaje się modlitwie. 
Na dróżkach modlimy się całym ciałem, bo idziemy, bo klękamy, wstajemy, znowu idziemy, nieraz płaczemy, nieraz potkniemy się, nieraz próbujemy komuś pomóc pokonać w tej drodze naturalne wzniesienie. Ludziom towarzyszą intencje dziękczynne: za powrót do zdrowia, za powrót męża; krzyżują się też intencje błagalne: bo rodzina się rozwala, bo ktoś z bliskich trwa w nałogu, albo przebłagalne: bo ktoś dopuścił się zabicia nienarodzonego dziecka, bo żyje na tak zwaną kocią łapę. Idziemy więc drogą, szukamy prawdy o sobie, o naszych stosunkach z Bogiem, z bliskimi, chcemy w tym wszystkim nie zostać sami, ale z Jezusem, z Jego Matką, z Cyrenejczykiem, z Dobrym Łotrem… Szukamy nadziei, szukamy istoty życia, która utożsamia się z "Ja jestem Drogą, Prawdą, Życiem".
Oprócz tego dróżki kalwaryjskie – to też spowiedź, to możliwość zaczerpnięcia ze skarbca odpustów, to Msza Święta, Komunia, ucałowanie relikwii Krzyża świętego i błogosławieństwo. Na takiej drodze odbywamy formację życia chrześcijańskiego. W odróżnieniu od naszej powszedniości, która nieraz toczy się w zamkniętym kręgu rutyny, owa droga ma swój ład, swój początek i zakończenie, swoją kulminację. 
Przypomina bowiem, że nie Wielki Piątek, ale Poranek Wielkanocny jest celem naszej drogi życia. I tak dziwnie człowiek czuje się przy pustym grobie, zwłaszcza przy pustym grobie wszystkiego tego, co sam dawno już w swoim życiu w relacjach z Bogiem lub innym człowiekiem pogrzebał. Czuje się nieraz tak dziwnie, że dostaje dobrego stresu, dobrego szoku, pytając: "Proszę księdza, znaczy, że to jeszcze nie koniec? Że to dopiero początek w moim życiu?".
Jak dobrze jest postrzegać ten stan u ludzi siedzących, stojących czy odchodzących z myślą o pustym grobie, z myślą o Zmartwychwstaniu…
Zdaję sprawę, że na długiej liście kapłanów, którzy przez wieki posługiwali w Kalwarii Wileńskiej, jestem którymś tam z kolei. Ten zacny poczet otwierają wspomniany już biskup Jerzy Białłozor oraz jego następca – biskup Aleksander Sapieha, który notabene przed 350 laty dokonał uroczystego poświęcenia kapliczek i kościoła, cała plejada ojców dominikanów (tych warszawskich i wileńskich). Niektórzy z duszpasterzy znaleźli zresztą spoczynek wieczny w cmentarnym szpalerze przy kościele, że wymienię tu ks. Stanisława Kakariekę czy też ks. Juliusa Baltušisa, który zaczął odbudowywać wyburzone po barbarzyńsku przez władze sowieckie w początkach lat 60. ubiegłego wieku kaplice Drogi Krzyżowej. Wiadomo, że w czasach zdecydowanie nowszych znaczne zasługi dla Kalwarii Wileńskiej ponieśli: ks. Raimundas Varaneckas (po śmierci ks. Baltušisa prowadził prace odbudowy kapliczek), ks. Kęstutis Latoža, przy którym odbudowę tę w pełni zrealizowano, ks. Virginijus Česnulevičius – mój poprzednik.
Z kolędy wiem, że parafianie z wdzięcznością wspominają wielu z tych, którzy tu swego czasu zasiewali ziarno Wiary, a dzisiaj czynią to w innych parafiach Wilna bądź naszej diecezji: ks. Jana Matusewicza, ks. Włodzimierza Sołowieja, ks. Andrzeja Szuszkiewicza, pamiętają przyzwanego już do siebie przez Pana ks. Rimantasa Maskoliūnasa. U wielu parafian wciąż niezabliźnioną ranę powoduje zmarły przed prawie trzema laty ks. Marek Butkiewicz, wikary.
