Na jubileusz 60-lecia Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca "Wilia"
Studiując w swoim czasie nauki ścisłe, tęskniłem do czegoś takiego, co by było bliżej duszy. Lubiłem śpiew, poezję. Nadarzyła się okazja: zaproszono mnie do nowo zorganizowanego polskiego amatorskiego teatrzyku przy klubie kolejarza w Wilnie. Zajęcia z poezji prowadził dr Jerzy Orda, znakomity znawca historii sztuki, teatru, wielki miłośnik recytacji, szczególnie najtrudniejszej – tej zbiorowej. Były również przewidziane deklamacje indywidualne. Niemniej dopiero w tych chórach poetyckich wyzwalały się moce ludzkich głosów pomnożone przez liczbę uczestników i doprawdy radowało się serce przy odmawianiu jak pacierza:
Już się z pogodnych niebios oćma zdarła smutna,
czy utworów innych wielkich klasyków.
Repertuar dobierano ambitny, również ten patriotyczny. Tak po dwóch latach naszego działania zaniepokoiły się władze miejskie od kultury i zabroniły dalszej pracy. Przyroda pustki nie lubi. Na naszym miejscu powstała już inna grupa pod nowym kierownictwem, które potrafiło lepiej dogodzić gustom zideologizowanych urzędników.
W tym to czasie już dziewięć lat dawał sobie radę polski ludowy zespół pieśni i tańca przy Pałacu Kultury Związków Zawodowych. Daniną władzom były wstępy jego koncertów, zawierające pieśni o Leninie i partii. A dalej widz słuchał już innych śpiewów i oglądał repertuar ludowy. Władze zespół obdarzyły dodatkowo tytułem wzorowy, pozwoliły na używanie imienia Wilia, co raczej bardziej nawiązywało do napisanej przez Mickiewicza w Rosji pieśni niż do nazwy samej rzeki. Ta pieśń zespołowi towarzyszy od początków jego istnienia do dziś. Włączyłem się więc wtedy do wiliowego chóru na dobrych 15 lat z przerwą na służbę wojskową. A w śpiewie przydało się tamto nasłuchanie się w słowo mówione, a teraz i w melodię też.
W tym okresie oprócz częstych koncertów po Litwie całej następowały wyjazdy dalsze: Lwów, Tallinn oraz Polska (w latach 1966, 75, 79, w których brałem udział). Szczególnie pamiętny, bo pierwszy, był wyjazd w lipcu 1966 roku. Trafiliśmy na uroczystości milenijne. Nami tak umiejętnie pokierowano, że nie zetknęliśmy się z żadnymi uroczystościami kościelnymi, pomimo że to było przecież tysiąclecie chrztu, ani też z kimkolwiek z Polonii zagranicznej. Mijaliśmy się tylko z nimi na bądź co bądź długiej trasie: Siedlce, Warszawa, Łódź, Kraków, Zakopane, Katowice, Wrocław. Ale i tak było to dla nas przeżycie niepowtarzalne.
Atmosfera w Wilii w ogóle była zawsze pogodna, żeby nie powiedzieć rodzinna. Tancerze byli zakochani w swojej baletmistrz p. Zofii Gulewicz, chórzyści – w Wiktorze Turowskim (nieodżałowanym panu Witku). Szanowano p. Edwarda Pylipajtisa (od orkiestry), Władysława Korkucia (p. Władka od chóru).
Może tylko najbardziej zaciężny spór wywiązał się w swoim czasie między chórem a grupą baletową o polonez Ogińskiego. Przypomniało mi się o tym w związku z okrągłą obchodzoną rocznicą tego kompozytora teraz. A wtedy: chór chciał mieć swój żelazny numer na bis, bo wirujących w parach i tak często bisowano. Śpiewający uważali więc, że ten trudny w melodii i poważny w słowach utwór tancerze zadepczą. Ale przy odrobinie wyrozumienia wszystko dało się pogodzić i książę Michał Kleofas, myślę, że z tej zgody również dzisiaj się cieszy.
W miarę swoich możliwości oprócz śpiewu chciałem się czymś dodatkowo dla Wilii przysłużyć. Napisałem parę tekstów piosenek, jedną wspólnie z kompozytorem z Warszawy, wielce pomocnym dla nas Marianem Domańskim. Projektowałem czasem afisze (raczej nie zachowały się), zaproszenia na koncerty, pamiątkowe znaczki z datą założenia zespołu, pamiątkowy medal 15-lecia. Przysparzał mi dodatkowej pracy wspomniany już wyżej p. Władek. Nie oszczędzał siebie, zakładając wciąż nowe polskie zespoły, w większości uczniowskie, i gorliwie na mnie wymuszał: to teksty, to afisze, folderki, proporczyki. Te zajęcia też, co prawda, pośrednio odnoszę na karb niejako kontynuacji robót dla Wilii, którą chętnie oglądam i dziś, mimo zmian w repertuarze i w kierownictwie.
Obecnemu kierownictwu i całemu aktualnemu zespołowi życzę wszystkiego najlepszego. Cieszę się serdecznie wraz z innymi weteranami za umożliwienie dla nas wzięcia skromnego udziału w jubileuszowym koncercie 60-lecia.
Sto lat!
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Wolna Wigilia? Hołownia ma sposób. "Nie żartuję, ja naprawdę w to zrobię"
Szymon Hołownia, marszałek Sejmu, zadeklarował poparcie dla ustanowienia Wigilii dniem wolnym od pracy. Decyzja może zapaść w przyszłym tygodniu, a zmiany obowiązywać od 2025 roku.
"Zaklinacz Trumpa" na Florydzie? Misja szefa NATO
Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, udał się na Florydę, by spotkać się z prezydentem elektem USA Donaldem Trumpem w jego rezydencji Mar-a-Lago. Informację tę podał holenderski dziennik "De Telegraaf". Rutte podróżował samolotem rządu holenderskiego, ponieważ NATO nie posiada własnych maszyn.
Zaczęli krzyczeć w stronę Hołowni. "Gdzie pan był w marcu"
Gorąco podczas spotkania Szymona Hołowni z mieszkańcami Rypina. Emocję wzrosły po tym jak Hołownia zaczął mówić o Radosławie Sikorski. Dwóch mężczyzn zaczęło oskarżać koalicję rządzącą, w tym samego marszałka. - Gdzie pan był w marcu, jak rolnicy protestowali? Jak w nas policja kostkami rzucała? - pytali mężczyźni.