Plac Łukiski w Wilnie musiał czekać aż 27 lat na należyte uporządkowanie po odzyskaniu niepodległości i zdemontowaniu pomnika Lenina. Niestety, nawet trzech dekad okazało się za mało, by został zrealizowany tu projekt upamiętnienia walk o wolność oraz tych, którzy brali w nich udział. Kilkanaście ogłoszonych konkursów na odpowiedni pomnik nie przyniosły wyników, satysfakcjonujących różne grupy społeczne i organizacje. Postanowiono więc uporządkować przynajmniej sam plac.
Uroczyście otwarto go w listopadzie 2017 roku i po wiosennym zagospodarowaniu terenu wilnianie najwyraźniej polubili to miejsce dzięki jego "demokratyczności": na trawnikach można tu sportować, bawić się, jak też odpoczywać. Można również orzeźwić się wodą z interaktywnej fontanny, z czego z ogromną radością korzystają dzieci. Plac jest chętnie odwiedzany.
Niestety, nadal nie ma szczęścia do pomnika. Po kolejnym konkursie za zwycięzcę został uznany młody architekt Andrius Labašauskas i jego "Wzgórze Wolności". Jednak stronnicy ustawienia na placu Łukiskim "Pogoni" (projekt zdobył II miejsce) nie dali za wygraną i w ciągu dwóch lat różnymi drogami (w tym – poprzez zaskarżenie decyzji komisji konkursowej do sądu) starają się o to, by "Pogoń" w sercu Wilna zaistniała, chociaż zbieżny pomnik, jako "Rycerz Wolności", już stoi w Kownie.
Wilnianie zdążyli się przyzwyczaić do placu bez pomnika i cieszą się, że służy on dobrze mieszkańcom stolicy i gościom.
Jednak po 23 czerwca br. plac Łukiski stał się tematem numer jeden nie tylko dla szeregowych wilnian, ale też kilku instytucji państwowych, premiera, prezydenta, Sejmu, który nawet zwołał w tej sprawie dodatkowe posiedzenie. O co poszło? O plażę! A raczej "piaskownicę", jak trafnie nazwali ten twór pomysłowi ludzie. Praktycznie w ciągu jednego dnia, na mocy rozporządzenia mera Wilna Remigijusa Šimašiusa, na plac przywieziono 300 metrów sześciennych żółtego piasku, który wypełnił 1660 metrów kwadratowych powierzchni placu (jest to bodajże dziesiąta jego część).
Zaraz potem ustawiono tu leżaki, zawieszono hamaki, urządzono miejsce do gry w siatkówkę. Na dodatek zjawił się napis w hollywoodzkim stylu "Open Beach", znak ostrzegawczy przed rekinami (też w języku angielskim), drogowskazy do innych wileńskich miejsc plażowych i ogromny ekran z widokami morza. Na "plaży" nie zabrakło plażowiczów – dominowały mamy z dziećmi, dla których tak duża piaskownica – to prawdziwa frajda. Ta atrakcja (wraz z zaplanowaną na jesieni jej likwidacją) kosztuje ponad 50 tys. euro.
Mer wraz z plażowiczami wyraźnie się cieszyli z atrakcji i robili sobie zdjęcia. Ale tej beztroskiej radości nie starczyło na długo. Bo, jak i należało przypuszczać, taka "piaskownica" w sercu miasta, na placu, gdzie dokonywano wyroków śmierci na powstańcach styczniowych, a tuż obok mordowano patriotów w sławetnych urzędach okupantów – gestapo i KGB – nie mogła nie wywołać nie tylko niesmaku, ale wręcz fali oburzenia ze strony wszystkich tych, co historię traktują na poważnie i raczej nie są skłonni uznać argumentów m.in. mera, że ten tryskający radością, dźwięcznymi dziecięcymi głosami plac jest najlepszym symbolem wywalczonej wolności. (Ciekawe, że urządzana od paru lat w tym miejscu zimą ślizgawka, na której takoż nie brakło gwaru i śmiechu, nikomu nie podpadła. Możliwe, że roznegliżowane ciała dodały tematowi "piaskownicy" temperatury).
Społeczność wyraźnie się podzieliła i każda ze stron, niezależnie od wieku, miała swoje argumenty "za" i "przeciw". Z kolei instytucje państwowe oraz Sejm stanęły twardo na swoim. Państwowa Komisja Dziedzictwa Kultury uznała, że "plaża" koliduje z historyczno-memorialnym znaczeniem tego miejsca; Narodowe Centrum Zdrowia stwierdziło, że zagrożenie może budzić stan epidemiologiczny tego obiektu; Komisja ds. Narodowej Pamięci Historycznej domagała się od dyrektora administracji samorządu miasta Wilna odpowiedzi na pytanie, czy jest to plaża, czy też plac zabaw, na co otrzymała odpowiedź, że to "tymczasowa instalacja". W takim pomieszaniu pojęć, tak naprawdę trudno jest określić, jakie wymagania wobec tego "obiektu" należy stosować. Premier przyznał, że pomysł jest na "piątkę", ale miejsce całkiem nieodpowiednie; prezydent też nie wyraził zachwytu.