Mnożą oni takoż słowa serdeczności za posługę siostrom zakonnym, zwłaszcza sercankom, które po kryjomu po domach oraz mieszkaniach katechizowały dzieci w latach prześladowań komunistycznych: zmarłym już – siostrze Zofii oraz siostrze Stasi, jak również jeszcze żyjącej siostrze Teresie czy też siostrze Lucynie, siostrze Oli, siostrze Julii.
Chciałbym też przy okazji odnotować, że z parafii Kalwarii Wileńskiej pochodzą tacy kapłani jak: ks. Mirosław Balcewicz, ks. Marek Gładki, ks. Wiktor Bogdziewicz, ks. Marian Apriszko.
Wśród pogrzebanych przy kościele zacnych duszpasterzy jest też Augustyn Piórko – młody diakon, który urodził się w 1913 roku w pobliskim zaścianku Turniszki, a któremu nie dane było doczekać tej najważniejszej w życiu każdego kapłana chwili – święceń. 3 marca 1942 roku został bowiem aresztowany wraz ze wszystkimi profesorami i klerykami Seminarium Duchownego Archidiecezji Wileńskiej i osadzony w więzieniu na Łukiszkach. Torturowany, bity i katowany w siedzibie gestapo, swój pobyt w celi więziennej traktuje jako rekolekcje zamknięte "z woli Bożej". 
Z Łukiszek w pudełkach od zapałek wyrzucał przed bramą więzienną i przez okna listy do matki i sióstr, pisane "maczkiem" na skrawkach papieru, które to listy znajdywali i dostarczali rodzinie przygodni przechodnie. Tak pisał: …Za co siedzę – tego nie wiem, jak również nie wiem, kiedy będę zwolniony, lecz mam nadzieję, że kiedyś, a może i niedługo to nastąpi. Gdyby było inaczej – też proszę nie rozpaczać, lecz tak jak myśmy to uczynili – zdać się całkiem na wolę Bożą i wszelkie niespodzianki znosić z właściwym sobie męstwem i bohaterstwem. Nad nami bowiem czuwa Bóg, który z największego zła potrafi dobro wyprowadzić. Nie zginiemy jak kamień w wodzie, a jeśli dłużej posiedzimy lub jeśli nawet gdzieś wywiozą – to i tak kiedyś będzie można chyba wrócić. 
Tak będzie, jak dalej losem Bóg pokieruje. A więc w górę serca i niech tak będzie, jak Bóg chce… Miesiąc przed wyświęceniem na kapłana zmarł śmiercią męczeńską w Wilnie 13 kwietnia 1942 roku. W dwutysięczną rocznicę chrześcijaństwa papież Jan Paweł II wraz z innymi 26 męczennikami Archidiecezji Wileńskiej zaliczył w poczet chrześcijan-męczenników XX wieku również księdza diakona. 
Czasem myślę, czy aby nie zbratany z męczeństwem ten młody diakon, 29-letni syn Ziemi Wileńskiej, najbardziej czuwa nad Kalwarią Wileńską swoim wstawiennictwem?...
Rocznica 350-lecia Kalwarii Wileńskiej sprawiła, że przedsięwzięcia religijne, kulturalne i historyczne zostały przez nas pomyślane przez cały rok jubileuszowy. Rozpoczęliśmy go nabożeństwem Drogi Krzyżowej, niosąc wotum wdzięczności za te 350 lat historii dróżek kalwaryjskich i ludzi, którzy na różne sposoby nimi się troszczyli. Zawiesiliśmy je przy Męce Pańskiej nad ołtarzem głównym kalwaryjskiej świątyni. 20 stycznia, gdy Kościół rozważał objawienie się Chrystusa na weselu w Kanie Galilejskiej, w naszym kościele pw. Odnalezienia Krzyża Świętego odbyła się konferencja na temat dzieł sztuki, jakie stanowią wystrój świątyni. Historyk sztuki dr Rūta Vitkauskienė przybliżyła jak historię powstania stacji Drogi Krzyżowej tak też znajdujących się w świątyni obrazów i fresków, odsłaniając tym samym ukryte ich tajemnice. 