Z kolei Sejm posunął się do przyjęcia ustawy o nadaniu placowi Łukiskiemu statusu memoriału, który ma akcentować historię walk o wolność i upamiętniać biorących w nich udział. Wygląd placu ma też odpowiadać zasadom moralności. Na dodatek w ustawie określono, że podstawowym reprezentacyjnym akcentem ma być "Pogoń" (nie biorąc pod uwagę tego, że obecnie w sądzie jest rozpatrywana sprawa sporu pomiędzy stronnikami "Pogoni" i "Wzgórza Wolności"). Termin likwidacji "obiektu" miałby nastąpić do 1 sierpnia.
Jednak mer, pomimo całej powagi sytuacji (za przyjęciem ustawy głosowało 78 posłów) uważa, że "plaża" pozostanie do końca lata, bowiem jej istnienie nie jest sprzeczne z określoną w ustawie funkcją placu Łukiskiego. I ma szansę na wygraną, bowiem decydenci przyznają, że jeszcze nie wiedzą, kto, na mocy przyjętej ustawy, miałby ten "obiekt" zlikwidować.
W ciągu paru kolejnych tygodni swego istnienia "piaskownica" doczekała się zarówno wizyty prezydenta: ponieważ ma podpisać bądź zawetować przyjętą przez Sejm ustawę o placu Łukiskim, chciał na własne oczy zobaczyć to "zjawisko" oraz porozmawiać z ludźmi, jak i przykrego incydentu: mieszkaniec Szawel (znany z ekstrawaganckich pomysłów) po przybyciu do Wilna wylał na plażowy piasek cuchnącą ciecz, w ten sposób mszcząc się na merze i odpoczywających tu ludziach. Został za to ukarany symbolicznym mandatem, a służby porządkowe w szybkim tempie usunęły cuchnący piasek.
Ponadto 8 lipca wprost na placu została zorganizowana przez dziennikarzy dyskusja na temat "piaskownicy". Wzięli w niej udział: historycy, działacze społeczni, architekci, nawet córka jednego z partyzantów. Owa dyskusja nie doczekała się wielu uczestników, a zdanie zabierających w niej głos było raczej po stronie tych, kto uważa, że na plażę należało wybrać bardziej odpowiednie miejsce. Minister kultury, jak też inne osoby wypowiadające się na ten temat, są zdania, że w sprawie założenia tak kontrowersyjnego obiektu szersza wymiana zdań była wręcz konieczna.
Ostro stanęła również sprawa angielskich napisów. Przewodniczący Państwowej Komisji Języka Litewskiego wielce się na te oburzył. Czy dopnie ich usunięcia? Raczej nie pójdzie mu łatwo z merem Wilna. Wątpliwe, czy będzie próbował i czy da się go ukarać, jak to niedawno czyniono z Polakami Wileńszczyzny, którzy na swoich domach umieszczali tabliczki z nazwami ulic w ojczystym języku. Na razie obok tych angielskich zjawiły się równorzędne w języku litewskim.
Wszystko wskazuje na to, że "burza w piaskownicy", a dokładniej – z jej powodu, jeszcze potrwa, chociaż prezydent podpisał ustawę o placu Łukiskim, odnotowując jednocześnie jej prawne nieścisłości, m.in. dotyczące "nakazu" ustawienia "Pogoni".
A tymczasem dzieciaki mają frajdę. Chociaż, przyznać trzeba, że poprzedni mer litewskiej stolicy – Artūras Zuokas miał lepszy pomysł, kiedy ulokował plażę z palmami przy Białym Moście. Będący w kierowniczym gremium Partii Wolności Šimašius potrafił spowodować wielkie zamieszanie, a wybory nie za górami. Podzielonym liberałom potrzebne jest publiczne zaistnienie i, wydaje się, nie jest ważne, w jakim kontekście.
komentarze (brak komentarzy)
W ostatnim numerze
NARODZIŁ SIĘ NAM ZBAWICIEL
ŻEGNAJ, "MAGAZYNIE"!
POLITYKA
2022 – ROKIEM WANDY RUTKIEWICZ
LITERATURA
NA FALI WSPOMNIEŃ
XVII TOM "KRESOWEJ ATLANTYDY"
WŚRÓD POLONII ŚWIATA
RODAKÓW LOS NIEZŁOMNY
MĄDROŚĆ LUDZKA SIĘ KŁANIA
prześlij swojeStare fotografie
Wiadomości (wp.pl)
Apel państwowej inspekcji. Pokłosie śmiertelnych zatruć
Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa apeluje o zwrot środków zawierających fosforek glinu i fosforowodór. Jest to pokłosie ostatnich śmiertelnych zatruć wśród dzieci.
Tragiczna interwencja policji. Specjalna grupa prowadzi dochodzenie
W wyniku tragicznego zdarzenia, które miało miejsce w Warszawie, zginął policjant. Minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak rozmawiał z Komendantem Głównym Policji nadinsp. Markiem Boroniem, aby omówić szczegóły śmierci funkcjonariusza podczas służby. Jak poinformował resort spraw wewnętrznych, specjalna grupa policyjno-prokuratorska prowadzi dochodzenie.
Zagraniczne media piszą o prawyborach w KO. "Tusk szuka sojusznika"
W prawyborach Koalicji Obywatelskiej zwyciężył Rafał Trzaskowski. Okazuje się, że nie tylko polskie media przypatrywały się temu wydarzeniu. O wygranej prezydenta Warszawy piszą także zagraniczne media.