Później, w każdą trzecią niedzielę miesiąca, mieliśmy podobne różnotematyczne konferencje związane z Kalwarią Wileńską, a w sali domu parafialnego regularnie urządzaliśmy wystawy. Latem w Parku Werkowskim, przy kaplicy Piłata, w ostatnią niedzielę miesiąca trwają koncerty pomyślane dla parafian jak też dla spacerujących tutejszymi alejkami w celu zwrócenia uwagi na to sakralne miejsce nawet tych, którzy przypadkowo tu zawitali. Na rok jubileuszowy wydaliśmy kalendarz jak też inną atrybutykę związaną z naszą Kalwarią. Parafianom i pielgrzymom ma służyć nowy przewodnik po dróżkach kalwaryjskich w języku polskim. Obecnie odnawiamy stronę internetową naszej parafii. Z okazji Jubileuszu w końcu czerwca miała miejsce autokarowa pielgrzymka do Kalwarii Zebrzydowskiej, a jesienią pielgrzymujemy (tym razem samolotem) z tejże okazji do Ziemi Świętej...
Tak się zbiegło historycznie, że tego roku święto Zesłania Ducha Świętego, kiedy to przed 350 laty zostały poświęcone stacje Drogi Krzyżowej, wypadła również 9 czerwca. To właśnie tej kalendarzowej dacie zostały też przypisane główne uroczystości. Wspólnoty polskojęzyczne świętowały jubileusz 8 czerwca z biskupem pomocniczym z archidiecezji mińsko-mohylewskiej Juryjem Kasabuckim na czele, natomiast litewskojęzyczne – 9 czerwca, a modłom przewodziło zwierzchnictwo archidiecezji wileńskiej: metropolita arcybiskup Gintaras Grušas, biskup Arūnas Poniškaitis oraz biskup Darius Trijonis. 
Po przejściu tłumów wiernych Drogą Krzyżową kulminacją uroczystości były Msze Święte pod otwartym niebem przy naszej świątyni. Po czym zaprosiliśmy zgromadzonych na piknikową agapę, chcąc w ten sposób nawiązać do tradycji sprzed lat, kiedy to wierni po trudach obejścia Drogi Krzyżowej zostawali przy kościele, gdzie w naturalnej scenerii spożywali to, co zabrali ze sobą, umacniając w ten sposób domowe wspólnoty. Towarzyszyła temu koncertowa nuta, o którą w przypadku świętowania wspólnot polskojęzycznych zatroszczyli się: piosenkarze Bożena Sokolińska i Ryszard Bryżys oraz zespoły "Wilenka", "Randeo Anima" i "Art of Music".
Dotychczasowe dzieje Kalwarii Wileńskiej niezbicie dowiodły, że nie jest ona li tylko kompleksem większych i mniejszych budowli, że pełnię jej treści kształtuje przekazywana z pokolenia na pokolenie tradycja modlitewnego wędrowania i rozważania Męki Pańskiej. Jestem przekonany, iż dróżki kalwaryjskie będą nadal gorliwie wydeptywane przez wiernych, składających swe prośby, szukających ukojenia wewnętrznych boleści, mnożących dziękczynienia za to, co otrzymują z łaski dobrego Boga, która niczym niewyczerpalne źródło.
 

 

komentarze (brak komentarzy)

dodaj komentarz

W ostatnim numerze

W numerze 12/2021

NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL


ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!

  • Inżynier-romantyk
  • Wiersze Henryka Mażula

POLITYKA

  • Na bieżąco

2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ

  • Życie jak wspinaczka

LITERATURA

  • Pisarstwo Alwidy A. Bajor

NA FALI WSPOMNIEŃ

  • OKOP: działalność
  • Duszpasterze ratowali Żydów

XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"

  • Twierdze, co Polski strzegły

WŚRÓD POLONII ŚWIATA

  • 150-lecie polskiego osadnictwa w Nowej Zelandii

RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY

  • Styczyńscy. Spod Wilna na Syberię

MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA

  • O obowiązku

Nasza księgarnia

Pejzaż Wilna. Wędrówki fotografa w słowie i w obrazie
Wilno po polsku

przeglądaj wszystkie

prześlij swojeStare fotografie

Historia na mapie